Strona:Martwe dusze.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiek zjawienie niepodobne do tych, jakie do owéj pory widział i które wywoła w nim choć trochę uczucia niepodobnego do tego, co przez resztę życia czuje. W poprzek największych zgryzot, z których jest uplecione życie nasze, wesoło błyśnie promień radości, gdy niekiedy świetny ekwipaż ze złotą uprzężą, błyszcząecmi szybami, nagle, niespodziewanie przemknie przez biedną, opuszczoną wioskę, gdzie nic dotąd nie widziano prócz chłopskiéj telegi i długo chłopi stoją, gapiąc się z otwartemi gębami, niekładąc czapek, chociaż już dawno przepadł i zniknął z oczów świetny powóz. Tak samo i blondynka, nagle, niespodzianie pokazała się w naszéj powieści — i znikła. Niechnoby się na miejscu Cziczikowa znalazł był jaky dwudziestoletni młodzieniec — czy huzar, czy student, czy ktokolwiekbądź wstępujący dopiero na drogą życia, — Boże! coby się w nim nie poruszyło, nie zagadało, nie nasnuło różnych różności. Długo by on stał nieporuszony na jedném miejscu, zwróciwszy wzrok swój w jedną stronę, zapomniał by i drogi, i wymówki czekających za opóźnienie, zapomniał by o sobie, o służbie, i o wszystkiém, co tylko jest na świecie.
Ale bohater nasz, był już człowiekiem lat średnich i zimno oględnego charakteru. On także zadumał się i myślał, tylko więcéj stanowczo: nie