Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiła się we mnie nadzieja, że jałmużny będą przbywały na utrzymanie jak największej ilości nieszczęśliwych trędowatych; boć przecie kiedy Matka Najśw. przysyła mi tych biedaków i to nawet z tak daleka, to z pewnością da też i na ich utrzymanie.
Po kilku dniach, kiedy moi podróżni nieco wypoczęli, ta poczciwa kobiecina wyspowiadała się i komunikowała, poczem zaopatrzyłem sją w co i jak mogłem na drogę, pobłogosławiłem i, poleciwszy ją opiece Matki Najśw., wyprawiłem w Imię Boże po resztę moich drogich rozbitków. Czy przyjdą i ilu ich przyjdzie, Bóg to raczy wiedzieć. Wyczekuję ich niecierpliwie, a na czem się to skończy, później Ojcu doniosę. Tyle na dziś, bo czasu braknie mi okropnie.
Bardzo a bardzo proszę drogiego Ojca o modlitwy, bo piętrzą się przede mną trudności w ścisłem znaczeniu tego słowa. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Żegnam tymczasem Ojca do następnego listu.