Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niów i t. d. i t. d., a to wszystko tylko dlatego, ażeby móc wykonywać praktyki religijne tak, jak Bóg przykazał. Mój Boże! co za rażąca i zawstydzająca zarazem różnica między tymi biednymi czarnymi, a cywilizowanymi Europejczykami. Czarni z heroicznym wprawdzie zaprarciem się siebie garną się do Boga, a ilu tu Europejczyków, co ani na brak księży, ani na odległość kościoła użalać się nie mogą, bo go nieraz mają o parę kroków zaledwie, a mimo to, albo wcale ich nie widać w kościele, albo jak kiedy niby zajdą na Mszę, to raczej, żeby siebie pokazać i ludzi zobaczyć, niż żeby uczcić Pana Boga. Dzikiego Malgasza martwi, że nie może się co miesiąc albo i częściej spowiadać, a naszym białym raz na rok aż zanadto wystarcza, a dla bardzo wielu i raz na rok to się wydaje za częto i dlatego wcale się nie spowiadają.
Jeżeli Ojciec ten mój list wydrukuje w »Misjach katolickich«, to może niejeden z czytających powie, że ja patrzę na ludzi przez zbyt czarne okulary, bo jeszcze tak źle nie jest, jeszcze i u nas są ludzie wierzący i praktykujący katolicy. Na to już naprzód odpowiadam, że daj Boże, żeby tak źle nie było, to jest żeby się prędzej zmieniło na lepsze; narazie jednak jeszcze daleko do tego, żeby można było powiedzieć, że u nas pod względem religijnym nieźle się dzieje. Jest między czarnymi zepsucie ogromne, jest wiele i bardzo wiele złego, to prawda, ale, zważywszy ściśle wszystkie warunki i okoliczności, w jakich się znajdują biali i czarni, to taki, choć ze wstydem, jednak przyznać trzeba, że czarni daleko lepiej garną się do Boga, niż biali.
Z przybyciem dawnych towarzyszy niedoli, oży-