Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wdzięczności musiał on wzbudzić, kiedy w niebie naraz poznał Boga, zrozumiał wszystko, jak i co się dzieje, jakiego uszedł niebezpieczeństwa przez opuszczenie ziemi i t. d., i t. d. Kiedy tak nieraz myślałem, to mimowoli przychodziło mi na myśl: cobym ja dał za to, żebym mógł wzbudzić tak doskonały akt żalu za grzechy, jak ten dzieciak wzbudził akt wdzięczności, do zupełnego szczęścia nicby mi więcej zgoła nie trzeba było, bo pękłoby mi z pewnością serce przy tym akcie żalu, drapnąłbym z tej ziemi i naturalnie prędzejbym z Panem Jezusem i Najśw. Mateczką był złączony na wieki, a o cóż więcej chodzi. No, no, czy może nie tak?
Pisałem już zdaje mi się kiedyś Ojcu, że mam tu dość zwiedzających budowę, bo wszędzie gadają o tem schronisku. Otóż kiedyś niedawno przyszło kilku czarnych gawronów i zaczęło się gapić. Patrząc na wszystko, zobaczyli nawpół wybudowaną kloakę i nie mogli żadną miarą pojąć, na co taki długi kanał przy domu. Jeden z nich więcej ucywilizowany niby, chociaż swoją drogą niczem się od towarzyszy nie różnił, bo oprócz kawałka lamba, żadnego innego odzienia nie używał, tak im całą rzecz wytłumaczył: wazaha, czytaj waza (cudzoziemiec) mądrze wszystko obmyślają, w domu będą mieszkać wygodnie, a w razie najścia nieprzyjaciela, do tego kanału się pochowają i będą bezpieczni. To tłumaczenie zupełnie zaspokoiło ciekawość towarzyszy czarnego cicerone, zdaje mi się dlatego, że Malgasze tak samo zawsze robili, kiedy jedno plemię napadało na drugie. — W każdym domu malgaskim był wykopany dół wewnątrz domu, zamykający się drzwiczkami, czy