Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mużna nadchodzi i to z Polski, a nie skądinąd, bo o tem przekonywują się z ogłoszeń w »Misjach katolickich« francuskich, gdzie od czasu do czasu ogłoszone kilkanaście albo kilkadziesiąt franków, które na budowanie przecie nie wystarczą, zaprzeczyć zatem nie mogą tego, co mówię o Najśw. Pannie, ale miny mają nie arcymądre i zwykle nic nie odpowiadają. Często mi mówią i piszą ludzie wierzący, dobrzy i praktykujący katolicy: »Niech się Ojciec nie dziwi, że z Francji tak mało jałmużn nasyłają, bo u nas tyle dobroczynnych dzieł pozakładano w kraju, że najmiłosierniejsi często są w kłopocie, skąd pieniędzy wziąć na to wszystko«. Na to zawsze odpowiadam: »Wiem o tem i dlatego nic nie mówię, i nie śmiem nic mówić, zresztą jałmużna — to łaska, a nie obowiązek, jednak niech zajrzy kto chce do Polski, a przekona się, że i u nas, choć czasy ciężkie, jednak dobroczynnych dzieł też mnóstwo, wydatków wiele, bo zwłaszcza po rządem rosyjskim budują wiele nowych kościołów i naprawiają stare, a mimo to, dobrzy ludzie i o nieszczęśliwych trędowatych nie zapominają i nieraz, za co niech im Matka Najśw. stokrotnie wynagrodzi, z ostatniego sobie ujmują, a przysyłają na budowę schroniska, a może Bóg da, że nietylko sama fundacja będzie polską, ale i łóżka, jeżeli nie wszystkie, to większość będzie zakupiona przez Polaków«. Spostrzegłem parę razy, że tak gadając, niejednego trochę ukłułem, przykrości nie chciałbym zrobić nikomu, ależ trudno znowu, żebym mówił inaczej, bo byłoby to nieprawdą.
Już i pomiędzy Malgaszami pojawia się to niedorzeczne, a tak zgubne zapatrywanie się na naukę