Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LIST XLIII.


Fianarantsoa, 25 sierpnia 1903.


Oddawna zbierałem się napisać do Ojca, ale nie mogłem, tak mi się fatalnie nie kleiło, że zbierałem się ciągle, jak czajka za morze, ale zebrać się nie mogłem, zawsze jak nie jedno, to drugie w drogę zaszło i ani rusz nawet myśli zebrać. Prawda to jest, że wiele może ten, co musi, a jeszcze więcej ten, co chce, jednak nulla regula sine exceptione, chciałem napisać, a nie dało się. Budowa schroniska postępuje — ile się da. Mówią tu wprawdzie na wszystkie strony, że siedzimy mocno, jak wróbel na gałęzi, bo lada chwila mają nas wyrzucić tak jak i z Francji; nie zaprzeczam tego wcale, ale też i nie zważam na to, a urguję roboty, jakgdyby nigdy nic. Dopuści Pan Jezus, że nas stąd wypędzą, dziej się Jego najświętsza wola, znajdę sobie gdzieś kącik i przeczekam tam, aż ta burza minie i potem znowu do rozpoczętego dzieła się wezmę. Ludzie wiele mogą, ale Najśw. Panna może wszystko zrobić, co się Jej tylko podoba i z pewnością nie dopuści, żeby dzieło, które sama rozpocząć kazała, nie miało przyjść do skutku — w to wcale nie