Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w swej parafji, zaproponowali składkę, ale naturalnie bardzo małą każdorazowo, tak np.: gdyby każdy z parafjan dał centa jednego, żeby nikomu nie było za ciężko. Zdaje mi się, że tym sposobem łatwo w parafjach, zwłaszcza licznych, zebrałoby się w przeciągu lat, dajmy na to, dwóch, potrzebne pieniądze na zakupienie kilku łóżek. Mówię, że w przeciągu dwóch lat, bo mnie tu zapewniają, że za dwa lata schronisko będzie gotowe. Zebrawszy potrzebne pieniądze na zakupienie łóżka, księża proboszczowie odsyłaliby Ojcu pieniądze, Ojciec napisałby mi nazwisko parafji fundującej łóżko, ot i po sprawie — było by zaraz kilka łóżek zakupionych przez Polaków, a ofiara byłaby Bogu tem milsza, że to wdowi grosz biednych ludzi składających się na to.
Jeżeli Ojciec uważa to za możliwe, proszę z łaski swej tak zrobić; jeżeliby zaś to było bardzo trudnem, albo niepodobnem, ha, toć trudna rada, trzeba się z tym sposobem żebrania pożegnać. Zresztą trudno, czy łatwo to pójdzie, mniejsza z tem, kupić nie kupić, a potargować nie szkodzi, niech Ojciec będzie łaskaw tak zrobić, t. j. proszę prosić księży proboszczów, a ja tu się zacznę naprzykrzać o to Matce Najśw. Jeżeli to będzie się zgadzało z Jej wolą, to Mateczka Najśw. z pewnością zagrzeje serca ludzkie do ofiarności i niesienia pomocy najnieszczęśliwszym ze wszystkich najnieszczęśliwszych. A dajmy na to, żeby to się nie tylko nie udało, ale żeby mnie który z księży proboszczów listownie wyłajał za natręctwo, jeszcze w tem nic tak wielkiegoby nie było — korona z głowy mi nie spadłaby, bo jej i bez tego nie mam,