Strona:Król Lir (William Shakespeare) 024.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Edmund. Nie wiem. Pozwól sobie jednak powiedzieć, milordzie, iż gdyby ci się podobało powściągnąć oburzenie, jakiem cię mój brat przejmuje, dopókibyś z niego nie wydobył więcej wskazówek co do jego zamiarów, oparłbyś się na pewniejszej zasadzie; gdy tymczasem, występując gwałtownie przeciw niemu, gdybyś się zwłaszcza co do zamiarów jego pomylił, naraziłbyś na wielki uszczerbek własną swoją powagę i odepchnąłbyś ze szczętem jego serce. Gotówem życiem ręczyć, że on to napisał dla doświadczenia moich uczuć ku tobie, panie, a nie w żadnej złej intencyi.
Gloster. Czy tak myślisz?
Edmund. Jeżeli Wasza Cześć uzna to za stosowne, postawię cię, panie, w takiem miejscu, gdzie będziesz nas słyszał rozmawiających w tym przedmiocie, i tym sposobem własnem uchem nabędziesz przeświadczenia o prawdzie; to zaś stać się może niezwłocznie, tego wieczora.
Gloster. Niepodobna, aby był takim potworem.
Edmund. I nie jest nim też, niezawodnie.
Gloster. Względem ojca, który go tak czule, tak nad miarę kochał! — Przekleństwo! — Edmundzie, pomów z nim; nastręcz mi sposobność przekonania się o prawdzie; poprowadź tę rzecz według własnego uznania. Gotówbym się ogołocić ze wszystkiego, bylebym stanowczo wiedział, co mam myśleć.
Edmund. Pomówię z nim natychmiast; ułożę tę rzecz, jak się da najlepiej, i uwiadomię cię o tem, panie.
Gloster. Te zaćmienia słońca i księżyca, które niedawnymi czasy przypadły, nie zwiastują nam nic dobrego; niech je nauka przyrody jak chce wykłada, zawsze to pewna, że one w skutkach są przyrody plagą: miłość chłodnie, przyjaźń zawodzi, braterstwo popada w rozdwojenie; w miastach rozruchy, po wsiach zatargi, w pałacach zdrada; węzeł pomiędzy ojcami i dziećmi zostaje przerwany. Widzieliśmy już piękne rzeczy za dni naszych: intrygi, nieczułość, przewrotność, wszelkie burzące czynniki nieładu ścigają nas i niepokoją aż do grobu. — Wybadaj tego nędznika, Edmundzie; nie stracisz na tem; uczyń to jak najskrupulatniej. — I Kent, szlachetny, prawy Kent wygnany! Poczciwość, to jego zbrodnia. — Dziwy! dziwy!
(Wychodzi).