Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 199 —

żnego ptactwa przeważnie z rzędu płetwonogich, oraz szkielety trzody domowej, okryte jeszcze tu i owdzie skórą, porośniętą czarną sierścią, co upewniło nas, że zniszczenie ogólne mogło zaledwie parę miesięcy temu mieć miejsce. Suche więc i nadpróchniałe już kości znalezione na Tsalal, nie należały do ofiar katastrofy.
Po 36 godzinach, które poświęcił Halbran okrążaniu pozostałych drobnych odłamów obszernego niedawno archipelagu, utrwaliło się w nas przekonanie co do czasu zaszłych wypadków, oraz pewność że kapitan Wiliam Guy dość wczesną ratował się ucieczką. Gdzie wszakże mógł się schronić ze swymi towarzyszami? Gdzie szukać mają go ci, którzy wreszcie przybyli mu na pomoc?... Oto pytanie, na które próżno usiłowaliśmy znaleźć odpowiedź...
— Nie przypisując sobie nadzwyczajnej domyślności — rzekłem wreszcie do kapitana — a zestawiając jedynie fakty zebrane, sądzę że niedaleki jestem od prawdy, podając następujący wniosek:
Gdy po katastrofie w dolinie Klock-Klock, siedmiu ludzi z załogi Oriona nie licząc Pryma i Petersa uratowało swe życie, był razem z nimi pies Sułtan, czego dowodzą kości jego znalezione w pobliżu osady. Niedługo później ludność miejscowa, niewiadomo z jakiej przyczyny, opuściła wyspę, zostawiając tem samem zupełną na niej swobodę nieszczęsnym rozbitkom, którzy też jedynie dzięki temu zdołali tu wyżyć lat jedenaście, jakkolwiek nie wątpię, że próbowali uwolnić się z tego więzienia — już to na pirogach krajowców, już na własnej budowy łodziach. Wreszcie po zniknięciu Watersona, który wypadkiem czy umyślnie odpłynął na lodowcu, nastąpiło trzęsienie ziemi niszczące Tsalal, a pochłaniające zupełnie sąsiednie wyspy. Wtenczas to niezawodnie uznał kapitan Wiliam Guy, iż bądź co bądź próbować trzeba powrotu na północ. Prawdopodobnie wszakże, lekkie łodzie roz-