Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
217

— Tak sądzisz? rzekł Altamont.
— Niezawodnie. Gdyby zwiedzić najsławniejsze w starożytności krainy, miejsca gdzie stały Teby, Niniwa, Babilon, owe przez naszych praojców sławione niegdyś z urodzajności doliny, zdawałoby się, że niepodobna aby tam ludzie kiedyś żyć mogli, bo i atmosfera nawet sama zmieniła się i popsuła, od chwili opuszczenia ziemi przez człowieka. Takie jest prawo natury, że gdzie człowiek jeszcze nie zamieszkał albo przestał już mieszkać, tam przestrzenie stają się niezdrowe i nieurodzajne. Człowiek kraj stwarza swoją obecnością, swemi zwyczajami, swym przemysłem — więcej powiem, swoim oddechem. Zmienia on pomału wyziewy ziemi i warunki atmosferyczne, i lepszemi je dla zdrowia czyni przez to samo, że w nich żyje i oddycha. Zgadzam się więc, że mogą być kraje nie zamieszkałe, ale nigdy niemieszkalne!
Tak rozmawiając, myśliwi zamienieni w naturalistów szli ciągle, aż przybyli nareszcie do jakiejś niziny odkrytej i dość rozległej, przez którą wiła się rzeczka prawie już całkiem rozmarzła; południowa jej wystawa przyczyniała się już do jakiej takiej wegetacyi na jej brzegach i na najbliższem wzniesieniu. Grunt objawiał tam wyraźną do rodzajności skłonność, gdyby mu dać kilka cali zie-