Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spuszczono statki na morze. J.—T. Maston i jego przyjaciele wskoczyli w nie coprędzej, i ze wzruszeniem, z gwałtownem biciem serca zbliżali się w czółnach do pocisku. Cóż on w sobie zawierał? Żyjących czy trupy? — Żyjących! tak, żyjących! jeśli tylko śmierć nie zaskoczyła Barbicane’a, i dwóch jego przyjaciół od chwili jak zatknęli swą chorągiew.
Głębokie milczenie panowało na czółnach. Serca biły gwałtownie, w oczach się ćmiło. Jedno z okienek pocisku było otwarte. Szczątki szkła pozostałe w osadzie dowodziły że szyba musiała być stłuczoną. To okienko właśnie było w wierzchołku wynurzonym na kilka stóp z wody.
Najpierw rozumie się dopłynęło czółno J.—T. Mastona. Szanowny sekretarz rzucił się do stłuczonego okienka.....
W tej chwili usłyszano głos wesoły i czysty, głos Michała Ardana, który krzyczał z zadowoleniem:
— Po mydle, Barbicanie, po mydle!
Barbicane, Michał Ardan i Nicholl, grali w domino!