Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobrze więc, wtrącił Michał Ardan, skoro zatem winowajca już wykryty, i sprawa załatwiona, zasiądźmy do śniadania. Po całonocnych obserwacjach, warto się trochę posilić.
Propozycja ta nie znalazła przeciwników. Michał w ciągu kilku minut przygotował posiłek. Lecz jedli aby jeść, pili bez humoru, bez toastów i wiwatów. Odważni podróżnicy, wciągnięci w tę ciemną przepaść, pozbawieni zwykłego blasku promieni słonecznych, czuli się mocno zaniepokojeni. Cień „dziki“ tak wysławiony piórem Wiktora Hugo, uciskał ich i trapił ze wszech stron.
Rozmawiali więc o tej nieskończonej nocy trwającej trzysta pięćdziesiąt cztery godzin, czyli blizko piętnaście dni, jaką nieubłagane prawa fizyki narzucają biednym mieszkańcom księżyca. Barbicane dał swym przyjaciołom kilka objaśnień, dotyczących przyczyn i skutków tego ciekawego zjawiska.
— Ciekawe, prawdziwie ciekawe zjawisko, powtarzał Barbicane; bo chociaż każda półkula księżyca pozbawiona jest słonecznego światła przez dni piętnaście, to ta ponad którą bujamy w tej chwili, podczas swej długiej nocy, nie widzi nawet ziemi szczodrze oświeconej. Jednem słowem, księżyc stosując tę nazwę do naszej sferoidy, jest tylko z jednej strony tarczy. Gdyby to samo miało miejsce na ziemi, to jest gdyby naprzykład Europa nigdy nie widziała księżyca, a takowy wi-