Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Około piątej rano, przebyto nareszcie północną granicę morza Deszczów. Góry La Condamine i Fontenelle, pozostały jedna na lewo, druga na prawo. Ta część tarczy, poczynając od 60° stawała się zupełnie górzystą. Lunety zbliżały ją do odległości jednej lieu, to jest mniej aniżeli od wierzchołka Mont-Blanc do poziomu morza. Cała ta okolica najeżona była cyplami i górami okręgowemi. Około 70° sterczał Philolaus, wysoki na 3,700 metrów, z kraterem eliptycznym długim na szesnaście, a szerokim na cztery mile.
Tarcza widziana z tej odległości nadzwyczaj dziwny przedstawiała widok. Krajobrazy wpadały w oko w bardzo odmiennych, ale też i wiele niższych warunkach niż na ziemi.
Księżyc niema atmosfery; już wykazaliśmy skutki braku tej powłoki gazowej. Na powierzchni jego nie ma zmroku; noc następuje po dniu, a dzień po nocy tak samo jak lampa nagle zapalona lub zgaszona. Nie ma tam żadnego przejścia od zimna do gorąca, a temperatura w jednej chwili od stopnia wody wrzącej, spada do stopnia mrozów w przestworzu.
Jeszcze jeden skutek tego braku powietrza jest ten, że ciemność zupełna panuje tam, gdzie nie dochodzą promienie słońca. To co na ziemi zowie się światłem rozproszonem, ta materja świetlna którą powietrze w zawieszeniu utrzymuje, z której powstaje świt i jutrzenka, która wydaje cienie, półcienie, i całą tę magię świa-