Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oh! stęknął Ardan, znowu mamy v zero kwadrat!... a mówże językiem dla wszystkich zrozumiałym, człowieku algebraiczny!
— Otóż w mowie zwyczajnej, ciągnął dalej Barbicane, ponieważ średnia odległość księżyca od ziemi wynosi sześćdziesiąt promieni ziemskich, przeto długość ostrokręgu cienia, w skutek refrakcji redukuje się do mniej jak czterdziestu dwóch promieni. Wypada więc z tego, że podczas zaćmień księżyc znajduje się poza ostrokręgiem cienia, i że mu słońce przesyła nie tylko promienie swoich brzegów, ale też i promienie swego punktu środkowego.
— Pocóż więc, spytał Ardan tonem żartobliwym, jest zaćmienie, gdy go być nie powinno?
— Jedynie dlatego, że refrakcja osłabia te promienie słoneczne, a atmosfera przez którą one przechodzą, zasłania największą ich liczbę!
— Ta przyczyna jest dla mnie dostateczną, odpowiedział Ardan. Zresztą zobaczymy to lepiej własnemi oczyma, gdy tam już będziemy.
— Teraz, powiedz mi Barbicanie, czy wierzysz ty w to, żeby księżyc mógł być dawną kometą?
— Cóż za myśl!
— Tak jest, odpowiedział Michał z zabawną głupowatością, miewam swoje pomysły tego rodzaju.
— Ale to nie jest twój pomysł, Michale, wtrącił Nicholl.