Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Otóż to są ci uczeni! nigdy niczego innego od nich nie można się spodziewać! Dałbym 20 pistolów za to, żebyśmy spadli na Obserwatorjum w Cambridge, i zgnietli je wraz ze wszystkimi fabrykantami fałszywych cyfr, jacy się w niem znajdują!
Jednym razem kapitan zwrócił się z uwagą wprost do Barbicane’a.
— Patrzcie koledzy, rzekł on, jest już siódma godzina ranna, trzydzieści dwie godzin przeto upłynęło od chwili naszego wyjazdu, przebyliśmy już większą połowę naszej drogi, a jednak nie spadamy jeszcze, o ile mi się zdaje.
Barbicane nie odpowiadał; lecz nagle rzuciwszy okiem na kapitana, pochwycił cyrkiel służący mu do mierzenia odległości kątowej kuli ziemskiej, potem przez szybę spodnią dokonał bardzo dokładnej obserwacyi, do czego mu dopomogła pozorna nieruchomość pocisku. Dalej powstał, otarł z czoła duże krople potu, i zaczął stawiać cyfry na papierze. Nicholl rozumiał, że prezes chciał od miary średnicy ziemskiej odjąć odległość w jakiej się kula od ziemi znajdowała. Patrzył na niego z niecierpliwą ciekawością.
— Nie! zawołał Barbicane po chwili, nie, my nie spadamy! Jesteśmy już więcej jak 50,000 mil nad ziemią! Przebyliśmy już ten punkt, w którym pocisk mógł się zatrzymać, gdyby szybkość jego przy wyjeździe wynosiła tylko 11,000 metrów! Idziemy wciąż w górę!