Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Uspokój się mój zacny przyjacielu, odpowiedział Barbicane. Pocisk wytrzymał temperaturę znacznie wyższą, gdy przebywał warstwy atmosferyczne, i nie zdziwiłoby mnie to wcale, gdyby się oczom ciekawych widzów na Florydzie ukazał jako meteor ognisty.
— Lecz wtedy J,—T. Maston sądziłby, żeśmy się upiekli.
— I dziwi mnie, rzekł Barbicane, że się tak nie stało. Nie przewidzieliśmy tego niebezpieczeństwa.
— Jam się tego obawiał, oschle dodał Nicholl.
— A nic nie mówiłeś, przewyborny kapitanie! wołał Michał Ardan, ściskając rękę swego towarzysza.
Barbicane tymczasem myślał o urządzeniu się wewnątrz pocisku, jakby go nigdy nie miał opuścić. Przypomnijmy sobie, że powierzchnia podstawy tego wagonu powietrznego miała 54 stóp kwadratowych. Wysoki na 12 stóp, aż do wierzchołka swego sklepienia, zręcznie urządzony wewnątrz, nie zastawiony narzędziami i sprzętami, które wszystkie miały miejsce wyznaczone sobie, posiadał dość przestrzeni do swobodnego rozłożenia się trzech swych mieszkańców. Gruba szyba osadzona w części spodniej, mogła wytrzymać ciężar dość znaczny; to też Barbicane i dwaj jego towarzysze stąpali po niej jak po silnej podłodze, a padające wprost na nią promienie słoneczne, oświetlały z podspodu wnętrze pocisku.
Zaczęto od zrewidowania skrzyń zapasowych z wodą i żywnością, które nic nie ucierpiały, dzięki prze-