Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadzieję wytrzymania tam największego spadku kolumny termometrycznej.
Więc roboty zostały bezzwłocznie rozpoczęte. Łopat, kilofów i tym podobnych narzędzi, jak wiadomo, nie brakowało, a pod kierownictwem Ben-Zufa hiszpańscy majos i marynarze z galioty energicznie pracowali.
Ale zawód spotkał pracowników i inżyniera Servadac zawiadującego nimi.
Miejsce wybrane do wykopania jamy położone było po prawej stronie posterunku, gdzie grunt tworzył pewne wzniesienie. Pierwszego dnia wyrzucanie ziemi odbywało się bez trudności, ale doszedłszy do głębokości ośmiu stóp, pracownicy natrafili na substancyę tak twardą, iż narzędzia ich nie mogły dać sobie z nią rady.
Hektor Servadac i hrabia, zawiadomieni o tem przez Ben-Zufa, poznali w tej substancyi nieznaną materyę tworzącą także brzeg morza Gallickiego i jego grunt podwodny. Widocznem było, że tworzył on również podstawę Galii. Nie było więc możności kopania dalej. Być może, iż i zwykły proch nie zdołałby rozsadzić tej masy, twardszej od granitu, potrzebaby chyba użyć dynamitu, by dać sobie z nią radę.
— Do licha! — zawołał kapitan Servadac — cóż to za minerał? jak to być może, ażeby kawałek starego naszego globu utworzony był z materyi, której nie możemy nazwać.
— To jest nie do wytłumaczenia — odrzekł hrabia; — a jeżeli nie zdołamy wykopać sobie