Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IX.

Długie chwile oczekiwania na ich powrót, dla Iwarda i Maryi zdawały się być latami, wreszcie skończyły się. Wszyscy zostali wydobyci: Anna, zupełnie z sił opadła, Franciszek bardzo wycieńczony, i Tomek uśmiechnięty i szczęśliwy, że powiodło się wyratować, choć z takiem poświęceniem, kochanego anioła kopalni.
Pan Iward jednak omal nie przypłacił życiem tego wypadku. Leżał długo, pasując się ze śmiercią, wreszcie siły zaczęły mu powracać, i pierwszemi jego słowami, wymówionemi z całą świadomością, były:
— Anno, moje dziecię kochane, i ty dla ojca tylko oddałaś się tak niebezpiecznej pracy w kopalni? A gdy Marya pilnowała mnie, zajmując się dla zarobku praniem bielizny i jej naprawianiem, ty w podziemiu