Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wości, grzecznem obejściu się i znajomości prowadzenia robót górniczych, robiono domysły, że człowiek tak bogaty i takiej wspaniałej postawy musi być znakomitym i powszechnie znanym.
— Czy widzieliście — mówił jeden z górników — jaki piękny kieszonkowy zegarek miał przy sobie? Gdy go wydobywał z kieszonki, przyjrzałem mu się, i, powiadam wam, że podobnie pięknego nie widziałem nigdy. Sam łańcuszek przy nim wart był conajmniej z pięćdziesiąt dukatów.
— Pięćdziesiąt dukatów! — zawołano z podziwem. — To dopiero musi być bogacz, kiedy takie drogie cacka nosi przy sobie!
Na drugi dzień, podczas śniadania, Anna jak zwykle siedziała pośrodku gromadki dzieci; wtem naraz powstał ogromny hałas, odezwały się krzyki, jakby cała kopalnia waliła się i zapadała. Przestraszona niezmiernie, pobiegła w stronę, skąd dochodziły te wrzaski, ale scena, jaką tu zobaczyła, wstrząsnęła nią do głębi.
Franciszek leżał powalony na ziemi, a wokoło niego kłębił się tłum górników, wrzeszcząc i wygrażając leżącemu.