Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przytem trzeba występować z największą skromnością aby nikogo ku sobie nie zrazić, a jednak przyciągnąć na swoją stronę i zyskać uznanie.
Tej to rozwagi mu brakowało, skutkiem czego niechęć ku niemu ustawicznie wzrastała, i nakoniec przemieniła się w nienawiść i pogardę, z którą nikt się nie taił nawet.
Jedna tylko Łucya i Anna były innem ożywione uczuciem dla młodzieńca.
Rozmawiając z nim często, znały go lepiej, aniżeli drudzy; broniły go też wszędzie, objaśniały, tłomaczyły, wszystko to jednak nie wiele znaczyło.




ROZDZIAŁ VI.

Raz zwiedzał kopalnię jakiś bogaty cudzoziemiec, i po odjeździe swoim pozostawił hojny datek na poczęstunek dla górników.
Wieczorem, gdy rozmawiano o jego szczodrobli-