Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chem. — Nie trwoż się! Z początku i mnie się zdawało, że to coś okropnie strasznego, ale przemogłam się i przyzwyczaiłam.
Za te dwa tygodnie pracy zapłacono mi ładną sumkę, dla zarobku zatem, mającego dopomagać naszemu ojcu, warto się troszkę poświęcić...
— Tak, to prawda, i ja chciałabym cię naśladować. Gdybyś więc i dla mnie wyjednała także jakąkolwiek pracę w kopalni...
— Niepodobna, moja droga; bo któż pozostanie przy ojcu?
— To prawda. Ale gdyby się ojciec dowiedział, że ty...
— To też zachowajmy to przed nim w największej tajemnicy.
— Niepodobna, moja poczciwa Anusiu, twoja cera okopcona wyda cię!
— Prawda, ale trzeba na to poradzić. Powiem dobrej pani Łucyi, a ona z pewnością znajdzie jaki zbawczy środek.
Siostry rozeszły się, a gdy Anna nazajutrz kłopot swój opowiedziała Łucyi, ta zamyśliła się głęboko, a po chwili odrzekła: