Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na przechadzkę woła, jodły ogrodu szumią nad rydzami, które się w nocy urodziły a wieczorem zjedzą...




W istocie przebudziłem się w tej chwili, pod oknami piechota saska grała mi marsza idąc z jednego obwachtu na drugi... poznałem w nim poczciwego staruszka Dotzaura... U drzwi poliycant dzwonił natarczywie się dobijając z kartą pod pieczęcią, wzywającą na pół do dwunastej do bióra pana dyrektora...
Uśmiechająca się zwycięzko twarz z wąsikami blond dobrze znana komisarza opiekuna obcych, przesuwała się ulicą...
Oczewiście marzenia się rozwiały... sen skończył. Byłem znów w Dreznie.

Dnia 5 Września 1864.
Dnia 14 Października 1865.