Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobą wlec niezmazany?
Siedział i rzucał wyrazami jak kamieniami na wodę, leciały one, marszczyły powierzchnię i tonęły w głębinach. Gdy podniósł głowę na przeciwnej skale ujrzał jakby odbitą w zwierciedle postać własną, ale uśmiechniętą dobrodusznie i szydersko... wpatrzył się w nią długo...
— Coś ty za jeden? zapytał.
— Jam nicość, a ty? rzekł duch..
— Jam zgnilizna...
— Podobni jesteśmy do siebie.
— Po co ty mi urągasz?
— Dla czego szydzisz ze mnie?
— Jesteś złudzeniem...
— Jesteś marą...
— Odstąp!..
— Idź precz...
I zadrzał człowiek i począł płakać, a duch się uśmiechał...