Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   406   —

przeszedł nawet jego oczekiwania. Olbrzymie zwierzęta, ogarnięte szałem trwogi, napełniły całą dżunglę rykiem i tętentem, a uciekając na oślep, przewracały się i tratowały wzajem. Potężny King ścigał uciekających towarzyszów z nadzwyczajną ochotą, nie szczędząc im uderzeń trąbą i kłami. Po takiej nocy można było być pewnym, że przez długi czas żaden słoń nie pojawi się w plantacyach bananów i palm »dum«, należących do wsi starego M’Ruy.
We wsi panowała też radość wielka, i Murzyni spędzili całą noc na tańcach, na popijaniu piwa z prosa i palmowego wina. Kali dowiedział się jednak od nich wielu ważnych rzeczy, pokazało się bowiem, że niektórzy słyszeli o jakiejś wielkiej wodzie, leżącej na wschód i otoczonej górami. Dla Stasia był to dowód, że owo jezioro, o którem nie uczył się w geografii, istnieje rzeczywiście, a powtóre, że, idąc w kierunku, jaki obrali, trafią wreszcie na naród Wa-himów. Wnosząc z tego, że mowa Mei i Kalego prawie nie różniła się od mowy M’Ruy, doszedł do przekonania, że nazwa »Wa-hima« jest prawdopodobnie jakiemś mianem miejscowem i że ludy, mieszkające nad brzegami »Bassa-Narok«, należą do wielkiego szczepu Szylluków, który poczyna się nad Nilem, a rozciąga się niewiadomo jak daleko na wschód[1].




  1. Okolice te za czasów Mahdiego nie były jeszcze znane.