Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poznałem wczoraj u państwa tego Zawiłowskiego. Ogromnie miły chłopak. I to po prostu genialny łeb. Dość na niego spojrzeć. Co to za profil, z tem kobiecem czołem i z tą zuchwałą szczęką. Ma za długie piszczele i kolana musi mieć grubo wiązane, ale głowa pyszna!
— To nasz Benjaminek w biurze i naprawdę ogromnie go kochamy, bo to przytem poczciwa natura.
— Aha! To on jest waszym urzędnikiem? A ja myślałem, że to z tych bogatych Zawiłowskich, bom zagranicą widywał dość często jakiegoś starego oryginała bogacza.
— To jego krewny — rzekł Połaniecki — ale ten nasz nie ma złamanego szeląga.
A Świrski począł się śmiać:
— Jakże! stary Zawiłowski z córką, milionową jedynaczką! pyszna figura! Koło panny kręciło się tam we Florencyi i w Rzymie z pół tuzina porujnowanych książąt włoskich, a stary gadał, że córki za obcego nie da — bo to, panie, kiepściejsza rasa. Wyobraź pan sobie, że on nas uważa za pierwszą na świecie rasę, a między nami pewno Zawiłowskich — i kiedyś dowodził tego tak: „Niech sobie — (powiada) — gadają co chcą! ja się dosyć najeździł po świecie i ilu to Niemców, Włochów, Francuzów, czyściło mi buty, a ja — (powiada) — butów nikomu nie czyścił, i nie będę!“
— Dobry! — odpowiedział, śmiejąc się, Połaniecki — to czyszczenie butów uważa, nie za kwestyę pozycyi w świecie, tylko narodowościową.
— Tak, i zdaje mu się, że Pan Bóg po to wy-