Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale państwo nie przychodzili, bo panna grała na fortepianie. Rzepowa zaczęła sobie mówić pod sztachetami „Anioł pański“, a potem rozmyślała, jak też to ją poratuje pan Skorabiewski. Dobrze ona nie wiedziała jak? ale rozumiała, że pan jako pan, to i z komisarzem ma znajomość i z naczelnikiem; byle tylko słowo rzekła, jak się wszystko stało, a to i da Pan Bóg, że się złe odmieni. A przytem myślała, że niechby się Zołzikiewicz, albo wójt sprzeciwiał, to pan wiedziałby, gdzie pójść po sprawiedliwość: „Panosko zawdyk dobry był i dla ludzi miłosierny, myślała sobie, toć mnie tak nie ostawi“. I nie myliła się, bo pan Skorabiewski istotnie był człowiek ludzki. Dalej przypomniała sobie, że i na Rzepę zawsze był łaskaw; dalej, że jej nieboszczka matka wykarmiła pannę Jadwigę, więc i otucha wstąpiła w jej serce. To, że czekała już parę godzin, wydało jej się tak naturalne, że nawet nie zastanawiała się nad tem. Tymczasem państwo wrócili na ganek. Rzepowa widziała przez liście winne, jak panienka nalewała ze srebrnego imbryka „arbatę“, czyli jak mawiała nieboszczka matka Rzepowej, „taką wodę pachniącą, co ci od niej w calusieńkiej gębie puszy“. Potem pili ją wszyscy, rozmawiali i śmiali się wesoło. Dopiero wtedy przyszło Rzepowej do głowy, że w pańskim stanie to zawsze jest więcej szczęścia niż w prostym, i sama nie wiedziała, czemu łzy znowu popłynęły jej po twarzy. Ale te łzy ustąpiły wkrótce innemu wrażeniu, bo oto na ganek „jeden z drugim“ wniósł dymiące półmiski; wtedy przypomniała sobie Rze-