Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znania, zatem oddawna, więc już przywykłam do tego smutku i do tych zmartwień, jakie płyną z rozłączenia, z braku nadziei i z tej pewności, że się nie jest kochaną. Źle mi z tem żyć, ale to jeszcze mogę wypłakać, czy przez łzy, jak zwykła kobieta, czy przez muzykę, jako artystka. Zawsze zostaje mi ta pociecha, że gdy pan czasem pomyśli o mnie, to pomyśli: «moja dobra siostra.» I tem żyję. Ale gdybym została żoną i gdybym spostrzegła, że pan żałuje swego porywu, że pan nie jest szczęśliwy, że mnie znienawidził, tobym umarła z pewnością.
«Przytem, ja sobie mówię: coś ty takiego uczyniła, czem się tak zasłużyłaś, żeby być tak bez miary szczęśliwą? Bo aż strach bierze, gdy się o takiem szczęściu pomyśli. Czy pan to rozumie, że można kochać nietylko z całej duszy, ale i z pokorą? Ja wiem, że można, bo tak kocham.
«I już to wydaje mi się zuchwalstwem, że jednak nie mam odwagi wyrzec się zupełnie nadziei. Ale niech mi pan tego nie bierze za złe: Pan Bóg jest taki miłosierny, a człowiek tak bardzo pragnie szczęścia, że sił mu brak, by zamknąć przed niem drzwi raz na zawsze. Jeżeli mi pan powtórzy, czy za pół roku, czy za