Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnakże nie umieliśmy określić — która, gdyż współcześnie z nami aż dwie odbywały kampanię.
W dali, na bocznej drodze, majaczyła również zwarta chmura pyłu, która chwilami rzedła i odsłaniała nieskończony sznur niebieskich błysków, przesuwających się niby lśniące paciorki różańca.
Lekki powiew wiatru niósł ku nam odgłosy muzyki tak silnej, donośnej i dźwięcznej, że nic podobnego nie słyszałem w życiu.
I nie domyśliłbym się, coby to takiego było, gdyby nie nasi kaprale i sierżanci, wszystko starzy, wytrawni żołnierze, którzy zwiedzili już dotąd pół świata i teraz dzielili się z młodszymi doświadczeniem. Jeden z nich postępował tuż przy mnie, z halabardą w ręku i okazywał się niewyczerpany w objaśnieniach i opisach, nieprzebrany w radach. Więc nie żałował wyrazów i teraz.
— To ciężka jazda — tłomaczył z przejęciem. — Czy dostrzegacie ten podwójny odblask? Pochodzi z szyszaków, przyłbic i z pancerzy. Są to królewscy, tak zwana Służba Dworska, — Enniskillens. Słyszycie granie kotłów i cymbałów? A wiedzcie, że ciężka jazda francuska trochę byłaby za twarda dla nas. Wszystko wyborni żołnierze, pułki gęsto okryte, dziesięciu przypada na jednego! To też koniecznie trzeba mierzyć w głowę, albo w konia. Zapamiętajcie to sobie; bo nuż wypadnie i z tymi się spotkać. Inaczej biada! Cięcie szablą przez wątrobę i możesz iść