Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

, trochę jakby z żalem, gdyż lubił niezmiernie Jim’a, a potem wróciliśmy do domu, żartując z małego wodza, głównie jednak mrugając zawzięcie oczami, które kleiły się same, teraz, kiedyśmy już wiedzieli, że nie ma niebezpieczeństwa.
A przecież każdy z nas uczuwał coś, niby dreszcz wielkiej radości, tak wielkiej, jakiej doświadczyłem potem raz jeszcze, dwa najwyżej w życiu.
Tutaj zarzuci mi ktoś może, iż wszystko, co mówię, niezupełnie odnosi się do tego, com przedsięwziął opowiedzieć, ale skoro się ma dobrą pamięć, a przytem bardzo mało wprawy, trudno niezmiernie jedną myśl choćby z mózgu przelać na cierpliwy papier, żeby nie pojawiło się dwanaście innych, równie żądnych utrwalenia atramentem.
Zresztą, teraz, kiedy myślę nad tem wszystkiem głębiej, dochodzę do wniosku, że opisane powyżej zdarzenie, nie jest tak bardzo obce tym, które opowiem tu wkrótce, gdyż Jim Horscroft miał w skutku owego zajścia tak gwałtowną rozmowę z zapalczywym ojcem, że go niezwłocznie wyprawiono do kollegium w Berwick, a ponieważ mój znowu ojciec, oddawna już nosił się z projektem umieszczenia tam mnie także, skorzystał teraz z przypadkowej, pomyślnej okoliczności i wysłał mię z nim razem.
Zanim jednak wspomnę tu cokolwiek o tej szkole, muszę powrócić do punktu, od którego powinien byłem zacząć i oznajmić, kim właściwie jestem, bo mogłoby się zdarzyć, że te własnorę-