Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przebudzony ujrzałem krwawy promyk wschodu.
Czekam chwilę: już nigdzie blasku, ani szumu.
Ach ta chwila, jak piorun, a jak wieczność długa!
Na strasznym chyba sądzie taka będzie druga!
(po pauzie zwolna.)
Wtém aniół śmierci wywiódł z rajskiego ogrodu!
XIĄDZ.
I nacóż ból rozdraźniać w przygoionéj ranie?
Synu mój, jest to dawna, lecz słuszna przestroga,
Ze kiedy co się stało, i już nie odstanie,
Potrzeba w tém uznawać wolą Pana Boga.
GUSTAW (z żalem)
O nie! nas Bóg urządził ku wspólnemu życiu,
Jednakowa nam gwiazda świéciła w powiciu,
Równi, choć różnych zdarzeń wykształceni ciekiem,
Postawą sobie bliscy, jednostajni wiekiem.
Ten sam powab we wszystkiém, toż samo niechcenie,
Też same w myślach składnie i w czuciach płomienie.