Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ach! ja tak ją na martwym ubóstwiam obrasku,
Ze nie śmiém licem skazić jéj bezbronnych ustek,
I gdy dobranoc daję przy xiężyca blasku,
Albo jeśli w pokoju lampa jeszcze płonie,
Nie śmiém roskryć mych piersi, s szyi odpiąć chustek,
Nim jéj listkiem cyprysu oczu nie zasłonię.
A moi przyjaciele!.. żałuję pośpiechu!..
Jeden gdy ubóstwienie w oku mojém czyta,
Ledwie zgryzioną wargą nie upuścił śmiechu,
I rzekł ziewając: at sobie kobiéta!
Drugi przydał: jesteś dziecko!..
Ach tento starzec s swoim przeklętym rozumem,
Pewnie wydał nas zdradziecko!
(coraz z większém pomieszaniem.)
Opowiedział na rynku, przed dziećmi, przed tłumem;
A ktoś s tych dziatek, albo z gawiedzi,
Przyszedł i xiędzu wyznał na spowiedzi....
(z największém obłąkaniem.)
Możeś ty mnie podstępnie badał na spowiedzi?