Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

XIĄDZ.
Nigdy nie zamykałem drzwi moich przed nędzą.
PUSTELNIK.
Ale stój, stój mój bracie, ja sam go przywiodę.
(odchodzi.)
DZIECIĘ.
Cha cha cha! tato, co się jemu dzieje?
Biega i gada ani to, ani owo.
Jakie dziwaczne ubiory!
XIĄDZ.
Dzieci, będzie ten płakał, kto się s płaczu smieje!
Nie śmiejcie się! to człowiek bardzo biédny, chory.
DZIECI.
Chory? a on tak biega, wygląda tak zdrowo!
XIĄDZ.
Zdrów na twarzy, lecz w sercu głębokie ma rany.
PUSTELNIK (ciągnąc gałąź jedliny.)
Chodź bracie, chodź tu!...
XIĄDZ (do dzieci.)
On ma rozum pomieszany.
PUSTELNIK (do jodły.)
Chodź bracie, nie lękaj się dobrego xiężyny.