Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już noc pierzchała, już różane włosy
Zorza na wschodnim roztacza obłoku,
Bitwa wre dotąd, ślepe lecą ciosy,
Ni w tył ni naprzód nie ruszono kroku;
A bóg zwycięstwa, przyszłe ważąc losy,
Równy krwi ciężar stąd i zowąd bierze,
I szala dotąd w równéj stoi mierze.

Tak ojciec Niemen, mnogich piastun łodzi, (25)
Gdy Rumszyskiego napotka olbrzyma,
Wkoło go mokrém ramieniem obchodzi,
Dnem podkopuje, pierś górą wydyma;
Ten natarczywéj broniąc się powodzi,
Na twardych barkach gwałt jéj dotąd trzyma,
Ani się zruszy skała w piasek wryta,
Ani jéj rzéka ustąpi koryta.

Krzyżactwo długiéj niecierpliwe bitwy,
Na wiérzchu góry stojący odwodem
Ostatni hufiec pędzą w środek Litwy,
Komtur ich wiedzie, sam uderza przodem,
A zmordowanych długiemi gonitwy,
Gdy naparł świéżym i dzielnym narodem,