Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ow głos gniéwliwy, owa postać sroga?
Słowa wiernemu nie dał wyrzec słudze!
Ptaszego zda się chciał pożyczyć lotu,
By spaść co prędzéj na Witołda głowę;
Wtém jeden uśmiéch i słówko miodowe
Wytrąca oręż, zmusza do powrotu.
Niedziw, zapomniał starzec siwobrody,
Ze xiężna piękna, a Litawor młody!”

Tak mówiąc s sobą wzniósł do góry oczy,
Może się lampka za kratą ukaże;
Napróżno patrzył, ciemność okna mroczy,
Wraca więc znowu i na ganek kroczy,
Azali xiąże wołać nie rozkaże.
Napróżno czekał, zapytywał straże,
Zbliża się ku drzwiom, w pokoju noc cicha
A xiąże dotąd snem twardym oddycha.

„Cuda prawdziwe nie odgadnę cale,
Jakim dziś wszystko idzie u nas torem;
Niedawno wołał, w największym zapale,
Rozkazał wojsko zgromadzić wieczorem,