Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jaka stąd dawnym zwyczajóm obraza,
Xiążęciu hańba, narodowi skaza.

Mocno Grażynę wieść nowa uderzy,
Lecz panią swoiéj będąca postaci
Udaje wrzkomo iż temu nie wierzy,
Pokoju w głosie i w twarzy nie traci;
„Nie wiém ja, rzekła: czyli nad rycerzy,
Więcéj u pana słowo niewiast płaci;
To wiém, że sobie sam radzi rostropnie,
Wiém jeszcze lepiéj, co uradzi, dopnie.
Wreszcie jeżeli nagła gniéwu flaga
Doczesną burzę w sercu jego wzbudzi,
Jesli niekiedy lotem młodych ludzi,
Chęć swą nad słuszność, lub nad możność wzmaga;
Zostawmy, niech czas i cicha uwaga,
Rozjaśni myśli, zapały przystudzi;
Pierzchliwe słowa niepamięć zagrzebie;
Tymczasem drugich nie trwóżmy i siebie.”

— Wybaczaj xiężno! O, nie są to słowa,
Co z ust w gorącéj pryskają godzinie,