Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Głód nie dogryzie, ogień nie dopali,
Jemu znosimy, spędzamy ochotnie.
Na trudach naszych w potęgę urasta,
Od Fińskich zatok po Chazarów morze (16)
Wszystkie pod siebie zagarnął już miasta.
Sam w jakiém miescie! w jakim siedzi dworze!
Widziałem pysznych Krzyżaków warownie,
Na które Prusak nie spojrzy bez strachu;
A przecież mniéjsze od Witołda gmachu,
Co jest na Wilnie, lub Trockiém jeziorze! (17)
Widziałem piękną dolinę przy Kownie, (18)
Kędy Rusałek dłoń wiosną i latem
Sciele murawę, kraśnym dzierzga kwiatem;
Jest to dolina najpiękniéjsza w świecie.
Lecz któżby wierzył? u syna Kiejstuta,
W pałacu świéższa murawa i kwiecie;
Takim podłoga kobiercem osuta,
Takie po ścianach rozwisłe bisiory,
Z liściem ze srébra, i kwieciem ze złota;
Nad dzieło bogiń, nad smug różnowzory
Cudniéjsza branek Lechickich robota.
W kratach u niego szklanne okienice