Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On wiecznie głodny, choć pożarł tak wiele,
Na resztę naszę rozdziéra gardziele.

„Spólna moc tylko zdoła nas ocalić,
Darmo hordami ciągniemy co roku,
Burzyć ich twierdze i mieściny palić.
Przebrzydły Zakon podobny do smoku,
Jeden łeb utniesz, drugi rośnie skoro,
I ten ucięty rośnie w dziesięcioro.
Wszystkie utnijmy. Napróżno się trudzi,
Kto naszych szczérze chce godzić s Krzyżaki;
Bo czy to z kniaziów, czyli s prostych ludzi,
Na Litwie całéj nie znajdzie się taki,
Coby ich nie znał chytrości i dumy,
Nie stronił od nich jak od krymskiéj dzumy.
Coby nie wolał stokroć od ich broni,
Raczéj śmierć w polu, niźli pomoc zyskać,
Raczéj żelazo rospalone w dłoni,
Niźli krzyżacką prawicę uściskać.

„Lecz Witołd grozi? czyż bez obcych mieczy
Już nie zdołamy rozeprzeć się w polu?