Strona:Adam Asnyk jako wyraz swojej epoki.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kończenia szczegółów, barw, melodyjności, wogóle zewnętrznej szaty, ale pod względem tego, co, jeżeli się nie mylę, nieraz już nazywano sokami poezji, — pod względem uczuć, myśli i prądów współczesnych, rytmicznie pulsujących w każdej żywej poezji.


I

Muza Asnyka odezwała się po raz pierwszy w chwili, gdy w społeczeństwie naszem po żywo obudzonych nadziejach nastąpił zawód bolesny. Zapał patrjotyczny ustąpił miejsca rozczarowaniu i zniechęceniu. Nawet mistycyzm nie przybywał, jak po trzydziestym roku, na pomoc i nie lał swych narkotycznych balsamów na serca. Wprawdzie tu i owdzie odzywały się już nowe hasła, ale tylko spokojniejszym, mniej rozmarzonym głowom, i silniejszym, mniej zniechęconym sercom mogły one dodawać otuchy. Ogół cierpiał i nie znajdował żadnej pociechy dla siebie.
Poeta cierpiał więcej od ogółu. Obdarzony nadzwyczajną wrażliwością, miał żywsze, niż inni, pragnienia i nadzieje i stąd boleśniejszego doznał zawodu. Wychowany w cichej sferze rodzinnej, ogrzanej miłością macierzyńską, która tej wrażliwości pozwalała się jeszcze bardziej rozwinąć, wykarmiony poezją romantyczną, dla której „ruszyć z posad bryłę świata“ było tylko zadaniem chwilowego uniesienia i zapału — jak np. dla żołnierza zdobycie szturmem jakiejś twierdzy, — w pierwszych dniach rozkwitu swej muzy spotkał się z żelazną dłonią rzeczywistości, która zatrzęsła nim i rzuciła go daleko od tego rodzinnego ogniska, gdzie tak

.... spokojnie płynie ludzkie życie,
Mierzone dźwiękiem słodko brzmiących godzin,

od tych miedz zielonych,

gdzie złote mary lat dziecinnych siedzą.