Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w swej mocy, on wiedział o tem, a mimo to żyje pani jeszcze. Stała pani przez kilka miesięcy nad brzegiem przepaści. Teraz musimy panią pożegnać. Według wszelkiego prawdopodobieństwa usłyszy pani znów o nas niezadługo.
— Sprawa nasza wyświetla się i jedna trudność za drugą usuwa nam się z drogi — rzekł Holmes, gdy staliśmy na dworcu, czekając na pociąg z Londynu. — Niezadługo będę mógł opowiedzieć dokładnie szczegóły jednej z najosobliwszych i najsensacyjniejszych zbrodni współczesnych. Ci, którzy zajmują się kryminalistyką, pamiętają niewątpliwe analogiczne wypadki w Grodnie w roku 1866; mamy też morderstwa Andersona w Karolinie północnej, ale ta sprawa tutaj ma niektóre odrębne zupełnie szczegóły. Nawet teraz jeszcze nie posiadamy w ręku żadnego dowodu przeciw temu nikczemnikowi. Ale, zdaje mi się, że dziś wieczór jeszcze, zanim udam się na spoczynek, wina jego stanie się jawna i oczywista.
Pociąg londyński wpadł z łoskotem na stację, a z wagonu pierwszej klasy wyskoczył niski, barczysty mężczyzna. Zamieniliśmy z nim uścisk dłoni i spostrzegłem odrazu, po pełnem szacunku zachowaniu się Lestrade’a względem mego towarzysza, że nauczył się wielu rzeczy od czasu, kiedy zaczęli pracować wspólnie. Pamiętałem dobrze, z jaką pogardą Lestrade, jako praktyk, przyjmował wywody teoretyka, Sherlocka Holmesa.
— Porządna sprawa, co? — spytał.
— Od lat nie zdarzyło się nic podobnego — odparł Holmes. — Mamy jeszcze dwie godziny do