Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niebezpieczeństwa, na jakie się narażałeś, zniewoliła mnie do przybycia tutaj i zbadania położenia osobiście. Gdybym był razem z sir Henrykiem i z tobą, miałbym wspólny z wami punkt widzenia, a obecność moja ostrzegłaby naszych bardzo groźnych przeciwników i mieliby się na baczności. Tymczasem, pozostając w ukryciu, mogłem działać ze swobodą, jakiej nie miałbym nigdy, gdybym zamieszkał w zamku; stanowię zatem nieznany czynnik w sprawie i mam możność rozwinięcia całej energji w chwili krytycznej.
— A dlaczego nie było mnie wtajemniczyć?...
— Bo gdybyś wiedział, nicby nam to nie dopomogło, a mogłoby doprowadzić do wyśledzenia mnie. Zachciałoby ci się może powiedzieć mi coś, albo, w dobroci swojej przynosiłbyś mi tu jakie przysmaki i narazilibyśmy się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Wziąłem tu z sobą Cartwrighta... pamiętasz tego malca z biura posłańców... i ten zaspakaja moje skromne potrzeby: bochenek chleba i czysty kołnierzyk. Czegóż człowiekowi więcej trzeba? Przyczem dostarczał mi dodatkowej pary oczu i pary bardzo zwinnych nóg, a zarówno jedne jak i drugie stały się dla mnie nieocenioną pomocą.
— A więc wszystkie moje raporty poszły na marne?
Głos zadrżał mi na wspomnienie mozołu i dumy, z jaką je pisałem.
Holmes wyjął z kieszeni zwitek papierów.
— Oto są twoje raporty, mój chłopcze, bardzo dokładnie przejrzane, zapewniam cię. Za-