Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i odwiodłem kurek rewolweru w kieszeni, zdecydowany nie zdradzać swej obecności, dopóki nieznajomy nie wejdzie do pieczary.
Naraz nastąpiła przerwa, dowodząca, że się zatzymał. Poczem odgłos kroków zbliżał się ponownie i cień padł wpoprzek otworu pieczary.
— Co za cudny wieczór, kochany Watsonie — odezwał się głos dobrze mi znany. — Zdaje mi się, że będzie nam przyjemniej na dworze, niż w tej pieczarze.