Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od czasu, gdym pisał ostatni raz do Ciebie, poznałem jeszcze jednego sąsiada. Pana Franklanda z Lafter Hallu; mieszka o jakie cztery mile od nas, w stronie południowej. Jest to człowiek już starszy, siwy, czerwony, jak burak, temperamentu cholerycznego. Ma jedną namiętność — przestrzega zacięcie wykonywania przepisów prawa; stracił już majątek na procesy, a procesuje się z upodobania, uprawia sztukę dla sztuki i bywa w jednej i tej samej sprawie raz powodem, to znów pozwanym, tak, że nic dziwnego, iż ta zabawka stała się dlań taka kosztowna.
Bywa, że zamknie ni stąd ni zowąd drogę publiczną i gmina musi pozywać go przed sądy; innym razem obala plot, okalający grunt któregoś z mieszkańców, upiera się, że istniała tam od czasów niepamiętnych ścieżka i zmusza właściciela do zaskarżenia go o gwałt. Zna doskonale prawa własności dworu i gminy i wyzyskuje niekiedy te wiadomości swoje na korzyść włościan z Fernworth, niekiedy zaś przeciw nim, tak, że bywa kolejno albo obnoszony w triumfie po wsi, albo spalany in effigie, stosownie do ostatniego czynu.
Mówią, że ma teraz siedem procesów, które pochłoną resztki jego majątku, co mu wytrąci broń z ręki i uczyni go nadal nieszkodliwym. Po za obrębem tej manji jest, zdaje się, człowiekiem łagodnym, dobrodusznym i wspominam o nim tylko dlatego, że nalegałeś, ażebym ci opisał wszystkie osoby, stanowiące nasze otoczenie.
Pan Frankland ma chwilowo szczególne zajęcie: uprawiając astronomję z amatorstwa, po-