Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanie się temu, kto odziedziczy tytuł i posiadłość ziemską. Taka była wola mego biednego stryja. W jaki sposób właściciel zamku mógłby przywrócić świetność Baskerville’ów, gdyby nie miał odpowiednich funduszów na pokrycie kosztów utrzymania posiadłości odziedziczonej? Dom, ziemia i pieniądze muszą pójść w jedne ręce.
— Bardzo słusznie. Zgadzam się w zupełności z panem, sir Henryku; musisz istotnie jechać niezwłocznie do Devonshire. Stawiam tylko jeden warunek: nie może pan jechać sam.
— Dr. Mortimer wraca ze mną.
— Ale dr. Mortimer ma praktykę, która mu czas zabiera, a nadto dom jego oddalony jest o kilka mil od pańskiego. Pomimo najlepszych chęci, nie będzie w stanie w danym razie pośpieszyć panu z pomocą. Nie, sir Henryku, musi pan zabrać z sobą człowieka zaufanego, który będzie ustawicznie z panem.
— A czy pan mógłby jechać ze mną?
— W chwili krytycznej postaram się być na miejscu. Ale, pojmuje pan, że rodzaj mojego zajęcia nie pozwala mi wydalić się na czas nieokreślony z Londynu. Dziesiątki ludzi domagają się mojej rady, to znów wzywają mnie w różne strony... Ot, teraz naprzykład jedno z najbardziej szanowanych nazwisk w Anglji nurza w błocie wytrawny szantażysta i tylko ja mogę zapobiedz głośnemu skandalowi. Wobec tego, sam pan przyzna, że wyjazd do Dartmoor jest dla mnie niepodobieństwem.
— Kogóż zatem poleci mi pan, jako towarzysza?