Pojata córka Lizdejki/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Bernatowicz
Napoleon Rouba (red.)
Tytuł Pojata córka Lizdejki
Podtytuł opowiadanie historyczne
Wydawca Wydawnictwo Mińskiego Towarzystwa „Oświata“
Data wyd. 1908
Druk J. Blumowicz
Miejsce wyd. Mińsk
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.

Na zamku wileńskim pośpieszono ze sprawieniem godów weselnych Wojdyłły z Akseną. Jagiełło, raz dawszy na to swoją zgodę, chciał zbyć z głowy kłopot niemały, bo nie tajno mu było, że matka, księżna Olgierdowa, jak również i znaczna część książąt pokrewnych, nieprzychylnem okiem patrzą na ów związek. Zresztą i tajemne zamiary niespodziewanego napadu na Połock wymagały skupienia całej uwagi i sił: postanowiono nawet połączyć jedno z drugiem, a to, by łacniej omylić czujność przyjaciół Kiejstuta, zajętych obchodem uroczystości weselnych.
Jakoż w oznaczonym dniu zjechały się na zamek poczty książęce i pańskie, komnaty zamkowe stanęły przystrojone na przyjęcie gości, a orszak drużek weselnych otoczył od rana Aksenę, nucąc pieśni obrzędowe, najbardziej żałosne i tkliwe. Dopiero z południa ruszono gwarnym i ozdobnym pochodem z zamku przez miasto na Antokol, kędy orszak kapłanów spełniał ofiary od rana i był gotów do służenia przy zaślubinach młodej parze.
A zaślubiny w owym czasie polegały głównie na wspólnych ofiarach państwa młodych każdemu z bóstw pogańskich i na złożeniu pewnych wzajemnych przyrzeczeń małżeńskich, poczem oboje pili piwo z jednego bursztynowego kubka, a naczelny kapłan ich błogosławił, rzucając rozlicznem ziarnem, niby na znak ich przyszłej pomyślności w życiu.
Nie dziw przeto, że Wojdyłło, dotąd uniżony i płaszczący się, butnie szedł z powrotem w podwoje zamkowe, jako, że czuł się już panem położenia i stokroć więcej umocnionym w łaskach Jagiełły.
Gdy Jagielle i jemu zaszedł drogę Sławeńko, poseł Kiejstuta, obaj witali go ozięble, a pan młody nie wahał się otwarcie burzyć księcia przeciw nibyto niechętnemu dla niego stryjowi.
Więc szedł smutny i skwaszony lutnista między poślednią drużyną weselną i pasł jeno oczy zdala widokiem anielskiej Pojaty.
Ale i tu nie ominęła go gorycz nielada: oto spostrzegł, że jeden z młodych ofiarników również ściga namiętnem spojrzeniem dziewicę i usiłuje do niej się zbliżyć.
Ale równie dobra, jak piękna Pojata użaliła się jego smutkom i szła wnet z dobrem słowem i miłym uśmiechem.
W obszernych izbach było wesoło i gwarnie. Tęgi do wypitej Skirgiełło baczne dawał oko, aby kielichy nie pustowały, więc też i humoru gościom rychło przybyło. Już się uczta miała ku końcowi, gdy do sali weszli nowi goście: byli to dwaj krzyżacy, wysłani przez zakon z życzeniami dla młodej pary.
Życzliwie ich witał Jagiełło, a chytry Wojdyłło już od wejścia coś z niemi szeptał, to znowu oczyma dawał jakieś znaki.
A ci obaj, lubo niby to zakonnicy, lecz ubrani z niezwykłym przepychem, szli dumni a pełni skrytych i przebiegłych zamiarów. Młodszy dowódzca wojskowy, tak zwany u nich komtur, hr. Sundstein, zadziwiał wszystkich niezwykłą butą i pychą, za to starszy jego kolega, duchowny wyższego stopnia, stawał się to jakoś pokrywać i wybuchy towarzysza łagodzić. Ale nikt zresztą z książęcych gości tego nie dostrzegł, a Skirgiełło wnet pośpieszył z puharami najlepszego trunku. A wtedy i gęby rozwiązały się Niemcom. Więc jął ów Sundstein żalić się na dumę Polaków i ich młodej królewny, a nie szczędził przy tem gróźb i przekleństw.
— Jedziemy oto do Krakowa, kędy nas posłano z powitaniem i darami dla owej królowej. Aż tu, mnie, wysłannika zakonu, jakiś pan starosta śmiał nie puścić na gospodę, do zamku, że musieliśmy stanąć na mieście u swojego człeka[1]. Lecz mało tego, iż zwlekano następnie z dopuszczeniem nas do królowej, lecz przysłano rozkaz, abyśmy stanęli w zamku, przybrani w zwykłe szaty ubogich mnichów. Mało mię krew nie zalała, gdym widział się tak poniżanym, a w mojej osobie i poniżenie całego zakonu, musiałem atoli ukryć swoją wściekłość do czasu. Lecz i to jeszcze nie wszystko: gdyśmy nareszcie stanęli przed Jadwigą i złożyli bogaty podarunek mistrza, ona odrzuciła pogardliwie, niby to tłómacząc się, iż nie chce krzywdzić ubogich mnichów, jak nas nazywała. To, przecież, mogło nas o wściekłość przyprawić!
— Często pokorą więcej można dokazać, niźli dumą a gniewem — wtrącił pojednawczo opat, towarzysz Sundsteina.
— I ja nie ścierpiałbym, aby mię dziewka, choćby najładniejsza, miała rozumu uczyć, a jej służalcy dawali przepisy postępowania — odpowiedział Jagiełło, gniewnem błyskając spojrzeniem.
— Tyś książę i pan Litwy, miły bracie, a zakon winien przecie hołd Polsce i jej królowej — zaprzeczył chytry Skirgiełło.
A wtedy krzyżacy skoczyli, niby psy rozżarte z łańcucha, i grozili straszliwą zemstą zakonu, miotając obelgi i przekleństwa.
Ale wnet napełniono puhary, a Jagiełło pytał o urodę Jadwigi. Sundstein nieco ochłonął i już mówił spokojniej:
— Ładna, bo ładna — ani słowa, ale lepsze braliśmy nie raz i nie dwa, jako branki do Malborga, i uczyliśmy pokory i skromności, tak właściwych niewieście. Dziwny bo naród ci Polacy: wszystkich tam ona dziewka jakby oczarowała i jej imieniem wszystko naokół rozbrzmiewa.
— A niby to wy, rycerze, już tak silnie jesteście, w hartowne żelazo zakuci, że do was nie trafi pocisk ładnych oczu — żartował Jagiełło.
Krzyżak wybuchnął wesołym śmiechem i już miał na ustach jakiś żarcik gruby, gdy naraz cały utonął w spojrzeniu, wąsa zalotnie pokręcił, a po chwili usunął się nieco w stronę od pijackiej kompanii i rozmowy z księciem.
Oto dostrzegł Pojatę, już sobie trochę znajomą, i podniecony trunkiem, ruszył niezwłocznie w zaloty.
Lecz daremnie się zmagał Niemczysko, daremnie łamał się w ukłonach, a z gęby rzucał istnie strumienie zachwytów i pochwał, skromne dziewczę litewskie pozostało obojętne i odpowiadało tylko półsłówkiem.
A gdy się zapalił więcej i począł błagać o serce, obiecując zrzucić płaszcz mnicha i, uwiózłszy ją w świat, otoczyć miłością i dostatkiem, oburzyła się nawet i jęła strofować.
— Więc chcesz mojej zguby, Pojato, a zgubisz zarazem i siebie, — wykrzyknął namiętnie krzyżak.
— Nie godzi mi się słuchać słów takich, — odparło dziewczę.
— Stój, bo ty dumna i nieopatrzna! — zakrzyknął gniewny i dzięki trunkowi skory do wywnętrzań komtur. — Pomnij, że lud twój, cała Litwa, wkrótce stanie się naszą zdobyczą. Znikną wasze bóstwa, wasi kapłani pójdą w łyka i do lochów, a krzyż wiary świętej całej Litwie zaświeci. Wtedy będziesz moją już niewątpliwie, jeśli oczywiście jakaś inna mniej trwożna nie zajmie tego miejsca, które ja ci teraz dobrowolnie ofiaruję...
— Co słyszę? — niezwykle poważnie wyrzekła Pojata, — toć wy przecie posłem jesteście i przysłano was z życzeniami, a knujecie tak niecne zamiary i uciekacie się do gróźb nawet. Lecz omyliliście się, panie: Litwini, lubo szanują gościnność, umieją jednak i karać zdrajców.
To rzekłszy Pojata, szybko zmieszała się z tłumem, podążającym do izby tancernej, a strapiony, lecz nie ostudzony w zapale krzyżak, zgrzytnął wściekle zębami i przysiągł zemstę.
Krótko trwały już tańce, gdyż wnet, na znak Skirgiełły i kilku ze starszyzny, młodzież rycerska zaczęła się wymykać z izb zamkowych a biec do koni w zamkowe podwórze.
Jeszcze nie świtało, gdy cicho brzęknęły bramy zamkowe, aby wypuścić roty zbrojne pod wodzą Skirgiełły, które przemykały się cicho i tajemniczo.
Dobrze pijany Sundstein szedł, wiedzion przez pachołka na stancję do siebie i natknął się niespodzianie na Trojdana.
— Albo mię wino zamroczyło doszczętnie, albo ja cię znam, chłopie, spowity, jak dziewka, w te szaty kapłana pogańskiego, — zakrzyknął zuchwale krzyżak.
— Mylisz się, panie! — odparł Trojdan, usiłując ujść z rąk jego.
— Ej-że, znać ci z miny, iż jeszcze niedawno zbyłeś się zbroi i miecza, i teraz daremnie krzywisz gębę do pobożnego układu — drwił ów dalej.
— Puśćcie mię, panie, bo oto już świta i pilno mi na służbę do świątyni.
— Pal licho twoją świątynię i bóstwo, a ty na pewno lepiej nie życzysz, bo tak mi się coś widzi, czy ty nie jesteś jednym z tych nieszczęśników, których popchnęły na hazard słowa młodziuchnej Jadwigi, jeszcze za czasu pobytu w Budzie[2].
Trojdan, słysząc te słowa, pobladł bardzo widocznie, lecz Sundstein chwycił go za ramię i trząsł poufale, mówiąc zwolna:
— Wszak te jej słowa obiegły cały tłum ówczesnej młodzieży rycerskiej: czyżbyś ich zapomniał? Oto są:
«Ten by mi był rycerz najupodobańszy, któryby się ośmielił przedrzeć do zgromadzenia pogańskich w Litwie kapłanów i potrafił ich przejąć miłością zasad chrześcijańskich.»
— Nieprawdaż? a dziś, mogę ci zaręczyć, jeszcze więcejby głów mogła obałamucić.
Trojdan wydzierał się teraz już gwałtownie.
— To cię drażni, więc już zamilczę, bo chcę mówić o swojej sprawie, którą ci powierzam, jako rycerzowi: oto kocham Pojatę i postanowiłem ją porwać, a liczę w tem na ciebie...
— Omyliliście się, panie.
— Ha, to będę musiał pogadać z Jerbutem o tobie i twoich zamiarach — zagroził krzyżak.
— Lecz, panie, ja nie znam Pojaty.
— To głupstwo, łatwo ją poznasz, przecie uderzająco podobna do polskiej Jadwigi, a pomóc mnie i jej musisz, gdyż nie upłynie trzy dni, a gród ten dotknie miecz zemsty i pożogi.
To słysząc Trojdan bacznie nadstawił ucha, ale i Sundstein się spostrzegł na zbytniej otwartości i obiecawszy sowitą nagrodę, prosił Trojdana, by w wypadku spotkania Pojaty w dniu ogólnej trwogi, przywiódł ją do posągu Perkuna w świątyni.
— Tam was znajdę i nagroda cię nie minie — rzekł jeszcze i szedł na spoczynek.
Ale krótko dał mu spoczywać baczny na dobro zakonu opat, gdyż jeszcze przed południem ruszyli śpiesznie do Kiejstuta do Trok.
Chodziło bowiem o to, żeby teraz, gdy już ruszyła ułożona wspólnie wyprawa na Połock, zawiadomić o niej starego lwa, który niewątpliwie skoczy na Wilno, aby wziąść zemstę na wiarołomnym synowcu. A więc przepadnie niemiła zakonowi zgoda książąt litewskich, a zatem przepadnie Litwa, którą łatwo przyjdzie zakonowi podbić ostatecznie i zagarnąć wprzód, nim nastąpi zbliżenie Polski do Litwy... O tem zbliżeniu przecie słyszeli posłowie coś niecoś w Krakowie i zadrżeli z trwogi. Tak postępowali zawsze przebiegli krzyżacy, owi podstępni Niemcy, czyhający na coraz nowe zdobycze na sąsiadach.





  1. Krzyżacy wszędzie w Polsce i na Litwie mieli swoich szpiegów, którymi byli kupcy lub rzemieślnicy Niemcy.
  2. Stolica Węgier.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Bernatowicz.