Poezye w nowym układzie. Tom VI, Przekłady/Attis i Kybela

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jaroslav Vrchlický
Tytuł Perspektywy
Podtytuł Attis i Kybela
Pochodzenie Poezye w nowym układzie. Tom VI, Przekłady
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Konopnicka
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Podziemie w świątyni Mitry. Dźwięki trąb i cymbałów.
W przedsionkach odzywają się głosy kapłanów.

HIEROFANT.

O wy, co światła jesteście spragnieni,
Oto wam jego otwarte są zdroje!
Oto z wód świętych pić wam dzisiaj dano!
Lecz posłuchajcie, — nim święte obrzędy
Pojmą was w kręgi wieczystych tajemnic, —
Świętego mytu o wielkiej Kybeli.

ZBÓR.

Jak nęci czasza, którą nam podajesz!

HIEROFANT

W one dni stare, w posiwiałe czasy,
Gdy góry światem chodziły dokoła,
Gdy wielkie lasy dźwigały się z bagnisk
Ku dnia światłości koroną olbrzymów,
A mokre jeszcze po swojem zrodzeniu
Lądy bujały w objęciu wszechświata,
Jak kołysane dziecko, — w ten pradawny

Czas, kiedy ziemia, nie dotknięta winą,
Jak kwiat lotosu czystością jaśniała,
Bogowie radzi w odwiedziny błogie
Ją woływali do obłocznych wyżyn,
I radzi na nią mieszkiwać schodzili.
............

GŁOS KAPŁANA.

O, rychlej serca oczyśćcie od zmazy,
Niech nie lgnie do niej żadnej winy cień!
Gdyż uczynione są zaś rzeczy wielkie,
Których pojęcie zakryte śmiertelnym!

ZBÓR.

Sługa ja boży, zbożnie słucham cię!

HIEROFANT.

Wonczas Kybela, matka wszystkich bogów,
Chwalebna, mocna, i światłem wschodząca,
Ziemię nawiedzić szła, litością zdjęta
Ku tej ubogiej, która, jak łupina
W sieci się wieków tam, to sam miotała.
Ród bogów mocnych i szerokowładnych
Bogini snadź już poczuła w swych żyłach,
I szła szukając, gdzieby się wypełnić
Mogły najświętsze wcieleń tajemnice.


ZBÓR.

O, bądź na wieki nam błogosławiona!

HIEROFANT.

W dni te, nad rzeką Gall, żył Attis, pasterz,
Młodzian przecudny, co nie znał rozkoszy.
A była jemu Kybela najpierwszą,
Ku której ogniem miłości rozgorzał.
Kochał ją tedy, a święta bogini
Dała mu wszystko, co tylko śmiertelny
Znieść może duchem słabym a bezmocnym.

ZBÓR.

Jak dziwnie w duszę wnika mi ta powieść!

HIEROFANT.

Wszystko mu dała! Rozkwieconą ziemię,
Głos śpiewnych ptaków dyszący rozkoszą,
I lasów hymny o słońca zachodzie...
A kiedy zmierzchy opadły na ziemię,
I nad moczary i milczące góry,
Na gwiazdy palcem skinęła tworzącym,
A gwiazdy z niebios zstąpiły zwycięsko,
I utworzywszy płomienną koronę,
Wokół mu głowy pałały noc całą...
A łuna od nich biła tak ogromna,
Że stary ojciec, Okeanos siwy,

Budził się ze snu i pytał z podziwem,
Kto mu róż jasnych nasuł w modre łoże?
A więcej święta Kybela nie chciała
Mieć za tę miłość, jakiej snadź nie było
I już nie będzie aż po koniec świata,
Jeno maluczką rzecz: wierność Attisa.

ZBÓR.

O łasko bogów, jakże pojmę ciebie!

HIEROFANT.

Ale ułomnym jest człowiek. Sto pokus
Czyha nań zewsząd, a krok nieświadomy
Rychlej się potknie, niż rozum ostrzeże.
Dwa w nas żywioły dyszą wiecznym bojem:
Duch i materya. Miłość matki bogów
Pragnęła tylko ducha, lecz zbudzona
Żądza się o swe upomniała prawa,
I wprędce podległ jej ubogi Attis.

ZBÓR.

Współczuciem pałam i niecierpliwością!

HIEROFANT.

Zła nimfa jedna, lubieżna Sangaris,
Zamieszkiwała zdrój chłodny, podziemny,
U brzegu morza grzmiącego o brzegi.
A kiedy przyszło południe, zemdlony

Szedł oną stroną Attis, w myślach cały,
I w zdrój ten pojrzał. U wejścia Sangaris
W nagości pięknej stała, jak bachantka.
Róże we włosach i na licach róże,
A w oczach wszystkie jasne gwiazdy nieba...
I ujrzał Attis łona jej lotusy,
I jako pszczoła za miodem lecąca,
Ustami upadł na białe to kwiecie...
A zaś w zdrój wstąpił, i w chłód ten i w świeżość,
W zdrój pełen mroków cienistej zieleni,
I modrej wody, i kropel dźwięczących.

ZBÓR.

O straszny grzechu! Wino nieskończona!

HIEROFANT.

Wnet, dowiedziała się o tem Kybela,
A gniew jej buchnął, jako wielki pożar.
Wszakże i Attis poznał już swą winę,
I gorącemi twarz oblewał łzami,
I o skaliste ściany gór tłukł głową,
I łkał i płakał przez dzień i noc całą;
Aż, oszalawszy, obrócił swe kroki
Ku wielkiej górze, co nad widnokręgiem
Tron miała, i tam przed obliczem słońca,
Zdjęty rozpaczą, dłoń podniósł na siebie,
I sam, swą ręką, męzkość odjął sobie.


CHÓR.

Drżę cały... Jakże straszne pokajanie!

HIEROFANT.

A matka bogów i wszechrodzicielka,
Tak się wzruszyła w bolejącem sercu,
Że znów Attisa do łaski przyjęła
I zeszła k'niemu, i wzięła na łono,
Świętemi włosy krew tamując jasną,
I między bogi wliczywszy człowieka,
Na tryumfalny wóz go posadziła,
Na wóz, co światem grzmi, i od tej pory
Jest Attis czystej przywrócon miłości.

ZBÓR.

O szczęście, jak mam pierś uchwycić twoją!

HIEROFANT.

U źródeł oto tajemnic stoimy...
Azaż bez winy świat się dziś być mniema?
Wszakże pokuta jest winy koroną,
A nad pierwotną czystość duszy — pała
Żar oczyszczenia... W górę myśli wznieście!
Sam Plato, złota i brzęcząca pszczoła
Na ustach bogów, nie znalazł nic nad to...
Zdrój życia bije! O spieszcie ku niemu!
Czemże bez życia byłby wszechświat cały?





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.