Podróże Gulliwera/List kapitana Gulliwera do swego kuzyna Ryszarda Sympson

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część pierwsza
Indeks stron


LIST
KAPITANA GULLIWERA
DO SWEGO KUZYNA
RYSZARDA SYMPSON.
J
Jeżeli się kiedy sposobność nadaży, to mam nadzieję że nieomieszkasz publicznie oświadczyć, iż tylko twoje usilne i ponawiane prośby spowodowały mię, błędnie napisaną historyą moich podróży, drukiem ogłosić, przyczem zobowiązałem cię, wezwać z którego z naszych Uniwersytetów kilku młodych akademików na pomoc, do uporządkowania materyałów i poprawy stylu, tak jak na moją radę uczynił kuzyn mój Dampier z swoją książką, pod tytułem: Podróż około świata. Lecz jeżeli sobie dobrze przypominam, to niepozwoliłem ci nic wypuszczać, a jeszcze mniej dodawać. Zmuszony więc jestem co do ostatniego przypadku, nieprzyznać tego wszystkiego co nie jest mojem, a szczególniej ustępu o ś. p. Najjaśniejszej Królowej Annie najpobożniejszej i najchwalebniejszej Pani. Lubo ją więcej szacowałem i uwielbiałem jak kogo kolwiek z jej płci, powinniście byli jednak rozważyć, ty lub któren z twych współpracowników co sobie pozwolił wsunąć ten ustęp, najprzód: że nie jest moim zwyczajem pochlebiać sobie równym, potem że nieprzyzwoicie było, stworzenie tego co ja gatunku, chwalić przed moim nauczycielem Houyhnhnm; lecz co więcej, jest to zupełnie fałszem, bo ja większą część panowania Jej Królewskiej Mości żyłem w Anglji, i oile wiem, rządziła ta Pani ciągle przez pierwszego ministra, w początku Lorda Godolphin, poźniej Lorda Oxford, a tak umieściliście na mój karb fałsz oczywisty. A nawet w wystawieniu mojem Akademji Projektarzów i w niektórych miejscach mojej mowy do nauczyciela Houyhnhnm, powypuszczaliście główne zdarzenia, alboście je tak poobcinali i poodmieniali, że mi z trudnością przychodziło poznać własne moje dzieło. Jeżeli ci czyniłem wyrzuty w którym z moich listów, odpowiadałeś mi, iż się lękasz obrazić władzę publiczną, która co do wolności w druku ciągle baczna i wszystko cokolwiek pozór ma przymówki (sądzę że to wyrażenie stosowne) gotowa nietylko wykładać ale i karać. Ale, proszę cię, jak można to, co ja napisałem przed tylą laty i w oddaleniu 2500 mil, stosować do którego z Jahus, którzy dziś, jak powiadają, rządzą naszą trzodą; zwłaszcza że to wszystko pisałem w czasie, kiedym się nie mógł obawiać powrotu pod ich panowanie? Czyliż nie mam przyczyny dręczyć się na widok tych samych Jahus ciągnionych w powozach przez Huyhnhnm, jak gdyby ostatni bydlęta a tamci rozumne byli stworzenia? Prawdziwie, dla tego tylko tu się usunąłem, ażeby uniknąć tego szkaradnego widowiska.

To jest, co mniemałem być koniecznem powiedzieć, tak ze względu na ciebie, jako i zadania które ci powierzyłem.

Co do drugiego: wyrzucam sobie słabość moją, iż na prośby i fałszywe powody, przez ciebie i niektórych innych użyte, zezowoliłem na ogłoszenie moich Podróży. Przypomnij sobie, jak często cię prosiłem, kiedy chcąc niechęć moją przezwyciężyć, przedstawiałeś mi powody dobra powszechnego: jak często, mówię, prosiłem cię byś rozważył, że Jahus są zwierzęta zupełnie niezdolne do poprawy ani nauką ani przykładem. Wypadki stwierdziły tę opinią, gdyż, zamiast coby moja książka ich nauczyła, przynajmniej na tej małej wyspie usunąć nadużycia i zepsucie, jak się nadzieją cieszyłem, widzisz że po sześciomiesięcznem jej ogłoszeniu, żadnego z tych skutków nie przyniosła. Prosiłem cię uwiadomić mię listownie, kiedy stronnictwo zniknie, sędziowie będą oświeceni i nieprzedajni: pieniacze poczciwi, umiarkowani i niezupełnie z rozumu obrani; kiedy równina Smithfield zajaśnieje pożarem stósów ksiąg prawniczych; lekarze wygnani; żony Jahus zbogacone w cnoty, honor, szczerość, zdrowy rozsądek; dwory i sale posłuchalne ministrów oczyszczone z plugawstwa; zasługa i nauki wynagrodzone; a ci co wierszem lub prozą druk hańbią, skazani zostaną za jedyne pożywienie mieć swój papier, a za napój atrament. Po twoich zachęcaniach, rachowałem na te zmiany i na tysiąc innych, które tam jasno były wytknięte. I trzeba przyznać że siedm miesięcy wystarczały na poprawę tych wszystkich przywar i słabości którym Jahus są poddani, gdyby choć trochę mądrości i cnoty posiadali. Przeciwnie jednak oczekiwaniom moim, przynosił mi każden twój posłaniec z listem paki małych pism, uwag nad drugą częścią, w których mię oskarżano, żem spotwarzył urzędników stanu, rodzaj ludzki poniżył (mają bowiem bezczelność przywłaszczania sobie tego nazwiska), i płeć niewieścią osławił. Poznałem zaraz że pisarze tych ramot nie są z sobą w zgodzie, jedni bowiem niechcą przyznać żebym ja był autorem moich podróży, drudzy zaś wmawiają we mnie pisma zupełnie mi obce.

Muszę także napomknąć że twój drukarz pokładł fałszywe daty niektórych moich podróży i czasu mego powrotu, i ani roku ani miesiąca ani dnia nie podał dokładnie: dosłyszałem przytem że rękopism mój po ogłoszeniu dzieła zniszczonym został: a że nie mam żadnej kopji onego, przesyłam ci przeto niektóre sprostowania, które przy drugiem wydaniu umieścić możesz, nie zaręczam jednak za nie, i zostawuję rozsądnym i słusznym czytelnikom staranie, tak te rzeczy uważać, jak uważanemi być powinny. —

Powiedziano mi że nasi Jahuscy żeglarze mowę moją żeglarską, w niektórych miejscach zestarzałą znajdują. W pierwszej mojej podróży będąc jeszcze bardzo młodym, uczony byłem od starych żeglarzy i tak się nauczyłem mówić jak oni mówili. Poźniej widziałem, że Jahus na morzu tak są skłonni do przyjmowania nowych słów, jak Jahus na lądzie, którzy co rok prawie tak mowę swą odmieniają, że ile razy do mej ojczyzny wróciłem, zawsze znalazłem dyalekt tak zmienionym, iż go zaledwie mogłem zrozumieć. Podobnie, gdy mię kto z ciekawych z Londynu odwiedzi, nigdy się niemożemy zrozumieć, bo do wyrażenia swych myśli, zupełnie innych słów używamy.

Gdyby mię krytycy Jahusów choć najmniej interesowali, to miałbym zupełną słuszność na wielu z nich się użalać, którzy tyle byli bezczelni, naprzód zaraz utrzymywać, że podróże moje są czystą bajką w mózgu moim wylęgłą, a nawet tak dalece zuchwałość swą posunęli iż ośmielili się powiedzieć, że równie niema Houyhnhnmów i Johusów jak i mieszkańców Utopji.

Wyznaję jednak, że co się tyczy narodów Lilliputów, Brobdingrag (tak powinno być pisane, a nie Brobdingnag, jak to błędnie czynią) i Laputa, żaden z naszych Jahus nie był tyle śmiałym choćby najmniejszą czynić wątpliwość, jako też i w wypadkach które o tych narodach przytoczyłem: tu bowiem, prawda tak jest jasna, że przekonanie gwałtem za sobą pociąga. Ale czyż powieść moja o Houyhnhnmach i Jahusach mniej jest prawdziwą? czyliż i w tym kraju nie ujrzy tysięcy tych ostatnich, ktorzy tylko szwargotaniem i że niezupełnie nago chodzą, różnią się od swych zwierzęcych braci w kraju Houyhnhnmów? Pisałem dla ich poprawy ale nie dla ich pochwał. Jednogłośne pochwały całego ich rodu mniejby znaczyły u mnie, jak rżenie dwóch wyrodków Houyhnhnmów w mej stajni trzymanych; ponieważ, mimo całego ich poniżenia, mogę w nich jeszcze znaleźć niejakie oznaki cnoty wolnej od zbrodni.

Czyż śmieją mniemać te nędzne stworzenia, że się tyle poniżę i bronić będę mej prawdomówności? Lubo i ja Jahu jestem, wiadomo jednak, że przez naukę i przykład mego szanownego nauczyciela w przeciągu dwóch lat (jak wyznać muszę nie bez trudności) do tego doprowadziłem, że się pozbyłem tych piekielnych nałogów, które, szczególnie w Europie w mym rodzaju, tak są wkorzenione, to jest, kłamać, chełpić się, oszukiwać, dwuznacznie mówić.

Mógłbym jeszcze więcej uczynić żalów z tego powodu, lecz i ciebie i mnie nie chcę dłużej męczyć. Przyznaję, że od ostatniego mego listu, przez spółeczeństwo z małą liczbą indiwiduów twojego gatunku, a szczególnie z temi z mej familji, z któremi związków unikać niemogę, reszta złych zarodów mojej Jahusowej natury znowu we mnie odżyła; gdyby nie to, pewnobym tak niedorzecznego planu, jak jest chęć zreformowania rodzaju Jahus w tem królestwie, nigdy niebył uczynił. Lecz teraz, odstępuję już na zawsze od tego urojenia. —

2. Kwietnia 1727.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.