Podróże Gulliwera/Część czwarta/Rozdział V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część czwarta
Indeks stron


ROZDZIAŁ V.



Autor na rozkaz swojego pana, opisuje mu stan Anglji:
przyczyny wojen między europejskiemi monarchami.
— Opis konstytucyi angielskiej.



C


Czytelnik niech raczy zważyć że następujący opis jest wyciągiem z rozmów które miałem przez dwa lata z moim panem. W miarę jakem się lepiej wprawiał w język krajowy, żądał odemnie dokładniejszego wszystkich szczegółów opowiedzenia.

Opisałem mu jak mogłem stan Europy, mówiłem o kunsztach i umiejętnościach, o handlu i rękodzielniach, a odpowiedzi które mu dawać musiałem na jego rozsądne pytania, były niewyczerpanem źródłem rozmów. Lecz ograniczę się tutaj na opowiedzeniu głównych szczegółów tyczących się mojej ojczyzny, opisując je w najlepszym jak tylko być może porządku; przyczem jednak na czas i poboczne okoliczności nie będę miał względu, trzymając się tylko jak najściślej prawdy. Żal mi, że nie będę w stanie oddać należycie sposobu wyrażenia się i uwag mojego pana, które przez niedostatek potrzebnych zdolności do przetłomaczenia ich na barbarzyński język angielski, nieskończenie wiele tracić muszą.

Stosując się do rozkazów mojego pana, opowiedziałem mu rewolucyą w Anglji przez księcia Oranji, długą wojnę z Francyą, zaczętą przez wspomnionego księcia i kontynuowaną przez obecnie panującą Królową, w której wszystkie mocarstwa chrześcijańskie miały udział, i która może trwa jeszcze dotychczas. Na jego życzenie wyrachowałem liczbę Jahusów które w tej poległy wojnie, i podałem ją na milion, ilość miast zdobytych na sto, zabranych zaś i zatopionych okrętów na pięć razy tyle.

Mój pan spytał mi się, jakie są powody tych wojen. Odpowiedziałem, że te przyczyny są niezliczone, ale tylko główniejsze z nich mu powiem. Często powstają wojny przez ambicyą monarchów, którzy nigdy nie myślą, że już dosyć mają kraju i ludzi pod swoją władzą: czasem przez zepsucie i podłą politykę ministrów, którzy wplątują swego pana w wojnę dla przytłumienia narzekań obywateli na ich złe rządzenie, lub nadania tymże innego kierunku. Rozmaitość w zdaniach pozbawiła życia milionów ludzi. Jeden naprzykład mniema, że mięso jest chlebem, a drugi że chleb mięsem; jeden, że sok pewnego owocu jest krwią, drugi że winem: sprzeczają się czy gwizdanie jest występkiem czy cnotą; czy trzeba całować kawałek drzewa, czy wrzucić go w ogień; jak trzeba się ubierać, jedni utrzymują, że biało, drudzy czarno, czerwono lub szaro; czy suknia ma być długą czy krótką, ciasną czy szeroką, brudną czy czystą. Żadne nasze wojny, dodałem, nie są tak krwawe i długo trwające jak te, które powstają przez rozmaitość zdań, szczególnie kiedy przedmioty o które się sprzeczają najmniejszej nie mają wagi.

Czasem powstaje wojna między dwoma monarchami z przyczyny, że każden z nich chce trzeciego monarchę pozbawić jego krajów, nie mając do tego ani jeden ani drugi najmniejszego prawa. Nieraz jeden monarcha napada drugiego z obawy aby nie został napadnięty; czasem z powodu że nieprzyjaciel jest za nadto słabym lub za nadto potężnym. Często zdarza się że sąsiad chce mieć co my mamy, lub my chcemy mieć co on ma, natenczas walczą ażeby mieć wszystko lub nic. Sprawiedliwą jest rzeczą nieść wojnę w kraj, który wycieńczony został przez głód, spustoszony przez zaraźliwe choroby lub osłabiony przez wewnętrzne niepokoje. Monarcha ma słuszny powód do wojny z najbliższym sprzymierzonym sąsiadem, jeżeli ten ma miasto lub prowincyą którą tamten chce mieć dla spojenia lub zaokrąglenia swoich posiadłości. Jeżeli monarcha napada swojem wojskiem taki kraj, którego lud jest ubogi i nieoświecony; wtedy ma prawo wyrznąć jedną połowę a drugą trzymać w niewoli, dla ucywilizowania jej i wyprowadzenia ze stanu barbarzyństwa. Jeżeli jeden monarcha prosi drugiego o pomoc dla obronienia się przeciwko nieprzyjacielowi, w tedy jest to godnem króla i bardzo chwalebnem postępowaniem, kiedy przywołany sprzymierzeniec wypędziwszy nieprzyjaciela, zabiera kraj dla siebie, i właściciela którego miał ratować wypędza, zabija, albo bierze w niewolę.

Związki małżeńskie lub pokrewieństwo są często przyczyną wojen, a im te są bliższe, tem większa skłonność do niesnasek. Ubogie narody są głodne, bogate są dumne: duma więc z ubóstwem będą zawsze i wiecznie w niezgodzie. Z tych przyczyn stan żołnierski jest u nas najszczytniejszym: żołnierz jest to Jahu, który zostaje najęty aby zabijał z najzimniejszą krwią jak najwięcej sobie podobnych stworzeń, które mu nigdy nic złego nie wyrządziły.

Jest też szczególnie w północnej Europie wielu ubogich monarchów, którzy nie będąc sami w stanie prowadzenia wojen, wynajmują swoje wojsko innym bogatszym narodom; trzy czwarte żołdu zatrzymują dla siebie na swoje utrzymanie, i to jest najlepszym ich dochodem. —

To coś mi opowiedział, rzekł mój pan, o przyczynach waszych wojen, daje mi bardzo pochlebne wyobrażenie o waszym mniemanym rozsądku. Szczęściem że hańba jest daleko większa od niebezpieczeństwa: że natura tak was utworzyła, iż przy całej złości, nie możecie wiele złego narobić. Natura dała wam gębę płaską na twarzy również płaskiej, przezco nie możecie się bez wzajemnego przyzwolenia żadnym sposobem kąsać; wasze paznokcie u przednich i tylnych łap są tak miękkie i krótkie, że jeden z naszych Jahusów może tuzin takich jak ty jesteś rozszarpać. Jeżeli przeto zastanawiam się żeś wspomniał o wielkiej liczbie poległych w waszych wojnach, muszę myśleć że mi powiedziałeś co wcale nie exystuje.

Nie mogłem się wstrzymać, abym nie kiwnął głową i uśmiechnął się z przyczyny wielkiej niewiadomości mojego pana. Będąc cokolwiek obeznany ze sztuką wojenną, dałem mu opis armat, muszkietów, karabinów, kul, pistoletów, prochu, szabli, bitew, oblężeń, rejterad, attaków, min i kontramin, bombardowań, bitew morskich, zatapiań okrętów z tysiącami ludzi, bitew w których dwadzieścia i więcej tysięcy żołnierzy pada z każdej strony; jęków umierających, krzyków walczących, członków latających w powietrzu, dymu, hałasu, zamięszania; jak ludzie stratowani zostają przez kopyta końskie; ucieczki, ścigania, zwycięztwa, morze czerwone od krwi poległych, pola okryte trupami zostawionemi na żar wilkom, psom i ptakom drapieżnym; a potem rabunku, zgwałceń, pożarów i zniszczenia: a chcąc dać przykład waleczności kochanych moich współziomków dodałem, żem widział jak przy jednem oblężeniu sto nieprzyjaciół na raz szczęśliwie zostało wysadzonych w powietrze, a dwa razy tyle podczas walki na morzu, tak, że członki zabitych Jahusów jakby z obłoków przez niejaki czas spadały, ku wielkiej zabawie przypatrujących się temu widowisku.

Chciałem dalej opowiadać, lecz mój pan rozkazał mi ażebym przestał; natura Jahusów, powiedział, jest tak niegodziwą, że mogę wszystkiemu wierzyć coś o nich opowiedział kiedy siła i chytrość wyrównywają ich złości.

Odpowiedź moja powiększyła jeszcze złe mniemanie które miał o Jahusach i przejęła go trwogą i niespokojnością, których nigdy nie doznawał. Obawiał się aby jego uszy nie przyzwyczaiły się do tak haniebnych wyrazów i niesłuchały ich potem z mniejszym obrzydzeniem. Nienawidzi, mówił mi, w prawdzie niezmiernie Jahusów, ale ich nie więcej gani z przyczyny niegodziwych przymiotów które mają, jak gnnayha (drapieżnego ptaka) dla jego okrucieństwa, albo ostry kamień, że kopyta kaleczy. Ale że stworzenie chlubiące się posiadaniem rozumu, może być zdolnem do takich niegodziwości, musi myśleć: że zepsuty rozum jeszcze daleko gorszy jest od zwierzęcej dzikości. Jest przeto przekonany: że miasto rozumu, posiadamy przymiot służący do pogorszenia jeszcze naszych naturalnych występnych skłonności, podobnie jak niespokojna powierzchnia wody odbijając obraz niekształtny, czyni go nie tylko większym ale i szpetniejszym.

Lecz już dosyć, mówił dalej, słyszałem w tej jako też w poprzedzających rozmowach o wojnie. Chciałbym abyś mi też objaśnił inną okoliczność której nie mogę pojąć. Powiedziałeś mi, że niektórzy z majtków towarzyszących ci na okręcie, musieli opuścić swoją ojczyznę, że zrujnowani zostali przez processa, i że prawo miało być główną przyczyną ich niedoli. W prawdzie wytłomaczyłeś mi znaczenie tego wyrazu, ale nie mogę pojąć jak prawo, którego przeznaczeniem jest być dla każdego obroną, może się stać powodem do czyjej zguby.

Życzył sobie abym mu opowiedział dokładnie, cobym rozumiał pod wyrazem prawo i wykonawcy jego, a to podług obecnego zwyczaju w mojej ojczyznie. Natura i rozum posiadaniem którego tak bardzo się chlubiemy, zdają mu się być dostatecznemi przewodnikami, do pokazania rozsądnym stworzeniom co mają czynić a czego unikać.

Odpowiedziałem mu, że prawnictwo jest umiejętność w której wcale nie jestem obeznany, i tylko przy wyrządzonych mi krzywdach, wziąłem sobie adwokatów aby mnie bronili; jednak wedle możności uczynię zadosyć jego żądaniu. Jest u nas, powiedziałem mu, towarzystwo ludzi, których od młodości uczą kunsztu, dowodzenia za pomocą wyrazów w tym celu utworzonych, że białe jest czarnem, a czarne jest białem, a to w stosunku do zapłaty którą im się za to daje. Naprzykład: jeżeli mój sąsiad chce mieć moją krowę, może być pewnym że znajdzie prawnika, który podejmie się dowodzić, że on ma prawo wziąść mi moją krowę. Natenczas muszę i ja sobie wziąść prawnika któryby mnie bronił, bo prawo zakazuje samemu się bronić. W tym razie, ja, jako prawdziwy właściciel jestem w najgorszem położeniu z dwóch przyczyn. Najprzód, ponieważ obrońca mój przyzwyczajony od młodości bronić fałszu, przeto nie znajduje się wcale w swoim elemencie gdy mu wypada bronić sprawiedliwości; jest to dla niego nienaturalny sposób działania, co z wielką niezręcznością i z większą jeszcze niechęcią wypełnia. Powtóre, musi adwokat mój postępować z największą ostrożnością, inaczej wystawia się na najsurowszą naganę sędziów i nienawiść swoich współkolegów, jako psujący praktykę prawniczą. Przez dwa tylko sposoby mogę uratować moją krowę. Pierwszy jest, że przekupuję obrońcę mojego przeciwnika podwójną summą jaką miał dostać, przez co tenże zdradzi swojego klienta wykazując mu, że sprawiedliwość jest na jego stronie. Drugi sposób jest, że mój obrońca wystawia moją rzecz w najgorszem świetle, przyznając że moja krowa należy istotnie do mojego sąsiada, a przez to możemy sobie niezawodnie zjednać łaskę wszystkich sędziów. Trzeba bowiem wiedzieć, że ci sędziowie są to osoby upoważnione do rozstrzygania we wszystkich sprawach tyczących się własności obywateli, jako też w sprawach kryminalnych, i pobierają za to od kraju dostateczną na swoje utrzymanie pensyą. Wybierają ich z najbieglejszych prawników, którzy przez starość lub lenistwo nie są zdatni więcej do swego rzemiosła.

Gdy więc przez całe swoje życie sprzeciwiali się, walczyli przeciwko prawdzie i sprawiedliwości, czują w sobie skłonność nieprzezwyciężoną sprzyjania oszustwu, krzywoprzysięztwu i uciemiężeniu, tak, że sam znałem niektórych, co woleli nieprzyjąć ofiarowanej sobie nagrody od strony mającej sprawiedliwość za sobą, jak obrazić swój stan, działając przeciwko naturze swojej i w brew powinnościom i duchowi swego urzędu.

Główną maxymą u tych prawników jest; że co się raz stało znowu stać się może. Przeto notują sobie wszelkie wyroki najtroskliwiej, chociaż te były przeciwko sprawiedliwości i zdrowemu rozsądkowi: nazywają je precedencye, czyli zbiory zasad prawnych. Przytaczają je zawsze jako autoryzacye dla usprawiedliwienia najniesprawiedliwszych zdań, i sędziowie zawsze się do nich stosują i sądzą podług tych przykładów.

W rozprawach swoich i mowach sądowych, obrońcy unikają troskliwie, ażeby się nie zapuszczali w prawdziwą naturę rzeczy, lecz krzyczą z największą zaciętością i gadają bezustannie o okolicznościach wcale do rzeczy nienależących. Naprzykład w wyżej przytoczonym przypadku, nie będą się starali odkryć, jakie mój przeciwnik ma prawo do mojej krowy; lecz czy moja krowa jest czerwoną czy czarną: czy długie ma rogi, czy krótkie: czy pole na którem się pasie jest okrągłe czy czworograniaste: czy w stajni czy na łące ją doją: na które cierpi choroby i tak dalej. Poczem radzą się precedencyi, odkładają proces od czasu do czasu, i po dziesięciu, dwudziestu latach rozstrzygniętym zostaje.

Prawnicy mają osobny język im tylko właściwy, którego nikt więcej nie rozumi i w którym wszystkie prawa są pisane. Z największą troskliwością i staraniem pomnażają go, i tym sposobem zawikłali i zamieszali zupełnie zasady sprawiedliwości i niesprawiedliwości, prawdy i fałszu, tak, że rozstrzygnienie, czy pole które mi zostawili od sześciu wieków przodkowie moi, należy do mnie czy do mieszkającego o sto mil obcego człowieka, dopiero po upłynieniu trzydziestu lat nastąpić może.

W processach osób o występek stanu oskarżonych, metoda używana jest daleko krótszą i godniejszą zalecenia. Sędzia stara się wybadać sposób myślenia rządu i poznawszy go, może uratować lub kazać powiesić zbrodniarza, zachowując przytem jak najściślej wszystkie formalności prawnicze. —

Szkoda, odezwał się mój pan, że osoby mające takie talenta i wiadomości, jak ci prawnicy których mu opisałem, nie zostają zachęceni do używania swych znajomości na dobro publiczne, ucząc innych mądrości i cnoty. Odpowiedziałem mu, że ci prawnicy są, wyjąwszy ich rzemiosło, najnieumiejętniejszemi i najgłupszemi mieszkańcami mojej ojczyzny; w rozmowach niezmiernie ograniczonemi, jawnemi nieprzyjaciołmi wszelkiej umiejętności i nauki, i wszędzie i zawsze okazują się skłonnemi do obłąkania zdrowego rozsądku i przekręcenia każdej rzeczy o której się mówi.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.