Podróż Naokoło Księżyca/XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Podróż Naokoło Księżyca
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1870
Druk Drukarnia Gazety Polskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Autour de la Lune
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
ROZDZIAŁ XII.

Szczegóły orograficzne.

Kierunek pocisku, jak to już widzieliśmy, ciągnął go w stronę północnej półkuli księżyca. Nasi podróżnicy daleko byli od tego punktu środkowego, na który mieli upaść, gdyby nie to nieszczęsne zboczenie, jakiemu zaradzić było już niepodobna.
Już było trzydzieści minut po północy. Barbicane liczył wtedy że są w odległości 1,400 kilometrów czyli oddaleni trochę więcej jak na długość promienia księżycowego, i że odległość ta zmniejszać się powinna w miarę posuwania się ich ku biegunowi północnemu. Pocisk znajdował się naówczas nie na wysokości równika, lecz na przejściu dziesiątego równoleżnika od tej szerokości, starannie zaznaczonej na karcie, aż do samego bieguna. Barbicane i dwaj jego towarzysze w najlepszych warunkach mogli księżyc obserwować.
I rzeczywiście, za pomocą lunety odległość ta 1400 kilometrów zredukowaną została do 14, to jest do czterech i pół lieues. Teleskop z Gór-skalistych bardziej jeszcze przybliżał księżyc, ale atmosfera ziemska o wiele zmniejszała jego siłę optyczną. Dla tego też Barbicane w swoim pocisku mógł przez lunetę spostrzedz wiele szczegółów, jakie niewidzialnemi na zawsze pozostają dla obserwujących księżyc z ziemi.
— Moi przyjaciele, rzekł wtedy prezes głosem poważnym, nie wiem dokąd dążymy, nie wiem czy będziemy kiedykolwiek oglądać kulę ziemską; w każdym jednak razie postępujmy tak, jakby te nasze prace miały kiedyś pożytek przynieść bliźnim naszym. Porzućmy wszelkie myśli postronne, uważajmy się za astronomów, a tę kulę za jeden z gabinetów obserwatorjum w Cambridge, przeniesiony w przestworze. Obserwujmy.
Rozpoczęto więc pracę z największą dokładnością i przeniesiono wiernie na papier widoki księżyca z różnych odległości, w jakich się pocisk znajdował względnie do tej gwiazdy.
Kiedy kula była na wysokości dziesiątego równoleżnika północnego, zdawało się że jednocześnie ściśle postępuje po dwudziestym stopniu długości wschodniej.
Tutaj nastręcza się ważna uwaga, dotycząca mappy, służącej do obserwacji. Wiadomo że na mappach księżyca, z przyczyny odwracania przedmiotów w lunecie, południe jest u góry a północ na dole; zdawałoby się przeto, że wschód powinien być z lewej, a zachód z prawej strony. Jednakże tak nie jest. Gdyby mappa była odwrócona i przedstawiała księżyc takim, jak on się ukazuje naszym oczom, wschód byłby na lewo a zachód na prawo, to jest przeciwnie jak na mappach ziemi. Wyjaśnijmy przyczynę tej anomalji. Obserwatorowie z północnej półkuli w Europie naprzykład, w stosunku do siebie spostrzegają księżyc na południu. Gdy go obserwują, plecami obróceni są na północ, to jest zajmują pozycję przeciwną tej, w jakiej pozostają przy badaniu mappy ziemskiej. Ponieważ plecami obróceni są na północ, wschód znajduje się po lewej, a zachód po prawej od nich stronie. Obserwatorowie na półkuli australskiej w Patagonji naprzykład, będą mieli zachód księżyca po lewej, a wschód po prawej stronie, gdyż południe jest za nimi.
Taka jest przyczyna tej odwrotności pozornej dwóch punktów głównych, i trzeba o niej wciąż pamiętać przy śledzeniu obserwacji Barbicane’a.
Przy pomocy mappa selenographica Beer’a i Maedler’a, podróżnicy mogli dokładnie zbadać część tarczy, jaka się mieściła w ich lunecie.
— Co widzimy w tej chwili? zapytał Ardan.
— Północną część morza Chmur, odpowiedział Barbicane. Jesteśmy zanadto oddaleni byśmy mogli rozpoznać jej naturę. Czy te płaszczyzny utworzone są z piasków wypalonych, jak to utrzymywali pierwsi astronomowie? Czy też to są lasy rozległe? jak twierdził Waren de La Rue, który księżycowi przypisuje atmosferę bardzo nizką, lecz nader gęstą, o czem dowiemy się później. Nie uprzedzajmy wypadków.
To morze Chmur bardzo wątpliwie oznaczone jest na mappach. Przypuszczają, że obszerna płaszczyzna zasianą jest odłamami lawy, wyrzuconej z poblizkich wulkanów (po jej stronie prawej) Ptolemeusz, Purbach Arzachel. Lecz pocisk posuwał się i zbliżał widocznie; wkrótce ukazały się wierzchołki stanowiące północną granicę tego morza. Na przodzie sterczała góra jaśniejąca pięknością, której wierzchołek zdawał się ginąć w promieniach słonecznych.
— To jest?... spytał Michał.
— Kopernik, odpowiedział Barbicane.
— Zobaczmyż tego Kopernika.
Ta góra, leżąca pod 9° szerokości północnej i 20° długości wschodniej, wznosi się na 3,438 metrów nad poziom powierzchni księżyca. Widać ją bardzo dobrze z ziemi i astronomowie mogą dokładnie ją badać, mianowicie pomiędzy ostatnią kwadrą i nowiem, bo wtedy długie cienie od wschodu na zachód padające dozwalają wymierzyć jej wysokości.
Ten Kopernik stanowi najważniejszy system promienisty tarczy po górze Tycho, leżącej na półkuli południowej. Wznosi się ona samotnie jak latarnia olbrzymia na części morza Chmur, graniczącej z morzem Burz, a swojem świetnem promieniowaniem oświeca dwa naraz Oceany. Niezrównany tworzyły widok te długie pręgi światła, tak olśniewające podczas pełni księżyca, które przechodząc na północ przez łańcuch gór ościennych, giną dopiero w morzu Deszczów. O pierwszej godzinie po północy, według rachunku ziemskiego, pocisk jak balon wzniesiony w powietrze unosił się ponad tą wspaniałą górą.
Barbicane mógł dokładnie rozpoznać główne punkta jej położenia. Kopernik należy do serji gór pierścieniowych pierwszego rzędu w podziale wielkich gór okręgowych[1]. Równie jak Kepler i Arystarch wznoszące się nad Oceanem Burz, ukazuje on się niekiedy jak punkt jasny przez światło popielate, i wzięto go za wulkan czynny. Lecz to jest tylko wygasły wulkan, jak wszystkie po tej stronie księżyca. Obwód jego przedstawiał średnicę około 22 mil. Przez lunetę widać tam było ślady wybuchów, a okolica wyglądała jakby zasiana szczątkami wulkanicznemi, jakie się ukazywały jeszcze i wewnątrz krateru.
— Jest, rzekł Barbicane, wiele gatunków gór okręgowych na powierzchni księżyca; a łatwo dostrzedz że Kopernik należy do rodzaju promienistych. Gdybyśmy byli bliżej, spostrzeglibyśmy ostrokręgi sterczące wewnątrz, z których niegdyś ogień wybuchał. Prawie bez wyjątku na całej tarczy księżyca spostrzegamy dziwny układ, że powierzchnia wewnętrzna tych gór okręgowych jest znacznie niższą od zewnętrznej, przeciwnie jak u wulkanów ziemskich. Wynika z tego że krzywizna ogólna podnóża tych gór, tworzy sferę o średnicy mniejszej, jak średnica księżyca.
— Ale dlaczego ich układ jest tak szczególny? spytał Nicholl.
— Nie wiadomo, odpowiedział Barbicane.
— Jakie wspaniałe promieniowanie! powtarzał Michał, — wątpię aby piękniejszy widok wyobrazić sobie było można.
— Cóżbyś powiedział, odrzekł Barbicane, gdyby wypadki naszej podróży zawiodły nas na półkulę południową?
— A cóż! powiedziałbym że to jeszcze piękniejsze! rzekł Michał Ardan.
W tej chwili pocisk wznosił się prostopadle nad górą. Wał tworzący góry Kopernika stanowił koło prawie zupełne, a strome jego stoki bardzo się czysto rysowały. Można było także odróżnić podwójny obwód pierścieniowy. Naokoło rozciągała się szarawa płaszczyzna, dziko wyglądająca, na której wypukłości żółto się odznaczały. Wewnątrz góry okręgowej, błyszczały dwa czy trzy wierzchołki stożków wulkanicznych, podobne do niezmiernie wielkich olśniewających dyamentów, zawartych w pudełku.
W przejściu ponad płaszczyzną okoliczną, Barbicane mógł zanotować wielką mnogość gór mniejszych, a między innemi niewielką pierścieniową górę zwaną Gay-Lussac, której szerokość wynosi 23 kilometry. Ku południowi płaszczyzna była bardzo równą, bez najmniejszej nigdzie wyniosłości. Ku północy przeciwnie aż do miejsca w którem przytykała do Oceanu Burz, powierzchnia wyglądała jakby woda przez huragan poruszana, a wyniosłości jej i wzgórza wyobrażały niby szereg fal nagle zakrzepniętych. Nad tem wszystkiem i we wszystkich kierunkach przebiegały smugi świetlne, zdążające do wierzchołka Kopernika. Niektóre z tych smug długości nieokreślonej, szerokie były na 30 kilometrów.
Podróżnicy zastanawiali się nad przyczyną tych dziwnych promieni, lecz równie jak obserwatorowie ziemscy, nie mogli określić ich natury.
— Ale dlaczegóż, mówił Nicholl, nie mamy uważać tych promieni za poprzeczne pasma gór żywiej odbijające światło słońca?
— Nie, odpowiedział Barbicane, gdyby tak było, to w pewnych warunkach księżyca rzucałyby one cień, a to miejsca nie ma.
W rzeczy samej, te smugi ukazują się tylko wtedy, gdy słońce jest naprzeciw księżyca, a nikną, jak skoro promienie jego padają ukośnie.
— Ale cóż wymyślono na wyjaśnienie tych smug świetlnych? zapytał Michał, bo nie uwierzę w to, aby uczonym zabrakło na co objaśnienia.
— Tak jest, odrzekł Barbicane, Herschell sformułował o nich zdanie, lecz nie śmiał przy niem obstawać.
— Mniejsza o to, ale jakież jest to jego zdanie?
— Sądził on, że te promienie są to smugi lawy zastygłej, które błyszczą gdy słońce pada na nie normalnie. Być to może, ale też nie ma nic pewnego. Zresztą, jeśli przechodzić będziemy bliżej góry Tycho, to łatwiej nam będzie rozpoznać przyczynę tego promieniowania.
— Wiecie, kochani przyjaciele, do czego podobna jest ta płaszczyzna z tej wysokości na jakiej my się znajdujemy? rzekł Michał.
— Nie, odpowiedział Nicholl.
— Oto, ze wszystkiemi temi kawałkami lawy wyciągniętemi jak patyki, wygląda ona jak ta gra w patyczki, które dzieci zręcznie umieją podnosić piórkiem lekko zakrzywionem.
— Bądźże już raz poważnym, rzekł Barbicane.
— Bądźmy poważni, spokojnie odpowiedział Michał, i zamiast patyczków przypuśćmy kości. W takim razie płaszczyzna ta byłaby ogromnym cmentarzem, na którym spoczywają szczątki tysiąca generacij wygasłych. Czy lepiej ci się podoba to efektowne porównanie?
— Tyle warto co i poprzednie, odrzekł Barbicane.
— Do licha! zawołał Ardan, widzę żeś bardzo wybredny!
Mój zacny przyjacielu, rzekł znowu poważny Barbicane; nie nawiele nam się przyda wiedzieć do czego to podobne, gdy nie wiemy przedewszystkiem co to jest.
— Wyborna odpowiedź! zawołał Michał. To mnie uczy jak mam rozmawiać z uczonymi.
Tymczasem pocisk posuwał się wzdłuż tarczy księżycowej, z jednaką prawie szybkością. Łatwo domyśleć się, że podróżnicy nie myśleli o spoczynku. Każda minuta zmieniała widoki przed ich wzrokiem zdumionym. O wpół do drugiej nad ranem ujrzeli wierzchołki innej góry. Barbicane poszukał na swej mappie; była to Eratosthene, góra pierścieniowa, wysoka na 4,500 metrów, jedna z owych gór okręgowych tak licznych na księżycu. Z tego powodu, Barbicane powtórzył swym towarzyszom szczególniejsze zdanie Keplera o formacji tych gór. Według tego sławnego matematyka, te wklęsłości kraterowe musiały być wykopane ręką ludzką.
— W jakim zamiarze? spytał Nicholl.
— Bardzo prostym i naturalnym, odpowiedział Barbicane; Selenici zadali sobie ogromną pracę wykopania tych otworów, aby mieć gdzie się schronić przed piekącemi promieniami słońca, palącemi ich przez piętnaście dni z rzędu.
— To widać że ci Selenici nie są tak głupi! odezwał się Michał.
— Szczególna myśl, powiedział Nicholl. Lecz zdaje się że Kepler nie znał prawdziwej rozległości tych gór okręgowych, bo wykopać je byłaby to praca dla olbrzymów, ale nie dla Selenitów.
— Dlaczego, jeśli ciężkość na powierzchni księżyca jest sześć razy mniejsza, jak na ziemi? rzekł Michał.
— Ale też i Selenici są sześć razy mniejsi, odpowiedział Nicholl.
— A jeśli nie ma Selenitów? wtrącił Barbicane, i tem pytaniem przerwał całą sprzeczkę.
Wkrótce Eratosthene zniknęła z horyzontu, zanim się do niej pocisk przysunął tak blizko, aby można było dokładne uczynić obserwacje. Ta góra dzieliła Apeniny od Karpatów.
W orografii księżycowej opisane są pasma gór głównie na półkuli północnej rozrzucone. Niektóre jednak zajmują pewną część półkuli południowej.
Oto tablica tych różnych łańcuchów, wskazanych od południa ku północy, z oznaczeniem ich szerokości i wysokości przy najwyższych wierzchołkach.

Góry szer. południowej metrów
Daerfel 84° — 7,603
Leibnitz 65° — 7,600
Rook 20° do 30° 1,600
Ałtaj 17° — 28° 4,047
Kordyliery 10° — 20° 3,898
Pireneje 8° — 18° 3,631
Ural 5° — 13° szer. południowej 838
Alembert 4° — 10° 5,847
Hoemus 8° — 21° szer. północnej 3,021
Karpaty 15° — 19° 1,939
Apeniny 14° — 20° 5,507
Taurus 21° — 28° 2,746
Riphée 25° — 33° 1,171
Hercyńskie 17° — 29° 1,170
Kaukaz 32° — 41° 5,567
Alpy 42° — 49° 3,617.

Z tych różnych łańcuchów najważniejszym jest Apeniński, ciągnący się na przestrzeni 150 mil wzdłuż wschodniego wybrzeża morza Deszczów; na północy styka on się z Karpatami, których profil wymierza się na blizko 100 mil.
Podróżnicy zaledwie dojrzeć mogli szczyt tych Apenin rysujących się od 10° długości zachodniej do 16° długości wschodniej; lecz pasmo Karpat rozciągało się przed ich wzrokiem od 18 do 30 stopnia długości wschodniej, i oni mogli narysować ich podział.
Jedno przypuszczenie zdawało im się bardzo słuszne. Widząc to pasmo Karpat mające tu i owdzie kształty okrągławe, zakończone wierzchołkami, wnieśli z tego że formowało ono kiedyś znaczne góry okręgowe, których kształt zniszczony został wielkimi wybuchami wulkanicznemi.
Przedstawiają one średnią wysokość 3,200 metrów, dającą się porównać z niektóremi punktami Pireneów, jak naprzykład portem Pinedy. Ich stoki południowe pochylone są spadzisto nad ogromnem morzem Deszczów.
Około drugiej godziny Barbicane znajdował się na wysokości dwudziestego równoleżnika księżycowego, niedaleko od małej góry Pythias, wysokiej na 1,559 metrów. Odległość pocisku od księżyca wynosiła już tylko 1,200 kilometrów, sprowadzonych do 21/2 mil za pomocą lunety.
„Mare Imbrium“ ciągnęło się przed oczami podróżnych jak niezmierna nizina, której szczegółów jeszcze pochwycić nie było można. Nieopodal, na lewo, sterczała góra Lambert wysoka 1,813 metrów, a dalej na krańcu Oceanu Burz pod 23° szerokości północnej, i 29° długości wschodniej, błyszczała góra promienista Euler. Ta góra wyniesiona tylko na 1,815 metrów nad powierzchnię księżyca, była przedmiotem interesującej pracy astronoma Schroetera. Uczony ten badając początek gór księżycowych, zadał sobie pytanie, czy objętość krateru była zawsze zupełnie równą objętości wałów z których się uformował. Otóż dociekł że stosunek ten istnieje wszędzie, i wywnioskował z tego, że jeden wybuch materij wulkanicznych musiał wystarczyć na uformowanie tych wałów, gdyż częste wybuchy zniszczyłyby ten stosunek. Jedynie góra Euler nie podległa temu prawu powszechnemu, i powstała widocznie z kilku wybuchów, ponieważ objętość jej krateru była dwa razy większą jak objętość otaczającego ją wału.
Wszystkie te przypuszczenia mogli robić obserwatorowie na ziemi, gdyż narzędzia ich niezupełną wyświadczały im przysługę. Lecz Barbicane nie chciał na nich poprzestać, a widząc że pocisk jego regularnie zbliżał się do tarczy księżyca, nie mogąc się na nią dostać, miał nadzieję że przynajmniej pochwycić zdoła tajemnice jego formacji.







  1. Są to wały mniej więcej okrągłego kształtu, otaczające część płaszczyzny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.