Pod lipą/Niech żyje

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jadwiga Strokowa
Tytuł Pod lipą
Podtytuł Niech żyje
Data wyd. 1911
Druk Drukarnia Aleksandra Rippera w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Źródło skan na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron






„NIECH ŻYJE!“


D

Do Frankowskiego przyprowadzono jeńca, kozaka. Oczy miał pełne lęku i trwogi. Głowę pochylił, w wyrazie szpetnej i dzikiej twarzy był jakiś ból głęboki. Frankowski, wpatrzony w tę postać, litować się zaczął nad niewolą kozaka i pyta:
— Gdzieżeście go ujęli ?...
— Ukryty był w załomie muru, śledził i podpatrywał nasze ruchy.
— Dwa dni był wśród nas?
— Dwa dni minęło od tej pory, gdyśmy Moskali z Kurowa wyprosili, on więc został umyślnie, aby szpiegować.
Młode, pogodne czoło Frankowskiego chmura przesłania.
— Czyż nic nad śmierć nie będę nieść: — pyta 20-letni młodzieniec...
A powstańcy wołają:
— Szpiegiem jest!... skazać go!...
— Niema litości, gdy walka się rozpoczęła!...
— Ukarać go!... szpiegiem jest.
Kozak podniósł swe powieki i błagalnie patrzy w twarz młodzieńca. Kozak starym zdaje się człowiekiem, w długich latach służby carskiej poorało się jego czoło zmarszczkami, oczy wpadły w głąb, a ten wyraz twarzy dziwny, tajemniczy, ponury, zdaje się więcej ma smutku w sobie jak winy.
Frankowskiemu serce pali się dziś olbrzymią miłością wolności. Dziś — on — zwycięzca... on, który z pierwszym oddziałem z Warszawy ruszył na walkę za „naszą wolność i waszą!....“ dziś — on, który ogłaszał manifest Rządu Narodowego i wzywał braci do świętej służby w obronie sprawiedliwości... on dziś nie jest zdolny wydawać człowieka na śmierć.
— Niech żyje!... — woła w młodej piersi bohatera zapał szlachetny.
— Niech żyje! — woła w młodem sercu głos miłości, która i nad czołem wroga chce zrobić znak przebaczenia.
— Niech żyje!... — szepce myśl, pełna nadziei i wiary, iż szczęście Polski rozkwitać zaczyna, iż przyszedł kres niedoli i pohańbienia, a wszystko w jasności, wolności odradzać się zacznie...
— Nie!... nie!... nie mogę być srogim, nie mogę być surowym, jam dziś nie zdolny do wyroku śmierci, puśćcie go, niech żyje!.. niech żyje!..
Powstańcy więzy rozwiązali, odstąpili o parę kroków, kozak został sam — wolny...
— Jesteś wolny — mówi Frankowski — idź, a powiedz swoim towarzyszom broni, iż Polacy mają serca gorące, idź i powiedz, iż my krwi nie pragniemy, tylko chcemy, aby i naszej krwi nie rozlewano bezwinnie...
Kozakowi skry w oczach błysły — czoło sfałdowało się dziwnym wyrazem, nie wiedzieć, radości czy zdumienia...
Skłonił się nizko i odszedł.
A Frankowski szczęśliwy, rozpromieniony zwycięztwem dnia przedwczorajszego, jakoby usprawiedliwiając się przed towarzyszami, mówi:
— Nie mogłem uczynić czegoście chcieli. Na jednego, bezbronnego człowieka wydawać wyrok śmierci, to rzecz okropna. Będę walczył, będę się bił do ostatniego tchnienia, ale z wolnymi oko w oko, pierś w pierś... Pojmanego, jeńca bez broni... czy to katem jestem, abym na śmierć skazywał?
Wszedł tego samego dnia do Lubartowa, ogłosił Rząd Narodowy, miał już 800 zbrojnych ludzi pod swojemi rozkazami, więc pełen radości i wiary w przyszłość, wołał:
— Niech żyje wolny, szczęśliwy lud!...
Tak było dnia 25 stycznia 1863 roku.

— — — — — — — — — — —

W dwa tygodnie potem, 8-go lutego, rannego i pojmanego w polu bitwy pod Słuczą, kozacy wieźli bladego powstańca do Sandomierza.
Uradowani byli, iż przed generałem Chruszczewem pochwalą się zdobyczą...
— Wot Lach!... buntowszczyk !... — wyśpiewa on wszystko przed generałami, powstanie zgaśnie...
Lecz buntowszczyk blady i ranny nic nie mówi i darmo generał Chruszczew obiecuje wielkie nagrody, łaski, ordery, protekcyę. Darmo generał Chruszczew grozi wszelkiemi karami i więzieniem i Sybirem i — śmiercią...
Powstaniec milczy.
— Twoje nazwisko?
— Jakie mieliście plany?
— Kto wam dawał rozkazy?
— Którzy należą do organizacyi?
Milczenie.
Powstaniec chwieje się, sił niema, aby stać. Indagacya trwa długo.
W tem wchodzi kozak, dziwnie stary, cichy, smutny kozak. Spojrzał na jeńca i woła:
— Frankowski!
— Co mówisz? Frankowski? — z radością namiętną przypada Chruszczew — to ty bohaterze, to ty wojowniku!... Teraz z sobą pogadamy, teraz ty nam zaśpiewasz!...
Ale Frankowski zemdlony pada i nie słyszy wyrazów radości, iż w ręku generała taki ważny „buntowszczyk“ znajduje się.
Powstaniec jest bardzo chory. Zachodzi obawa o jego życie. A generałowi Chruszczewowi zależy na tem najwięcej, ażeby Frankowski żył.
— Niech żyje!... — mówi Chruszczew do lekarza — rób wszystko, ażeby żył.
— Niech żyje!... bo to członek organizacyi wielkiej, bo on nam wskaże najważniejsze osoby, bo my przez niego dojdziemy do orderów, gdy stłumimy bunt cały.
— Niech żyje!... — woła, nienawiść i złość wroga Polski.
— Niech żyje! — szepce chciwość i samolubstwo nikczemne.
I przez cztery miesiące żyje młody Frankowski, a żyje wśród tortur i cierpień bezgranicznych.
Najpierw chciano go zyskać łagodnością. Generał Chruszczew, nawet w mieszkaniu swojem przeznaczył pokój dla rannego, ażeby zyskać przychylność.
Lecz Frankowski, na pytania nie odpowiadał.
Więc przeniesiono go do najgorszej, ciemnej, cuchnącej celi.
Nie odpowiadał.
Zaczęto bić i katować gojące się rany.
Zaczęto głodzić i grozić śmiercią.
Ogłoszono wreszcie wyrok śmierci.
Nie dozwolono obaczyć się z matką, która ostatniego syna już miała w pętach moskiewskich.
Wszystko to nie wywołało słowa skargi, ani słowa zeznania nie wydobyto z ust młodzieńca.
Dnia 16—go czerwca 1863 roku powieszono go w Lublinie.
A ostatnie słowa jego były:
— Niech żyje Polska!...

— — — — — — — — — — —

On, który hasło życia miał zawsze na ustach, on, który kozakowi-szpiegowi wolność dał w imię miłości braterskiej, on, który pragnął dać wolne i szczęśliwe życie Ojczyźnie, tak jednak rychło i, prędko poszedł w mogilną noc i ciszę.
— Niech żyje!... — wołała sprawiedliwość i wykazywała, iż bohater ten żadną przewiną na śmierć nie zasłużył, a jednak życia nić przecięto.
— Niech żyje !... — mówiło sumienie, a jednak z wykonaniem wyroku spieszono się.
— Niech żyje! więc pamięć o Bohaterach z dni wielkich ofiar i niech wskazuje nam dziś, w czem szukać sił do życia narodu.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jadwiga Strokowa.