Pamiętniki (Pasek)/Rok Pański 1660

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Chryzostom Pasek
Tytuł Pamiętniki
Rozdział Rok pański 1660
Redaktor Jan Czubek
Wydawca Polska Akademja Umiejętności
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rok pański 1660,

daj Panie Boże [szczęśliwie], zaczęliśmy tamże w Mosinach, gdzie lubo nas postawiono było na całą zimę po tak ciężkich pracach i tak dalekiej za Baltyckie morze ekspedycyej, tedy następujące od Moskwy i od Kozakow niebezpieczeństwa [sprawiły], że nam i Bachusowego święta[1] nie dali spokojnie ućcić na konsystencyej[2]. Przysyłają uniwersały[3] już nie z gorącym rozkazaniem, ale z gorącą prośbą, przyznawając, jakieby to wojsko za ich odwagi i turbacye powinnoby mieć odpocznienie i nagrody, i prosząc przez miłość Boga i ojczyzny, żeby tego nie mieć za krzywdę, że podczas tak ciężkiej zimy przychodzi ruszać wojsko (bo już Moskwa, opanowawszy wszystkę Litwę, fortece po Podlaszu grassowali i za Warszawą się już zbierali), obiecując to dywizyej naszej w inszych okazyach nadgrodzić. Ruszyliśmy się tedy z konsystencyej. Bo przez ten wszystek czas, jak tylko dali Czarnieckiemu osobną dywizyą, uczyniwszy go jakoby trzeciem hetmanem, nigdy się nie trafiło, żebyśmy całą zimę na konsystencyej mieli odprawić, ale ustawiczne z nieprzyjacioły czyniąc eksperymenty. A po staremu zawsze wojsko było najporząnniejsze i najlepsze. Tak to Bog za szczerą przeciwko ojczyźnie błogosławi ochotę. Poszliśmy tedy nie tak prosto (jak owo zwyczajnie o żołnierzach powiedają), jako sierpem cisnął, ale magnis itineribus[4] tym traktem na Łowicz[5], na Warszawę, z podziwieniem wszystkich. Nie spodziewali się tak ochotnej po nas obedyencyej[6]. Do krola żołnierze wstępowali in veste peregrina[7], postroiwszy się ładnie, żupan z drelichu, kontusz także z drelichu, jupka[8] z rajtarskiego koletu[9], sztywle[10] z niemieckiemi cholewami prawie do pasa, kontusz po kolana. I stąd to był nastał ten stroj krotki i boty z podwiązkami, ktory stroj nazywali czerkieskiem strojem, niesłusznie, bo to właśnie my musieli czynić ex necessitate[11], żeśmy w tamtych krajach krotko się nosili, co musiało być dla samych cholew, ktore tak są długie i szerokie. Musiałoby to być straszydło, gdyby suknia długa na onych grubych cholewach odbijała się i na przodzie i na zadzie. Botow też tam polskich nie było, bo wojsko kommonikiem poszedszy, każdy w tych puścił się, co je miał na nogach, a nie mogły być tak trwałe, żeby przez ten wszystek czas dosłużyły do powrotu za granicę. Ten tedy stroj obrocił się w modę, że zaraz suknie, choć najpiękniejsze, kazano robić krotko i boty, choć polskie, to z długiemi cholewami, z podwiązkami, ktore były śrebrne, złote, rubina[mi], dyamentami sadzone, na jakie kogo mogło stać. I dlatego, żeby widziano podwiązki, to już i suknią krotko kazano robić, a wraz się tego wszyscy chwycili, nawet i szewcy, krawcy. Bo taki zwyczaj u nas w Polszcze, że choć kto suknią na nice wywroci, to mowią, że to moda, i potym ta moda ma wielką komplacencyą[12] u ludzi, poko nie przyjdzie do prostych ludzi. Co ja już pamiętam odmiennej coraz mody w sukniach, w czapkach, w botach, szablach, w rządzikach i w kożdym aparacie wojennym i domowym, nawet w czuprynach, gestach, w stąpaniu i w witaniu, o Boże święty, nie spisałby tego na dziesiąciu skorach wołowych! Co jest summa levitas[13] narodu naszego i wielka stąd pochodzi depauperatio[14]. Mogłbym tego ornamentu[15] mieć na cały wiek i dzieciomby się dostało, kupiwszy raz u cudzoziemcow; aż za rok albo i prędzej nie moda, nie tak zażywają: to psuj to, przerabiaj, albo na tandetę daj, a insze sprawuj, bo musiałbyś się w tym chyba inter domesticos parietes[16] prezentować, alias[17], między ludzi wyjechawszy, to zaraz, jako wroble na sowę: dziw, dziw; zaraz palcem pokazują, zaraz mowią, że ten stroj pamięta potop. O damach i ich wymysłach nic nie mowię, bobym tę wszystkę księgę tą zapisał materyą. I ta tedy moda weszła u wszystkich w zwyczaj, ktorą my wnieśliśmy z Daniej ex necessitate[18]. Gdy żołnierze przyjechali w tej modzie, nie mogła się w Warszawie nadziwić krolowa Ludwika[19] z frącymerem[20]; to ich tak sobie dokoła obracali a oglądali, ciesząc się. I choć też drugi miał dobrą suknią, to się ustroił w drelich pstry, kiedy kto chciał co wydrwić na krolu.
Dano nam tedy na ten czas zasług ze skarbu za dwie tylko ćwierci[21]; ktore ja odebrawszy, pojechałem do rodzicow prosto z Łowicza, trzy mile za Rawę, do Bielin[22]. Przyjechawszy zdrowo i w fortunie pewnie dobrej, witali mię z takim niezmiernym płaczem, że do godziny utulić się nie mogli. Przywiozłem tedy rożnych rarytetow do domu, osobliwie nummismata[23], ktorych tu u nas w Polszcze nie ujrzy. Damie też swojej, cośmy się w sobie kochali, pannie Teressie Krosnowskiej, podczaszance rawskiej, przywiozłem w podarunku trzewiki drewniane lipowe; kupiłem na nie umyślnie w Poznaniu pultynek[24] specyalny, sztukwarkową robotą[25], hebanem i perłową macicą nasadzany, adamaszkiem karmazynowem podklejony. I tak to oddałem za wielki rarytet cum facunda oratione[26] pana Franciszka Ołtarzowskiego[27], towarzysza i samsiada mego, ktory to wywiodł dosyć ładnie pierwej, niżeli pokazał, co tam jest intus[28] w pultynku, [i] jako nigdy w Polszcze niewidany oddaje prezent. Oni też biorąc miarę z pięknego pultynka, spodziewali się, że to tam coś dziwnego i drogiego obaczą. Mowił tedy w ten sens (lubo całej niepodobna pamiętać). »Wolentarz[29] to jest w ciele ludzkim afekt, moja wielce Mścia Panno, ktory od inszych zmysłow żadnych nie przyjmując ordynansow, swoją własną rządzi się imprezą i na ktorąkolwiek stronę zechce, i sam siebie i serdeczną może nakierować inklinacyą. Niech przez wysokie przeprawuje się Alpes[30], niech bystrych rzek przepływa nurty, niech między bezdennemi niezbrodzonego oceanu zabawia się głębokościami, ma jednak swoj cel, do ktorego uprzejmym serca swego zmierza okiem, do ktorego, choć w odległości miejsc, swoje życzliwe zwykł akkomodować intencye[31]. Takich nie omięszkując sposobow, ktoremiby swoję mogł wyświadczyć przysługę, IMść pan Pasek, brat i towarzyszysz moj, z tak dalekiej od granic ojczystych peregrynacyej[32] jakiemby miał WMM. Pannie przysłużyć się prezentem, deliberował długo. Bo przywozić z dalekich krajow to, co lubo z drogości i ceny ma wysokie u ludzi zalecenie, ale że w Polszcze zdawna znajome, nie specyał; przywozi[ć] z krajow to, czego u nas i wśrod Polski dostanie, nie moda; ale taki rarytet, ktorego jeszcze dotąd i nie widziała Polska, to jest specyał. Niech się odważny Jazon[33] złotym popisuje runem, po ktore do Kolchidy rezolwował się[34] [płynąć], czyniąc to dla swojej [korzyści]; niech Hippomenes przez wyrzucenie złotego jabłka gładkiej pozyskuje przyjaźń At[a]lanty[35]; ale tamte podarunki z tym wchodzić nie mogą w paragon. Czemuż? — Bo to tam były te specyały, żadnego w sobie nie mające rarytetu, ale z samego tylko zrobione złota. Tu zaś poszczycić się mogę, że oddaję imieniem brata mego tak niezwyczajny prezent, ktorego pewnie w krolewskich ani w cesarskich nie znajdzie skarbnicach; ktorego rownego i sama na cały swiat sławna i wymyślna strojnica, Kleopatra[36], nie zażywała i nie miała ornamenu. Co i, WMM. Panno, sama przyznasz to snadnie, tak niezwyczajny obaczywszy specyał. Prosi tedy beze mnie[37], abyś, WMM. Panno, tegoż zażywając, wdzięcznie przyjąć raczyła«.
Rozumiejąc tedy, z owego zalecania biorąc miarę, że to w owym pultynku nieoszacowany klejnot; ale skoro zobaczyli trzewiki drewniane, z wielką po staremu przyjęli wdzięcznością. Do dowidzenia ich wszystka prawie krewnych i samsiadek zjeżdżała się cyrkumferencya[38]. Odprawiwszy tedy dni Bachusowe w dobrej komitywie[39], z dobremi samsiadami, a osobliwie z tym Mikołajem Krosnowskiem, podczaszym rawskiem — on u rodzica mego, my vicissim[40] u niego — pojechałem za chorągwią, lubo [jechać nie bardzo się[41]] chciało. Ale coż, kiedy na ten czas taka była dyscyplina[42] w naszej dywizyej, że Panie zachowaj absentować się długo od chorągwie towarzyszowi, albo na stanowisko lub do obozu nie wprowadzić i nie wyprowadzić już chorągwie, pogotowi[u][43] okazyej[44] omięszkać: zaraz sąd, zaraz pokuta, zaraz do artykułow[45]; i jużby to nie oficer, gdyby ich zawsze w kieszeni nie miał. Dogoniłem tedy chorągwie i wszystko prawie jak w kupie było, chorągiew od chorągwie bardzo gęsto. Jakeśmy tedy weszli w Podlasze, Moskwa ustąpili ku Mścibowu[46], ktorzy z Trubeckim[47] [i] Słońskim[48] zabiegi czynili koło Siemiatycz[49] i koło Brześcia[50]. Przyszedł tedy ordynans od krola do wojewody, aby na dni wielkanocne tu wojsko rozłożyć brzegiem Podlasza w dobrach szlacheckich i żyć za uproszeniem[51], kto co da z dyskrecyej[52], bo już krolewskie i duchowne nie mogły sufficere[53], zrujnowane od nieprzyjaciela i od wojska litewskiego, ponieważ też i wojska dywizyj hetmańskich po stanowiskach daleko stali, byle przecię tę ścianę od Warszawy zasłonić, a być pogotowiu do ruszenia zaraz po Wielkiejnocy. Dostało się tedy nam na wytchnienie miasteczko Sielce[54] JW. Mści pana kasztelana zakroczymskiego[55], a na przysta[w]stwo trzy parafie szlachty, wszystko ubogiej. Mnie tedy deputowano z panem Wawrzyńcem Rudzieńskiem, ktory potym u nas chorągiew nosił, do pisania gospod i podzielenia owego ubogiego przysta[w]stwa. Pojechaliśmy. Przyjęto nas z chęcią nemine reclamante[56], bo tak już Litwa wprawili w tę ryzę[57] nobilitatem[58] w tamtych krajach, że ich prawie w chłopy obrocili. Stanęliśmy tam na niedzielę Środoposną[59]. Najpierwejeśmy uczynili honor samej JejMości paniej kasztelanowej, bo blisko mieszkała zaraz nad miastem, w majętności nazwanej Strzale. Sam[60] zaś mięszkał gdzieś tam daleko; bo oni osobno zawsze mięszkali, gdyż sam delirował[61] na czas, a do tego, że to jej własna majętność sielecka, gdyż była heredissa[62], z domu Wodyńska. Do ktorej jadąc, mowiliśmy sobie: »Będą bronić stancyej ratione iuris bonorum terrestrium«[63]; aleć jakeśmy powiedzieli przyczynę przyjazdu i asygnacyą pokazali, najmniejszej kontradykcyej[64] i owszem, wszelaką pokazawszy wdzięczność, uczęstowano, pozwolono. Powrociwszy do miasta, zaraz nazajutrz rewidowaliśmy gospody. Mieszczanie, że czytali asygnacyą, wiedzieli, ktore parafie dano nam w przysta[w]stwo. Owi szlachta, dowiedziawszy się, z kożdej wsi przyjechało ich po dwoch witać deputatow nomine[65] inszych swoich braci, bo tego jest i 50 i 60 domow w jednej wsi; oraz przywieźli owsow, chlebow, olejow etc., choć im o to nic nie mowiono, prosząc o respekt[66] i żeby się łaskawie z nimi obeść. Proszą jaki taki o dobrego pana do swojej wsi, spodziewając się, że to z niemi będą tak postępować, jako Litwa. Rozpisaliśmy tedy gospody we wtorek, pojechaliśmy we wsi we środę; jeździeliśmy do piątku, a po staremu nie skończyliśmy owego objeżdżenia, lubo wsi gęste i blisko siebie są, ale ich jest i po trzydzieści w parafiej. Wrocilimy się tedy do miasta, tylkośmy rozkazali, żeby z kożdej wsi po dwoch przyszło, ażeby mieli kwity poborowe[67], żeby się z nich infomować, ktora wieś więcej, ktora mniej ma gruntow. Zaraz tedy nazajutrz stanęli, ale że musieliśmy wyjechać przeciwko chorągwi, ktora nadchodziła, żeby ją wprowadzić, a oni tedy musieli czekać. Usiedliśmy tedy w niedzielę Białą[68] nad owemi kwitami po ranej mszej, pomiarkowaliśmy to do wieczora. A jaki taki o dobrego pana prosi; ten obiecuje w kontentacyej[69] gęś, ten kapłona, inszy baranka na święta. Kożdemu z osobna powiedzieliśmy sekretnie, »żeśmy tobie naznaczyli najlepszego ze wszystkich i nieuprzykrzonego towarzysza«; to ow dziękował, to pocztę[70] deklarował. I nie odeszli, ażeśmy popisali asygnacye i pooddawali kompaniej. Tak słowni byli, że cokolwiek nomine[71] swojej wsi obiecali, wszystko poodwozili w Wielki tydzień. Nawieźli tedy nam deputatom, że choćbyśmy byli nic nie wzięli na swoje poczty, tobyśmy się mieli dobrze i wielu przy sobie pożywili. Ale też zaś, kiedy przywieźli prowiant, to zaraz przy nim przyszło i 30 albo 40 szlachty. Towarzystwo zaś per respectum[72], że szlachta bracia, i znowu zaś, że dają, prowiant, a nie powinniby, to ich zasadzili, częstowali. To czasem więcej wypieli, niżeli przywieźli, ale zaś in recompensam[73] ochoty znowu przysłali, choć nie proszono. Pod niebiosa tedy wynosili, mowiąc, że to pana Czarnieckiego żołnierze anieli, a Litwa dyabli. Już tedy nie mogli się domacać żadnego złego, co się dopraszali kożdy z osobna o dobrego. Było po staremu przysta[w]stwo niezgorsze, albo raczej to (jak to u nas nazywano) wytchnienie. Jam sobie wziął wieś Strzałę, paniej kasztelanowej majętność, tam, gdzie jej rezydencya, bo sama o to prosiła. I byłem bardzo kontent z tego przysta[w]stwa; bo była pani tak poćciwa, że mi nie kazała dać chleba[74] udzielać, ale kazała mi tam mięszkać, poko się nie ruszy chorągiew. Bo też to zaraz nad miastem ta wieś i dawano wszystkiego dla czeladzi i koni, co tylko mogli spotrzebować. Ja zaś sam we dworze jadałem i pijałem w konwersacyej[75] arcyszumnej, jako w raju. Była to pani zacna, pełna poćciwości, lubo wesoła; jedyną miała corkę haeredissam[76], ktora potym poszła za Oleśnickiego, podkomorzyca sandomierskiego[77]. Na kożde święto kazała prosić kompaniej, mnie inwitowała[78], mowiła, żebym inwitował jako do swego przysta[w]stwa na karty, na taniec. Bo miała muzykę swoję i panien kilkanaście frącymernych, domow zacnych, z posagami dobremi, corkę tylko jednę, dziedziczną na kilkakroć sto tysięcy, o ktorą począł się był starać potem Stefan Czarniecki, starosta na tenczas kaniowski. Wkroczył był w tę konkurencyą ex mente[79] pana wojewody, stryja swego; wyprawił go był na te komendy z obozu bogato, z kupą grzecznych żołnierzow, aleć nie poszczęściło mu się; znać nie było wolej Boskiej. Powiedano mi potym, że się dlatego nie udał, że bardzo humorem i marsem narabiał; poszła zaś tegoż roku za Oleśnickiego, podkomorzyca sandomierskiego. To przysta[w]stwo widziało mi się dniem jednem, że to w dobrym bycie, i takiego drugiego przez wszystkę służbę nie miałem; bo mi i wozy naładowano takimi specyałami, jakich nie w obozie, ale przy domowych tylko wczasach zażywają, i do obozu pod Kozierady[80], poko my tam stali, bo tylko mil 6, przysyłano. Dosyć na tym, żeby tego nie wyświadczyła lada jaka matka. Mąż tej zacnej paniej, ten to pan kasztelan zakroczymski, ludzki był to człowiek, wielce dobry żołnierz i mąż doświadczony, tylko że mu się to głowa była napsowała, i dlatego osobno od siebie mięszkali, tę tylko jedną spłodziwszy corkę. On swojemi rządził majętnościami, a ona też swojemi i kożde z nich osobną chowało asystencyą[81]. Był to taki bitny mąż, poko zdrow, że się go wszyscy bali. Trafiło się raz, że chorągiew Karola Potockiego, dobrze okrytą[82], wybił wstępnym bojem, samodziesięć[83] tylko wyjechawszy i opowiedziawszy ich, że »nie w mojej wsi, żebyście nie mowili, że w kupę ufam, ale w polu was czekać będę«; i tak uczynił. Zjechawszy się, wyzwał porucznika. Odjechawszy od chorągwie, rzekli sobie: »Na szable«. Ujechał go, ciąn dwa razy mocno, aż z konia spadł. A w tym skoczyła chorągiew hurmem; wytrzymał im, a poty[m] z ową swoją watahą jak począł ich łamać, nasiekł, nabił, chorągiew wziął i kotły[84] i odesłał to hetmanowi. Nie czynił on nic złego, jako to szaleni czynią, ale tylko uczynił się jakiemsić okrutnie nabożnym. Przyszywszy na czapce pasyjkę[85], to idąc przez kościoł lubo przez izbę na nikogo nie wejrzał, nikomu się nie skłonił, tylko tak obiema rękami podniosł przed oczy owę czapkę z pasyjką i w nię patrzył; chłopiec zaś przy nim szedł z mieczem tudzież podle boku. A nigdy się nie rośmiał, bo słudzy powiedali, co mu po kilkanaście lat służyli, że go nigdy śmiejącego nie widzieli. U żony bywał, ale nocować nigdy nie chciał; obiad, wieczerzą zjadszy, pojechał na całą noc o cztery mile do domu. Wymowił też czasem mądrze, czasem głupie. Przyjechał raz do żony w obiad, było nas u stołu czterech towarzystwa. Dano znać, że JMść przyjechał; ja rzekę: »Mścia Pani, wynidziemy witać?« Ona powie: »Nie trzeba, czynić się tego niegodnym«. Wszedł tedy do izby z ową powagą i z nabożeństwem, trzymając czapkę z krzyżykiem przed oczyma; prosto do swojej JMści przyszedszy, klęknął na kolana, ona mu głowę ścisnęła, jako biskup, bo taki był zwyczaj; klęczałby tak długo, pokoby tego nie uczyniła. Siedział wedle JMści towarzysz nasz wielce grzeczny, stary już, Kościuszkiewicz, Wołyniec, osoba wielce poważna; hoży[86], wysoki, broda do pasa. I mowi do tego Kościuszkiewicza, wstawszy: »Czołem, Mości Panie Hetmanie!« Towarzysz odpowie: »Czołem Mości Krolu«! i podali sobie ręce. I potym spyta: »A JMść pan Pasek jest tu?« Ozwę się: »Jam jest sługa WMM. Pana«. Podał mi także rękę, ja jemu, i rzecze: »Domyśliłem się też zaraz, że to WM. Pan, gdyż mi powiedano, że młody«. I dalej mowi: »Jam tu przyjechał, abym dziękował WMM. Panu, że tu jesteś opiekunem żony mojej«. A ow miecz zaraz mu pod łokciem chłopiec trzyma. Odpowiem: »Nie uzurpuję[87] sobie tej godności, żebym miał być protektorem JMści, ale poddanych WMM. Pana, na ten czas w moim zostawających przysta[w]stwie«. A potem mowi: »Tak trzeba, tak Bog kazał z nieba«. Rzecze Kościuszkiewicz: »Mści panie kasztelanie, WMM. Pan, jako gospodarz, racz usieść i nam też rozkaż, bo połmiski poziębną«. — »Zgoda, Mści Panie Wojewoda, i ja też jeszcze nie jadł«. Podawszy owej kompaniej rękę, ktorych jeszcze nie witał, co wedle Kościuszkiewicza siedzieli, poszedł do samych drzwi. My się tu ruszamy, prosiemy wyżej. Żona mowi: »Daremna turbacya, bo tego żadną miarą nie uczyni i pojedzie; taki u niego zwyczaj«. Siedział tedy za wszystkiemi sługami żoninemi i za naszą czeladzią; jadł, pił dobrze, a z kozdym kieliszkiem to pierwej do żony poszedł o pozwolenie, to klęknął i głowę mu było trzeba ścisnąć. Prawił jedno ku rzeczy, drugie nicpotem, a miecz zaraz podle boku z chłopcem, na ktory ja miałem pilne oko, bo to przecię z szalonym dziwna sprawa. Jak po obiedzie, rzecze: »Jaśnie Wielmożna Moście Pani i Dobrodziejko, albo to Wść muzyki nie masz, że nie wesoło?« Odpowie: »Są, Mści Panie, ale stron za co nie mają kupić«. Rzecze: »Wołaj ich do mnie, Brzeski«, i sięga do kieszeni, co miecz trzymał, owemu chłopcu, dał im 3 czerwone złote; dopiero przyszli i grali. W taniec tedy poszli, kłaniali mu się, a ow zegnał owym krzyżykiem a pił. Skoro podpieł, to już i słowa do nikogo nie przemowił, tylko odjeżdżając, znowu przed żoną klęknął i pojechał. A ona poczęła płakać z tego żalu, że to przecię, miawszy przyjaciela[88], jakby go nie było, kiedy nie z takiemi jest, jako ludzie, postępkami. — Poko jeszcze nie odjechał, rzekł mu towarzysz nasz, pan Łącki, Litwin: »Czemu też WMM. Pan w domu swoim nam nie dopomagasz wesołości?« On, uderzywszy dwoma palcami w miecz, odpowie: »Ja z tą tylko jedną panną zwykłem tańcować; gdybym z nią poszedł, mogłoby to się komu w ordynku[89] uprzykrzyć«. Dał mu tedy pokoj i nie inwitował go już więcej do tańca. Powiedano, że on i w domu, podpiwszy, każe muzyce grać, a z mieczem rożne sztuki szermierskie wyrabia, to przystępując, to odstępując, i tak długo, poki się nie zmorduje. Szermierz był doświadczony, tak po nim powiadają.
Stojąc tedy w Sielcach, umarło nam dwoch towarzyszow, starych żołnierzow: pan Jan Rubieszowski i pan Jan Wojnowski. To jest mirabile[90], że ci dwaj ludzie tak z sobą żyli, że jeżeli się temu dobrze powodziło, to i temu; jeżeli temu źle, to też i temu. Obadwa byli Mazurowie, obadwa starzy, obadwa żołnierze, obadwa Janowie, obadwa żonaci i podle siebie w regestrze[91], obadwa jednej fantazyej. Pod Chojnicami[92], gdy nas Szwedzi w nocy napadli[93], obudwu porąbano i rapirami pokłuto, za umarłych na placu zostawiono; obadwa się z tak ciężkich szwankow wyleczyli wraz, obadwa krolowi za pogrzeb dziękowali. Bo krol, widząc po okazyej[94] tak cięzkie ich pokaleczenie, kazał im dać 600 złotych, mowiąc, że to daje na pogrzeb, nie na kuracyą. Przy podziękowaniu potym po tysiącu złotych wzięli od krola i wojnę kontynuowali i w Daniej z nami byli i, jakoby pactum[95] mając szczęścia i nieszczęścia między sobą, wraz obadwa w Sielcach zachorowali i jednego dnia pomarli. Gdy im tedy ostatnią należało oddać usługę, Jan Domaszowski sprawił im pogrzeb taki, porucznik nasz, jako senator nie może mieć foremniejszego, in praesentia[96] okolicznej szlachty i żołnierzow, także wiela duchowieństwa, w kościele sieleckim. Ex mente[97] tedy porucznika i kompaniej mnie, jako Janowi także, kazano zapraszać na chleb żałobny[98] gości. Zacząłem tedy takiem sensem, niebardzo mając czasu do przygotowania należytego — bo mi owa moja stancya była impedymentem, będąc provocatus[99] coraz to w karty, to w szachy, to w arcaby, alem się przecię starał, żeby było nie podrwić, bo wiedziałem, że miała być ludzi frequentia[100], wiedziałem i to, że miał od gości mowić pan Gumowski, podczaszy, wielki orator[101], a od wojska zaś kondolencyą pan Wolborski, porucznik starosty dobrzyńskiego, Rokitnickiego — zacząłem tedy:
»Ktoreby tej konstytucyej oponować[102] wolumina[103], przed ktoremi uskarżyć się parlamentami, u ktoregoby z najpotężniejszych świata tego monarchow szukać protekcyej od nieuchronnej na ludzki narod śmiertelności opresyej, nie wiem, sposobu nie znajduję; ale widzę, że ani prawo nikogo w tym sekundować[104] nie może, kiedy czytam hieroglifika[105] rzeczypospolitej genueńskiej: Parcam falcitenentem minaci manu superbam[106], pokazującą inscriptionem[107]: «Leges lego, reges rego, iudices iudico«[108]. Ktoż się takiej sprzeciwić może potencyej? Zgoła, dla ceremoniej tylko, rownemu przed rownym, człowiekowi przed człowiekiem, śmiertelnemu przed śmiertelnym swojej użalić się dolegliwości, potym zamilczeć i przestać, ponieważ diutius accusare fata possumus, mutare non possumus[109]. Prawda, że to jest ciężka dyssocyacya[110], kiedy wrodzone krewności nie wytrzymają koligacye, kiedy voto komprobowane[111] rozrywają się miłości związki, kiedy ociec syna, syn ojca, towarzysz towarzysza odstępować musi najpoufalszego. Ale coż z tym czynić, kiedy to ludzkiej [naturze] taką qualitatem[112] przypisuje Arystoteles profesyą: »Homo est imbecillitatis exemplum, temporis spolium, fortunae lusus, inconstantiae imago, invidiae et calamitatis trutina«[113]. Ciężki to jest wprawdzie na chorągiew noszę klimakter[114] dwoch razem tej matce tak dobrych pozbywać synow; ciężki i nieznośny ojczyźnie paroksyzm[115], takich przez niedyskretne fata simul et semel[116] uronić wojennikow, ktorzy jej periculosissima incendia[117] hojnie swoją w kożdych okazyach gasili krwią; przykra całej kompaniej iactura[118] tak dobrych, poufałych, nikomo nieuprzykrzonych, w kożdej z nieprzyjacielem utarczce podle boku pożądanych i do wytrzymania wszelkich insultow[119] doświadczonych postradać kawalerow. Ale, ponieważ sama litera święta taką całemu światu podaje paremią[120]: Metenda est seges, sic iubet necessitas[121], dlategoż necessitatem ferre [potius], quam flere decet[122], majac prae oculis[123] konstytucyą umowionego ante saecula[124] ziemie z niebem pactum[125], że nam tam deklarowano morte renasci[126], że nam tam obiecują ad communem powrocić societatem[127]. Veniet iterum, qui nos reponat in lucem, dies[128]. Było to prawo w dawnym ateńskim państwie, że się nie godziło zmarłego oddawać ziemi żołnierza, pokoby wprzod jako [w] najzgromadniejszej frekwencyej z swoich nie był chwalony condigne[129], i dokładają tam: Laudabatur ab illo, qui erat militum doctissimus et rotundo ore[130]. Gdyby przyszło na tym miejscu stricte[131] obserwować tamtych ludzi uzancę[132], przyznam się, żeby mi ciężką musiała przynieść konfuzyą na mnie prostaka włożona od oficera mego prowincya[133], albowiem więcej ten sławy ujmuje, kto czyje sławne i światu widoczne nie tak dostatecznie, jakoby potrzebowały, chwali actiones[134]. Ale że ferreus Mars aureos calcat contemnitque fastus[135], dlategoż choć nieudolna Minerwa[136] moja, tumanem saletry zakurzona i surowością impetów baltyckich świeżo zhukana[137], rezolwowała się chwalić swoich kommilitonów[138], ś. p. JMści Pana Jana Rubieszowskiego i JMści Pana Jana Wojnowskiego, lubo indigne[139], jednak dignissima ś. pamięci gesta[140]. Ktorzy z młodości zaraz swojej, ledwie, tak rzec nie mogę, że prawie a cunabulis[141], bo w chłopięcych latach, nie wdając się [w] pieszczonej Pallady instytucyą[142], udali się ochotnie do przykrej krwawej Bellony[143] palestry[144]. Tym zabawom [oddani], naturaliter[145] emulującemu najmniejszego czasu nie udzieliwszy Apollinowi, starych polskich wojennikow trybem, jako generosae aquilae pulli[146], ostrego za dyrektora obrali sobie Gradywa[147], jemu plenarie[148] swoj cały obligowali wiek, jemu siebie za dożywotnią konsekrowali wiktymę[149]. Bo merlińskie[150], cecorskie[151], żołto-wodzkie[152] już za towarzysz[153] odprawiwszy okazye, w niezliczone potem rożnych na ojczyznę następujących nieszczęśliwości wdali się labirynty, o ktorych gdyby singillatim[154] mowić przyszło, całodziennego o kożdej z tych okazyj nie dosyćby było dyskursu, kiedy owe korsuńskie[155], zbaraskie[156], batohowskie[157] tak ciężkie na ojczyznę przepłynąwszy inundacye[158], tak nieszczęśliwe na stan rycerski strawili klimakteryki[159]. O ktorych eius saeculi[160] żołnierzach takie było powstało axioma[161], że kto z tych okazyj zdrowo wyszedł, jeżeli przedtem nazywano go sokołem, mogł bezpiecznie tytułować feniksem. Nie dosyć na tym chciwemu sławy animuszowi magnae mentes in ardua quaeque obstinatius[162]. Nie ustraszyła ich w owych przeszłych kampaniach saevientis fortunae ferocitas[163], idą dalej w owe beresteckie[164], białocerkiewskie[165], mohylowskie[166], żwanieckie[167] okazye i tam synowie dobrzy dla ojczyzny krwie i zdrowia swego nie żałują. O takich to znać żołnierzach gdzieś tam napisano: Viri proprium est maxime fortitudo; eius munera duo potissimum sunt: mortis dolorisque contemptus[168]. Nuż dopiero jak nastąpiły szwedzkie, moskiewskie, węgierskie wojny, co rzekę o owych ruszenickich[169], grodeckich[170], wojnickich[171], gołębskich[172], wareckich[173], gnieźnieńskich[174], magierowskich[175], czarnoostrowskich[176] i inszych wielu okazyach? Z jaką tam rezolucyą i z jakim prezentowali się męstwem, jako hilari fronte[177] wszelakie ponosili adversitates fortunae et iniurias caeli[178], już w tem, jako koło poźniejszych okazyj, nie trudno o wielu ad testimonium okulatow[179]. Tymby to zacnym kawalerom przypisać, co Aleksandra Wielkiego żołnierzom: Ubi miles contemptor opum et divitiarum bella gerit disciplina et paupertate magistra, fatigato humus cubile, cibus, quem occupat, satiat, tempora somni arctiora, quam totius noctis[180]. W tych zacnych kawalerach widział świat pomienione atrybuta[181] przy nieskąpem zawsze krwie i zdrowia swego szafowaniu. A osobliwie też już pod Chojnicami[182], plus quam satis[183] od ręki nieprzyjacielskiej otrzymawszy, circumventus multitudine[184] Rubieszowski, czterdziestą kilą razow strzelanych, sztychowych i rapirami sieczonych, na pobojowisku położony za nieżywego, ktorego gdyśmy w kilim[185] z placu zbierali, bo ten zacny kawaler do połbokow prawie w swojej pławił się krwi tak, że w niej ledwie nie spłynął, lubośmy wszyscy rozumieli, że po tak ciężkim pokaleczeniu już też obmierzi sobie wojnę, ale nic to, virescit vulnere virtus[186], jako mowią, piłka a męstwo bite większy impet bierze. Nie ustawa odważny Cynegirus[187] w przedsięwziętej imprezie, Kodrus[188] zdrowia pozbył dla ojczyzny i stąd mają na cały świat wieczystą sławę i zalecenie — a ten wszystko pokaleczone ciało niesie do ostatniej za ojczyznę wiktymy[189]. Kąpała Tetis Achillesa[190] w jakichsić tam wymyślnych wodkach, żeby go żadne zabić nie mogły horęże; ja tak bezpiecznie moralizować mogę, że tego to Achillesa, naszego ulubionego kommilitona, poważniejsza jakaś od tamtych przyprawnych wodek krwie Chrystusowej konserwowała kąpiel i od tak ciężkich szwankow zginąć nie pozwoliła. Nie wywodzę tu genealogiej, bo i tak podobno naprzykrzyłem się czasowi, choć o sam[em] tylko życiu ich dosyć laconice[191] namieniwszy, wielką sławę, jako wielki dzwon, w sam tylko brzeg minutissima stipula[192] dotykając. Sufficit[193], że zacną wojewodztwa mazowieckiego porodzili się szlachtą, ktorych urodzenie choćbym wywodzić chciał, nie mogę, bo mi nie pozwala czas i licha moja facundia[194]. Ponieważ magnorum non est laus, sed admiratio[195], krotkiego tylko, jako niegdy Sallustyus ad Carthaginem[196], do tych przezacnych familiantow zażywszy apostrophe[197]: De vestra quidem laude melius est tacere, quam pauca loqui[198], to tylko przydam, że kto tak wiek prowadzi, jego nobilitas jest duplicata[199]. Illi vere sunt nobiles, qui non solum genere, sed etiam virtute sunt nobiles[200]. A teraz chwalebni tumulandi[201], w wiekuistą zabrawszy się kompanią żegnają przez mnie wojsko wszystko, jako swego palaestram[202] życia. Żegnają chorągiew matkę i miłą swoję kompanią, z ktorymi rownie wdzięczno im było i adversa, i prospera[203] ponosić. Żegnają wszystkich krewnych i swoję pozostałą posteritatem[204], życząc, aby non alia methodo[205] postępując i ojczyźnie służąc, dni wieku swego prowadzili. Żegnają wszystkich WMM. Panow, na to miejsce zgromadzonych, dziękują wielce, że jako chrześcijanom chrześcijańską wyświadczyć raczyliście usługę, ostatnie światu dając vale[206], nowej zaś wieczności salve[207]. A że się tam ktoś ważył o sobie mowić: Non totus moriar, multaque pars mei vitabit Libitinam[208], toż nasi commilitones meruerunt[209] u świata i do WMM. Panow swoje przesyłają supplices [preces][210], ażeby merita[211] ich in dulci WMM. Panow nie obumierały recordatione[212], ponieważ mens et gloria non queunt humari[213]. A po tych WMM. Panow fatygach i wyświadczonej pie defunctis[214] łasce, żebyście WMM. Panowie in domum luctus[215] swojej nie raczyli denegować prezencyej[216], imieniem JMści pana porucznika i całej kompaniej uniżenie proszę«.
Jakem ja skończył, mowił pan podczaszy Gumowski bardzo facunde, erudite[217]; ale że sobie pomieszał sens et connexiones[218] i zaraz to było znać, kto się znał na rzeczach, praecipue[219] duchowni postrzegli tego, omawiał się potym kształtnie, narzekając na mnie, żem mu wziął kilka probacyj[220] do jego mowy należących i już je musiał wyrzucać te, ktore ode mnie słyszano. Przytoczył to, jako jest ciężka rzecz architektowi, kiedy mu kto do złożenia fabryki już przyciesane, heblowane weźmie drewno. Domyślili się wszyscy tego terminu i bywało tak często, że orator oratorowi zabierze materyją. Od wojska zaś miał kondolencyą[221] pan Wolborski, porucznik starosty dobrzyńskiego[222]. Tak tedy pochowawszy owych Arcades[223], na poczet pana Rubieszowskiego przyjechał pan Wąsowicz, jego krewny; a zaś pana Wojnowskiego poczet i zasługi żonie odesłano.
Przyszły potym do ruszenia uniwersały, żeby się chorągwie ściągały pod Kozierady; bo też już i o Moskwie były wiadomości, że się kupili. Stanęliśmy tedy pod Kozierady na trzy niedziele przed Świątkami[224]. Wojsko piękne i dobre, tylko że, jak lutrzy mowią, pusillus grex[225], bo nas tylko 6.000 było w dywizyej pana Czarnieckiego.
To cudowna, że kiedy mi zbudowano chłodnik[226] przed namiotem z brzezowego chrostu, zaraz w tenże dzień począł sobie robić gniazdo trznadel u samych drzwi mego namiotu, w płocie owego chłodnika. Jawnie na gniazdo nosił między gęstwą ludzi i zbudowawszy je, nasiadł na swoich jajkach i wylągł je. W owym chłodniku był stoł, z tarcic na soszkach[227] zrobiony; u tego stołu jadano, pijano, karty grywano, strzelano czasem, wołano, a ptak siedział, nie bał się najmniejszej rzeczy, choć zaraz w rogu stoła; gdy mu się jeść chciało, to przed rumakiem zbierał owies. Wysiedział tedy owe (s) swoje potomstwo, wychował i sprowadził. Wszyscy mowili, że to znak jakiegoś znamienitego szczęścia. Aleć było szczęście, lecz ptakowi, co się spokojnie wylągł, ale nie mnie; bo mię takie ogarnęły kłopoty, z ktorych ledwiem wybrnął i po staremu z wielkim fortuny mojej uszczerbkiem. Bo jak pod Kozierady zaczęły mi się kłopoty i szkody, tak ad decursum anni[228] nie opuszczały mnie. Towarzystwo tedy regimentarskie[229], panowie Nuczyńscy, pili u brata swego ciotecznego, u pana Marcyana Jasińskiego, towarzysza naszego; mnie też tam był zaprosił na tę ucztę pan Jasiński. Bodejby jej nie było! Dopiwszy tedy mocno, począł mi Nuczyński wielkie dawać okazye[230]. Ja lubom tak był pijany, jak i oni, rzekę do Jasińskiego: »Panie Marcyanie, nie miałeś mię tu Wszeć po co prosić, kiedy przyczyny[231] dają i miodem oblewają«. I wyszedłem z szałasu, chcąc uść licha, to tylko wymowiwszy: »Kto ma do mnie pretensyą jaką, wolno mi powiedzieć jutro, a nie po pijanu«. Jużem tedy w poł drogi, dogonił mię Nuczyński: »Bij się ze mną!« Odpowiedziałem: »Panie bracie, nie bardzobyś ci Wszeć leniwego uznał, ale dwa są impedymenta[232] jeden, że tu oboz[233], druga, że tu szable nie mam, bom poszedł do towarzysza swego na posiedzenie, nie na żadną wojnę. Ale tak, jeżeliby to nie mogło być inaczej, jutro rano, a za obozem, nie w obozie«. Idę tedy do swego szałasu, onego zaś jego wyrostek hamuje, przytrzymał. Dawszy on wyrostkowi pięścią w gębę, wydarł mu się, przyszedł za mną. Musiałem wyniść, szablę wziąwszy. Co na mnie przytnie, to mowi: »Zginiesz«. A zaś mowię: »Pan Bog tym rządzi«. Za drugim czy za trzecim ścięciem dosiągłem mu palcow i mowię: »Widzisz, żeś znalazł, czegoś szukał«. Rozumiałem, że się tym będzie kontentował. On, czy tego nie czuł, jako pijany, czyli też chciał się zemścić, skoczy znowu do mnie, machnie raz i drugi, a już mu krew na gębę pluska. Jak go tnę przez puls, wywrocił się. A wtym dano znać do pijanych, ktorzy rozumieli, że na przechod wyszedł. Leci młodszy brat, pocznie gęsto i często przycinać. Pan Bog zaś patrzał na niewinność. Zetrzemy się z sobą: i ręka, i szabla upadła. Kompania też powypadali już po harapie[234]. Przyjdzie potem Jasiński, gospodarz tej ochoty, rzecze mi: »A zdrajca! pokąsałeś mi braci! Pocieno[235] ze mną!« Rzekę: »Czego szukali, znaleźli«. Począł wołać szable, bo nie miał jej przy sobie, a za rękę mnie prowadzi. Kompania perswadują: »Tyś gospodarz; powinien byś był te rzeczy medyować[236]. Nie czyń tego«. Żadnym sposobem perswadować sobie nie da, prowadzi mię. A tym czasem szablę mu chłopiec przyniosł. Po prostu bałem się go, bo w oczach całej chorągwie przed kilką niedziel Pawła Kossowskiego, naszego towarzysza, posiekł. Wyszarpnę mu tedy rękę, stanę osobno i mowię: »Com ci winien? Zaniechaj mię«! Towarzystwo go trzymają. Jak pchnie Drozdowskiego, puścili go: »Id[ź]że, aż cię zabiją«. Była tedy rzeczka wąska, przez którą trzeba było przechodzić, i kładki przez nię wąskie położone. »Tam jeno, tam przejdziewa sobie, aż pod on las; kto kogo położy, żeby się już nie wracał do obozu«. Popchnie mię na owe kładki: »Id[ź]że ty wprzod!« Tylko wstąpię na owę ławkę, tnie mnie z tyłu w łeb, tylko że aksamit wenecki przedni był, P. Bog zachował, że nie przeciąn, tylko trochę w jednym miejscu aksamit puścił, a dalej pręga tylko, jak biczem ciąn. Zamroczył mię jednak, żem spadł z owej ławki w wodę. Umknę się tedy z owego miejsca, bojąc się, żeby mi nie poprawił, i na tamtę stronę dobywam się, mowiąc: »Boże, widzisz moję niewinność«. Jeno co wynidę z wody, a on też już ławki przeszedł. I mowię: »A, milczkiem to kąsasz, pogański synu!«[237] Idzie do mnie: »Wnet cię tu lepiej będę kąsał«. A tu z obozu powychodzili, patrzą, bo wszystkie chorągwie do owej rzeczki stały. Przytnie na mnie potężnie, aż mi zadrżała szabla w garzci; wytrzymałem zakład. Ścięniśmy się z dziesięć razy; nic ani temu ani temu. Mowię: »Dosyć tego, panie Marcyanie«. On rzecze: »O taki synu[238], nie uczyniłeś mi nic, a mowisz dosyć«. Tak P. Bog dał, że po owym wymowieniu, samym końcem szable dosiągłem go przez jagodę i odskoczyłem się od niego. Tymże bardziej dopiero na mnie natrze; jak też urwę go w łeb, jakby nie był na nogach. Dopiero go płazem pocznę walić na ziemi, wziąwszy w obie ręce szablę. A tu dopiero kompania leci spod naszych i spod inszych chorągwi, mowiąc: »Stoj, nie zabijaj«! Dałem mu z pieńdziesiąt razy płazą, niżeli przybiegli, za owęż zdradę, co mię z tyłu rąbnął w głowę. Była to w ten dzień kryzys tak zła, że z piętnaście pojedynkow odprawowało się pod rożnemi chorągwiami. Mnie zaś P. Bog w ten dzień w oczywistej swojej miał protekcyej, kiedy mię zachował od szwanku, z trzema mężami pojedynkując. A nie z żadnego to stało się męstwa, ale tylko z tego, że Bog na niewinność moję respektował[239]. Wiele takich pamiętam przykładow, że »zawsze ten przegraje, kto przyczynę daje«[240]. Kto będzie po mnie sukcesorem tej książki mojej, przestrzegam i napominam, żeby się tym moim i wielu inszych temu podobnych przykładow budował, żeby nigdy i najlichszego lekce nie poważał, żeby, choćby był mężem najdoświadczońszem, ufając siłom i męstwu swemu, nigdy okazyej nie dawał i z pysznym sercem nie chodził na pojedynek: bo niech wie o tym, że go się lada kto nabije. A gdy zaś z pokorą swojej upominać się będzie krzywdy i honoru, wzywając na pomoc Boga, zawsze wygra. Na wielu inszych i sam na sobie doświadczyłem się tego. Ile razy dałem okazyą, zawsze mię wybito; ile razy mnie kto, zawsze zwyciężyłem. Tak ci dałem jednanym sposobem za bol i za rany ich, że to jes[t] practicatum axioma[241]: »Bity płacze«, złotych 1200, z osobna zastąpić[242] curolika. Jasińskiemu nic za gębę[243]; jeszcze go surowie osądzono: »Żeś ty, gospodarzem bywszy, i gościom dopuściłeś się bić, nie rozwadzając ich, i sam jeszcze wyzwałeś na pojedynek, za to daj do Brześcia bernardynom złotych 600 i w pancerzu stać przez trzy msze w święto, szablę trzymając«.
Potem wyprawiono Skrzetuskiego[244] na podjazd z komenderowanemi ludźmi, po dwoch towarzyszow z pod chorągwie; bo też już były wiadomości, że Moskwa zbita[245] [pomyka] się już bliżej ku nam. Poszedł tedy podjazd i potkał się z chorągwią Słońskiego. Chorągiew moskiewską, bardzo okrytą, zagarniono. Powracając tedy nazad, obawiali się tedy pogoni; szli całą noc. Skoro też już oddniało, stanęli pode wsią; na łąkach konie paśli, sami też, jako sturbowani[246], co żywo do spania, Moskwę wartą dobrze opatrzywszy. Był tedy dwor szlachecki nad rzeką blisko; pojechało tam kilka czeladzi, chcąc się pożywić. Chcieli tam coś wziąć gwałtem, nuż po sobie, uczyniwszy hałas, strzelanie. Podjazd się potrwożył, rozumiejąc, że Moskwa u koni już jest; aleć potym dowiedzieli się, co jest. Wolski Łukasz, Rawianin, towarzysz krajczego koronnego[247], porwawszy się ze snu, jak dopadł konia, tak też zaraz i w rzekę prosto skoczył, a przepłynąwszy, że się i rozespał, i bojaźliwego był serca — bo to drugi, nie porachowawszy się [z] swoją fantazyą, zaci[ą]gnie się do wojska, a podobniej żeby w domu kury sadził, a kanię od kurcząt odganiał —, nie obejrzawszy się, co się dzieje, skoczył w las i przyjechał dwiema dniami przed podjazdem, potrwożył wojsko okrutnie. Pozbiegaliśmy się tedy co żywo do wojewody i on też przyszedł czynić relacyą. Pyta go Wojewoda: »Co się to tam stało?« Ow prawi jeszcze na większy żal, jako byli nabrali Moskwy ze 300, jako chorągiew ze wszystkiem zagarnęli, jako mieli wielkie zdobyczy, a potym przyszła pogoń, zastała śpiących, obskoczyli i wycięli w pień; drudzy się w rzece, nad ktorą popasali, potopili. Pyta Wojewoda: »A Skrzetuski czy żywcem wzięty?« On mowi, że na oczy swoje widział, kiedy Moskwicin do niego strzelił, a potem go ściąn, »bo stałem długo, przepłynąwszy rzekę, i widziałem, że nikogo żywcem nie puszczono«. Jam nie mogł wytrwać i mowię: »A ciebie czemu nie zabito?« Wojewoda się na mnie otrząsnął: »Dajcie pokoj«. Ale sam go pyta: »Jakeś uszedł?« Odpowie: »Bom nie spał, do tego konia trzymałem w ręku i zaraz uderzyłem wpław; jednak strzelano za mną kilkanaście razy, P. Bog jednak zachował mię«. Pyta: »Co za potęga mogła być tamtego podjazdu?« Powie: »Nie podjazd to, Mści Dobrodzieju, ale wszystka potęga Chowańskiego[248], bom widział wszystko prawie wojsko: okryło pola jako obłok, drugie pułki jeszcze się z za gory pokazowały. I szlachcica napadłem uchodzącego, ktory też powiedział, że z wszystką potęgą Chowański idzie«. Zalteruje[249] się wojewoda, ale nie pokazuje po sobie, mowi: »Pan Bog z nami! Nic to, panie strażniku; kazać otrąbić, żeby zaraz stada sprowadzano«. Tu trąbią, tu w obozie krątwa[250] sroga; stada o kilka mil od obozu, prawie kożdej chorągwie osobno. Tu kożdy nos zwiessił, myśląc sobie: »Pierwsze nieszczęście«. Wolskiego pytają kożdy o swego towarzysza; powieda, jaką ktory śmiercią ginął, zgoła pełno strachu, żalu i konfuzyej[251].
Poszliśmy do chorągwie, kożdy koło siebie czyniąc porządek; do stad co żywo leci i na koniach i piechotą. Przyjdę, aż moj czeladniczek mego siodła rumaka. Pytam: »A to na co?« Odpowie: »Po konie pojadę«. Kiedy go to obuchem[252] zajadę: »Poganinie, droższe moje zdrowie, niżeli wszystkie konie; albo tam nie masz trojga czeladzi przy koniach? Będą insi swoje brać, pobierą też i moje, a ja tu konia u kołu trzymam od wielkiej potrzeby. A kiedy co napadnie, a ty mnie i tego weźmiesz?« Rozporządziwszy u siebie, poszedłem znowu do wojewody. Idę, minę bazar[253], aż Wolski u Ormianina waży łyżki śrebrne, zdobyczne. I mowię mu: »Panie Łukaszu, a nasz Jaworski czy nie uszedł też? Bo on przecie zawsze ostrożny i na dobrym koniu«. Aż on powieda: »Jako Waszeć ucho swoje widzisz, tak już Waszeć obaczysz pana Jaworskiego«. Mowię: »Dla Boga, panie Łukaszu, czyś się też nie omylił, albo jakim sposobem nie odłączył się od podjazdu, bo ja wiem, żeś ty dawno wicher«. Począł znowu toż potwierdzać coć i pierwej zmier-zać się, oraz i gniewać. Dałem pokoj, idę do namiotow; aż ksiądz Piekarski: »Stoj« — rzecze — »zła nasza, panie bracie«. Ja rzekę: »Panie bracie, pamiętajże Wasze, że w tej Wolskiego relacyi połowy prawdy niemasz, bo ja naturę jego znam, że rad klimkiem rzuci«[254]. A wtem wojewoda wynidzie z namiotu, brodę kręci; a już to był znak alteracyi albo gniewu. Przymknąwszy się do księdza Piekarskiego, rzecze: »O czymże?« Powie mu ksiądz moje słowa. On do mnie: »A że to ma vitium[255] Powiem, że to natura jego taka jest i ojca jego, ktory jest poborcą rawskim; nawet w szkołach nazywaliśmy go: »generał nugator«[256]. Uderzy się wojewoda ręką po aksamicie i rzecze: »A toż i ja tegoż zdania; bo jeżeli ich podjazd dognał, niepodobna, aby ich miał tak osaczyć, żeby mieli wszyscy zginąć. Ale żeby wszystka potęga, to niepodobna, bo ja mam wiadomości, że dopiero jutro ostatniemi siłami na szturm do Lachowiec[257] gotowali się i dopiero im drabiny i insze rekwizyta[258] zwożono, bo wszystko to byli potracili u pierwszych szturmow«. Zaraz go potem kazał wołać; aż mu mowi jeden: »Bracie, czy się Waszeć nie omylił? Garłowa sprawa wojsko potrwożyć«. Rzecze: »Zdrowie moje, szyja moja, jeżeli się inaczej pokaże«. Tak tedy inter spem et metum[259] od samego rana całe wojsko jako powarzone. Stada, ktore bliżej były, sprowadzają; drudzy bez swoich tęsknią, wyglądają. Chorągwie ordynują na podjazd, aż się zemknęło ku wieczorowi. Zachodzi tedy słońce, aż widać z tamtej strony kogoś, i mowię: »Anoż, mamy języka«. Nie poznali go, bo i bachmat zdobyczny, i w kołpaku moskiewskim z perłami. Bieży przez majdan, pomija chorągwie a woła: »Musztułuk, musztułuk!«[260]. Wypadają do niego, pytając go, czy dobry, czy zły. Rzekł przecię, Polanowskiego pomijając. Kiedy to co żywo na wyścigi za nim, aż on prawi samę rzecz przed wojewodą, że »jutro, da Pan Bog, komendant nasz z obfitszym, niżeli jest wysłany, gronem kłaniać będzie WMM. Panu i chorągiew nieprzyjacielską rzuci pod nogi. W jednym tylko terminie mamy szkodę, żeśmy stracili w tej okazyej wielkiego kawalera, towarzysza JMości pana krajczego koronnego«. Rzecze wojewoda: »Niechże będzie imię Boskie pochwalone! Tego towarzysza nie straciliście, ale jutro dopiero go stracicie. Biegajcie po tego skurwego syna«. Krajczy stoi, porucznik jego Skoraszowski jakoby mu policzki wyszczypował. Wzięli pana Wolskiego w kajdany. I tak to owa okazya wesoła i miła była ex ratione duplici[261]: jedna, że pierwszą okazyą tak P. Bog pofortunił druga, że owych, ktorych jużeśmy byli odżałowali, obaczyliśmy zdrowo, a nade wszystko, że już tak nadzieja jakaś nas delektowała. Chciano tedy Wolskiemu koniecznie szyję uciąć. Nawet go nikt z Rawianow nie nawiedzał i wstydziliśmy się za niego. Przysłał do nas, prosząc o instancyą; żaden się w to nie chciał wdać. Jeden tylko ksiądz Piekarski a Skoraszowski, jego porucznik, ci go urodzili[262], że go przecię nie sądzono, ale kazano mu zaraz z wojska jechać i nie powiedać się nigdy, żeby kiedy służył w dywizyej Czarnieckiego. — Przyszedł tedy podjazd szczęśliwie nazajutrz po owym przysłanym towarzyszu; wchodził do obozu z tryumfem, niosąc rozwinioną chorągiew nieprzyjacielską i pędząc przed sobą powiązanych więźniow kupę tylą prawie, jako i samych było. Gdy prezentowali więźniow, naszło się wojskowych siła do regimentarza i jam też był. Jak już po owej ceremoniej, stoję tak przy namiocie z Jarzyną Rafałem, z Rawianinem, aż wojewoda mowi: »Rozumiałem, że wszyscy Rawianie dobrzy pacholcy; aleć też, widzę, są i kpi«. Ja się ozwę: »Tylko się to tu w jednej familiej panow Wolskich znajduje«. A Wolskich stoi dwoch, grzecznych ludzi: Paweł, co był starostą potem lityńskim, i drugi, co go zwano »Odlewany«. Wolski spod krolewskiej chorągwie począł się obruszać, aż wojewoda rzecze: »Do mazowieckich Wolskich on mowi, a wyście ruscy; a insi są rzymscy, o ktorych pisze Owidyusz: Saevit atrox Volscens[263]. To to znać ruscy i włoscy Wolscy są dobrzy pacholcy, ponieważ ich nazywają »atroces«, a rawscy Wolscy kpi; nie ujmujcie się za niemi. Ale przecie pana Paska od dzisia będę miał za dobrego metra[264] ludzkiej natury, kiedy on z Wolskiego wyczytał wszystkę nieprawdę«. Potym się żartami dyskurs skończył. Więźniow kilku posłano krolowi.
Skoro tedy od Sapiehy[265], hetmana litewskiego, przyszła wiadomość, że też już wojsko litewskie wymonderowało się[266], jako mogąc, zaraz i my ruszyliśmy się i poszliśmy tym traktem ku Mścibowu. Chowański też, hetman moskiewski, poszedł ku nam ze wszystką potęgą, ktorej miał 40 tysięcy, zostawiwszy pod Lachowicami ludzi coś niewiele, żeby obozu pilnowali i fortece przecię, ktorej już tak długo dobywali, żeby nie przestawali atakować, żeby jej nie dali respirium[267]. Bo obiecował sobie ją zaraz wziąć za powrotem z imprezy, nas wprzod rozgromiwszy. I szedł właśnie tak, jako wilk na stado owiec, bo już się tak był zaprawił na Litwie, że już zawsze do nich szedł, jak po pewną wiktoryą. Posłał tedy Naszczokina, drugiego hetmana, kilką mil przed sobą, z pięciu tysięcy ludzi wybornych, żeby się z nami powitał. W wigilią tedy śś. Piotra i Pawła zetknęni się z naszą przednią strażą, ktora, że nie była tak mocna jak ono podjazd moskiewski, posłali do wojska, dając znać o nieprzyjacielu, że go już widzą na oko. A wtym Moskwa impetem[268] na nich skoczyli. Niżeli tedy chorągwie i ochotnik przyszły, [w] srogim opale była przednia straż; ale przecie potężnie ich wspierali. Już było trupa i z tej strony, i z tej po trosze, aż dopiero, skoro my przyszli, obroci się na nas połowa Moskwy, a drudzy już tam z przednią strażą konkludują[269]. Potężnie się tedy uderzą, chcąc nas pierwszym swoim skonfundować impetem; aleśmy wytrzymali, lubo kilkanaście z koni spadło. Kiedy widzą, że to i tu opierają się mocno, już drugie starcie nie tak rzeźwo pokazali. A wtym wychodzi z chojniakow[270] chorągiew Tuczyńskiego i Antonowiczowa tatarska[271] 200 koni i zaraz, wyszedszy, ryścią idą[272]. Moskwa zaraz poczęli się mięszać. My też natrzemy. Nuż w nich; złamaliśmy ich zaraz. Dopiero, wziąwszy na szable, już rzadko kto i strzelił, jeno tak cięto. Ostatek ich skoczyło w ucieczkę. Dopieroż w pogoń; dojeżdżano a bito. Wtym zaszło słońce; wojsko też nadeszło i tu zaraz na owym stanęło pobojowisku. Tak tedy przez całą noc konieśmy w ręku trzymali, dwa pułki w placowej strażej postawiwszy. Litwa też tudzież od nas stanęli, ktorych było 9.000 z wielkim hetmanem Pawłem Sapiehą, a polny, Gosiewski[273], natenczas polny hetman i podskarbi, w Moskwie siedział w więzieniu, od tegoż to Chowańskiego schowany[274]. Tegoż szczęścia spodziewał się i z nami; nawet kiedy przodem tego to Naszczokina posyłał [na] imprezę, to mu to zlecił: »Żebyś mi się starał żywcem dostać Czarnieckiego i Połubińskiego[275], żeby Gosiewski miał się z kim zabawić«.
Było tedy na 40.000 Moskwy naszego i z Litwą tylko 15.000. Bardzo to mały kawałek, ale przecie nadzieja nas cieszyła, a to też, co trup wszystek padł za nimi głową, co zawsze wojennicy sądzą za znak zwycięstwa, kiedy trup głowami za nieprzyjacielem pada. Tak tedy owej nocy jeść było co, bośmy kazali nabrać sucharow w sakwy, w wozy; gorzalina też była w blaszanych ładownicach, jakich na ten czas zażywano. Zakropiwszy się tedy po razu, po dwa, że się i głowa trochę zawrociła, aż się potym i spać zachciało. Jaki taki, położywszy się na trawie, śpi. Służył z nami Kaczewski, Radomianin, wielki przechera[276], i mowi: »Panie Janie, co mamy pięść pod głowę kłaść? Układźmy się miasto poduszki na tym Moskalu!« A leżał blisko tłusty Moskal zastrzelony. Ja tedy mowię: »Dobrze, dla kompaniej«. On tedy z jednej strony, ja z drugą położyliśmy głowy i takieśmy zasnęli, konie za cugle do rąk okręciwszy, i takieśmy spali ze trzy godziny. Aż kiedy już nade dniem, tak w nim coś gruduknęło[277], żeśmy się obydwa porwali; podobno to tam [się] jeszcze co było zataiło ducha. Skoro się tedy trochę rozedniało, zaraz przez munsztuk[278] kazano trąbić wsiadanego. Ruszyło się wojsko, żebyśmy, Pana Boga wziąwszy na pomoc, wcześnie tę zaczęli igraszkę. Idąc tedy, każdy swoje odprawował nabożeństwo: śpiewanie, godzinki[279]; kapelani, na koniach jadąc, słuchali spowiedzi. Kożdy się dysponował, żeby był jak najgotowszy na śmierć. Przyszedszy tedy o poł mile od Połonki[280], stanęło wojsko do szyku. Szykował swoje Czarniecki, Sapieha też swoje. Prawe skrzydło dano Wojniłowiczowi[281] z krolewskim pułkiem, lewe skrzydło Połubińskiemu, armatę[282] i piechotę. Szliśmy tedy szykiem i dopiero, in prospectu[283] nieprzyjaciela stanąwszy, chcieli tego wodzowie, żeby był nieprzyjaciel wyszedł do nas za przeprawę; ale nie mogąc go wywabić, kazano się postąpić dalej. Wyszło tedy piechoty ku nam ze sześć tysięcy za przeprawę; aleć jak poszło do nich trzy regimenty, zaraz ich nasi wystrzelali z tej strony i wparowali za rzekę. Poczęto tedy bić z armaty z tamtej strony i rażono naszych. Towarzysza jednego, pole[284] mnie stojącego, jak uderzyła kula w łeb konia, aże ogonem wyleciała; towarzysz poleciał do gory od kulbaki wyżej, niźli na trzy łokcie, a nic mu. Gdzie tedy szło lewe skrzydło i corpus[285], to tam mieli ciężką przeprawę; gdzie zaś nasze prawe skrzydło, tośmy mieli błota jak przez siedmioro stajań i lepiej, że miejscem koń zapadał po tebinki[286], miejscem uszedł po wierzchu, tylko się tak owe chwasty zrosłe zaginały, jako pierzyna. Prawie w poł było takich, ktorzy piechotą za sobą konie prowadzili. My się tu z owego błota dobywamy, a tu już bitwa potężna na lewem skrzydle. Był tedy directe[287] przeciwko naszej przeprawie folwark oparkaniony; spodziewając się Moskwa, że to tam nasi będą szczęścia probowali, zasadzili tam kilkaset piechoty i 4 działka. Nie pokazowali się nam wtenczas; aż kiedy my się wybijali z tego błota do twardego lądu, wysunęła się piechota. Kiedy poczną ognia dawać, kiedy poczną parzyć z dział, jako grad kule lecą; padło naszych dużo, drudzy postrzelani. Ale przecię wszystkim impetem poszliśmy na nich, bośmy widzieli, że trzeba było ledwie nie wszystkim ginąć, gdybyśmy mieli byli teł podać. Ale jużeśmy tak oślep w ogień leźli, żeśmy się tak z nimi zmięszali, jako ziarno z sieczką, bo już trudno było inaczej. Okrutna tedy stała się rzeźba w owej gęstwinie, a najgorsze były berdysze[288]. Kwadrans jednak nie wyszed[ł] od owego zmieszania, wycięliśmy ich, że i jeden nie uszedł, bo w szczerym polu; powiedano, że ich było 100. Z naszych też, kto legł, kto co otrzymał, to musiał cierpieć; pode mną konia gniadego postrzelono w pierś, cięto berdyszem w łeb i drugi raz w kolano. Jeszczebym go był zażył, gdyby nie ta kolanowa rana. Bo ja takie szczęście miałem do koni w wojsku, że nie pamiętam, żebym ktorego przedał, kupiwszy go drogo, ale kożdy albo skaleczał, albo zdechł, albo go zabito; i to nieszczęście wygnało mię z wojska. Bobym ja był i do tego czasu był żołnierzem, ale już i ojca nie stawało kupować koni i mnie też już było obmi[e]rzło to szczęście, na ktore nieraz zapłakać musiałem. Przesiadłem się tedy na ten czas na mego myszkę[289], kazawszy pachołkowi, co na nim siedział, wędrować nazad za przeprawę; aleć mię niezadługo dogonił, na lepszym koniu niżeli ja siedział, zdobycznym. Docinamy tedy owę piechotę, a Trubecki leci, ordynowany owym na sukurs, z dziesiącią chorągwi bojarow dumnych[290] i z trzema tysięcy rajtaryej[291]. Stanęliśmy tedy tyłem do owych, a frontem do nieprzyjaciela. Wpadają na nas tak, jakoby zjeść; wytrzymaliśmy, bośmy musieli. Kiedy widziemy, że nas gnietą w owe błota, zewrzemy się z nimi potężnie. Rajtarya wydali ogień do nas gęsto, nasi zaś rzadko kto strzelił, bośmy już powystrzelali na owę piechotę, a nabić znowu było niepodobna, bo czas nie pozwolił. I tak powiedam, że w okazyej nabicie najpotrzebniejsze, z ktorym idziesz do nieprzyjaciela; ale nabijać, kiedy to już zetrą się wojska, rzadko się to trafi — szabla grunt. Tak tylko tedy szablami ten tego, ten też tego w Bożą godzinę, bo i owym jużeśmy też przygrzewali mocno, żeby nie nabijali strzelby. A po staremu rzeczy już nam nie tak twardo szły, choć to na nas z gotowym ogniem przypadli. Przemagaliśmy się tedy właśnie, kiedy owo dwaj zapasy chodzą, ten tego, ten też tego nachylając. Trubecki, jako cyga[292], uwija się na szpakowatym kałmuku[293]. Leci trupow gęsto, aż kiedy ich chorągwi na ziemi leżało ze sześć, Trubeckiego towarzysz starosty dobrzyńskiego jak ciąn w łeb, aż mu kołpak spadł; zaraz go dwaj porwali pod ręce i poprowadzili. Dopieroż osudarowie[294] w nogi do szykow; my też po nich. Wparowaliśmy ich, siekąc, aż między samo wojsko. Ich padło tedy na placu z połowa. A tu, jako w garcu, już się samo corpus potyka. Litwa na lewym skrzydle także nie prożnują; ale przecie nie tak na nich, jako na nas najlepsze siły obracają, bo ich już lekce ważyli. Obrociły się tedy niektore pułki świeże, i to na odwrot poszły. A wtym wojewoda, obaczywszy nasze chorągwie już w tyle szykow nieprzyjacielskich, posłał do Sapiehy: »Dla Boga, żeby wszystkimi siłami natrzeć i rozrywać Moskwę, bo pułk krolewski zgubiemy«. A tu też już Moskwa mięszają się, kręcą się, właśnie kiedy owo źle komu za stołem siedzieć. Już było znać po nich trwogę. Ci też, co ich na nas obrocono, biją się już nie z ochotą. Poskoczą do nas, to znowu od nas; a wtym natrze na nich corpus potężnie. Hussarskie chorągwie skoczyły, my też tu z tyłu uderzemy na nich. Jużeśmy trochę mieli czasu i do nabicia strzelby. A wtym Moskwa w nogi. Wszystko wojsko tedy na nas uciekało; bijże teraz, ktory się podoba, wybieraj: to piękny, to jeszcze piękniejszy. Napadł na mnie jakiś patryarcha z żołtą brodą, srogi chłop. Zajadę go: złoży do mnie pistolet, szabla złocista na tymblaku. Jam rozumiał, że wystrzelony miał, a straszy nim; przytnę śmiele: strzelił. A ja też tymże impetem ciąnem go w ramię. Czuję się, że mi nic od owego strzelania: po nim[295]. Domogłem się[296] go; znowu go w oko zajadę, bo jakoś ciężko uciekał, choć na dobrym koniu, czy też miał jaki szwank, czy też był ociężały jakiś. Tnę go przez czoło, dopieroż zawoła: »Pożałuj[297]!« Szablę mi podaje, a z konia leci. Jeno co szablę odbierę, aż ucieka na płowym bachmacie w rządziku złocistym jakiś młokos w atłasowym papużym żupanie, prochowniczka na nim na śrebrnym łańcuszku. Sunę do niego, przejadę mu. Młodziusi[e]ńki chłopiec, gładki; aż chrest[298] oprawny trzyma w ręku a płacze: »Pożałuj dla Chrysta Spasa[299], dla Pereczystoj Boharodyce, dla Mikuły Cudotworce!« Żal mi się go uczyniło, a widziałem, że wielkie kupy Moskwy i z tej strony i z tej bieżały prosto na mnie: obawiałem się, żeby mię nie ogarnęły. Nie chciałem się bawić koło niego, zabijać mi też żal go było, na owę jego gorącą rozpamiętywając modlitwę. Wziąłem mu tylko ow chrest z ręku, a wyciąnem go płazą przez plecy: »Utikaj do matery, diczczy[300] synu!« Kiedy to chłopię skoczy, podniosszy ręce do gory: z oczu zginął w lot. Żywcem jeszcze na ten czas trudno było brać in illo fervore[301], kiedy wszystko uciekające wojsko na nas się waliło: czyby więźnia trzymać, czyby się bronić, albo strzelbę nabijać. Chrest wziąłem mu piękny bardzo; było na oprawie ze dwadzieścia czerwonych złotych. Nie zabawiłem się koło owego smarkacza i pacierza jednego. Skoczę do owego brodofiasza[302], aż on już nago leży, a konia prowadzi towarzysz. Mowię do niego: »Jam nieprzyjaciela z konia zwalił, a ty go bierzesz? Daj go sam[303], bo tego nabicia[304] na ciebie odżałuję, com go na nieprzyjaciela nagotował«. Nie bardzo się też i sprzeczał Wołoszyn[305], bo widział, że do mnie ten Moskal strzelił i jam go zwalił z konia. Oddał mi tedy owego konia ślicznego, ktory był nie moskiewski, ale tych ruskich koni, czerwonogniady, rosły. Żal mi go było rzucać; czeladnika żadnego nie masz, nie było go komu oddać, aż napadłem znajomego pachołka: »Weźmi ode mnie tego konia, a dam ci dziesięć talarow, jak mi go wyprowadzisz; albo jak się zjedziesz z ktorym z moich czeladzi, oddaj go«. Wziął tedy, a jam skoczył, gdzie się okrutnie zwarli Moskwa z naszymi. Już tak jeno rznięto jak barany. Gdybym był miał w ten czas aby jednego czeladnika przy sobie, mogłby[306] był jako najpiękniejszych rumakow nawybierać, bo to tam samę starczyznę cięto w ten czas, co to strojno, konno. Coż, kiedy czeladka najbardziej wtedy pana pilnuje, kiedy pije, a ni[e]masz, kiedy się bije! Towarzyszowi też nie bardzo moda powodować[307] konia; kiedy go nie ma komu oddać, to go woli i nie brać, kto powagę kocha. Widząc ja jednak, że i kompania insza powodują, kto co ma, jak się już owa rzeźba skończyła, wziąłem też jednego wołocha pięknego z czarną pręgą; trochę był zacięty koło ucha ten koń, ale mu to nic nie szkodziło. Ledwie się z owej kupy wyjeżdżamy, aż tu moj wyrostek bieży; oddałem mu owego konia i jużem się kazał pilnować. Natroczył złodziej lada czego, skorek rajtarskich, na podjezdka; a gdyby był przy mnie, toby był natroczył atłasow, aksamitow, rządzikow i koni [mogł] dobrych nabrać. Obaczyłem tedy dalej chorągiew swoję. Przybieżę do niej, aż tam nie masz przy niej i sześci ludzi; i drugie chorągwie także bez asystencyej. Co żywo pozaganiało się; sieką, rzną, gonią. I mowię do chorążego: »Nagrodził mi P. Bog mego gniadego; dał mi za niego inszego gniadego, bardzo pięknego konia. Alem go tam oddał obcemu człowiekowi; nie wiem, jeżeli mię dojdzie«. Pyta chorąży: »A to czyj płowy?« Powiedziałem, że i to moj. Przerzedziło się już znacznie lewe moskiewskie skrzydło i samo corpus, a tu prawe skrzydło moskiewskie, ktore się z naszym potykało lewym, dopi[e]ro poczyna uciekać. Znowu takaż gęstwa uczyniła się; dosyć na tym: tu jednego gonisz, a drugi tudzież nad karkiem stoi z szablą; tego docinasz, a drugi jak zając pod smycz leci. Trzeba było mieć głowę, jako na śrobach i przed się, i za się oglądać się, bo kiedy się nieostrożnie zabawił koło jednego, to zaś owi fugientes[308] z tełu siekli naszych, pomijając.
Ucieka chorąży, hoży Moskal, chorągiew po sobie położywszy: zajadę go, złożę pistolet. — »Pożałuj!« Oddał mi chorągiew. Prowadzę go; modli się okrutnie, ręce składa. Myślę sobie: »Już też tego żywcem zaprowadzę«; aż tu ze 400 Moskwy, wielka kupa, już prawie na mnie wpadają. Ów się też począł ociągać, lubom go dysarmował[309]. Widzę, że i jego nie uprowadzę i sam zginę: uderzyłem go sztychem, spadł; a sam z ową chorągwią uskoczyłem się im z traktu. A tu na nich jadą Litwa, tu z bokow przebiegają, ci, co są w przodzie nas, już na nich czekają.
Ja też, cisnąwszy owę chorągiew śliczną, złocistą, do nich[310]; bo mi jeszcze żal było nie bić, kiedy było kogo. Tych docinamy, a druga wataha takaż albo większa następuje; tych biją, aż insza — dosyć na tym, aż ręce ustawały, bo wszyscy owi, komu się uciec dostało, nie mogli uciekać, tylko podle naszych chorągwi, ktore im najpierwej wtele stanęły. Było tedy tej rzeźby przez trzy mile. Wracamy się tedy już nazad, drudzy też jeszcze gonią. Żal mi, co nikogo żywcem nie mam; ale się końmi cieszę, osobliwie owym gniadem, co był bardzo piękny, a nie wiem, jako mi się nada. Aż wtym wysunie się ich kilkanaście z lassa, co się to tam byli w niewielkim gaiku zataili i ruszono ich jako stado sarn. Ucieka jeden na ślicznym koniu, rząd bogaty, złocisty, hussarską modą, suknie jedwabne, kołpak haftowany, bogaty. Przebiega go, co żywo i z tej, i z tej strony; ja go najbliżej. Rozumiejąc, że sam Chowański, wołam: »Stoj, nie boj się; będziesz miał pożałowanie«[311]. Już trochę począł wytrzymować koniowi. Spojrzy na mnie z boku: nie zdałem mu się do tej konfidencyej[312]. Żem był w szarym kontuszu, nie ufał mi, rozumiejąc, że jaki pachołek, hołota, ktorych się oni najbardziej boją, mowiąc, że u takich żadnej nie znajdzie dyskrecyej (jako zaś sam o tym powiedał). Ale obaczył daleko towarzysza naszego, tylko że w czerwonej sukni, w karmazynowym wytartym kontuszu i na takim szkapie, żeby go był i do sądnego dnia nie dogonił; ale supponebat[313], że to ktoś znaczny, prosto do niego bieżał. Z tych, co mu przebiegali, strzelił do niego towarzysz, chybił; po staremu on, jako oczy wybrał[314], leci do niego. Skonfundował się, kręci się na szkapie, aż kiedy obaczył, że mi [nie ujdzie], oddaje szablę i pistolety, hebanem a srebrem oprawne, a woła: »Pożałuj!« Wziąłem go żywcem. Chowański sam, już w ucieczce dwa razy w łeb cięty, uszedł; piechota zaś wszystka, mało co naruszona, oprocz owych kilkuset, na razie wyciętych, została żywcem, a było ich 18 000. Poszli tedy do bliskiej brzeziny i zasiecz uczynili. Otoczono ich tedy dokoła armatą i piechotą, bo obrzednia[315] była owa brzezina. Dawano do nich ognia z dział, że na wylot kule przechodziły i na tę i na tę stronę, a potem, jak ich to zdebilitowano[316] z armaty, dopiero ze wszystkich stron uderzono na nich, w pień wycięto. Trudno też krwie ludzkiej w kupie widzieć, jako tam było, bo lud gęsto bardzo stał i tak zginął, że trup na trupie padł; a do tego owa brzezina na pagorku była, to tak krew lała się stamtąd strumieniem, właśnie jak owo po walnym deszczu woda.
Pozjeżdżamy się tedy do chorągwie, aż też już moj pachołek odebrał konia zdobycznego, gniadego. Ale jako prędko odebrał od tamtego, zaraz go postrzelono pod łopatkę; musiałem ci go przedać szlachcicowi za 10 złotych, a wart był najmniej 800 albo 1000 złotych. Poznali więźniowie tego konia i powiedali, że na nim siedział Żmijow, wojewoda, szwagier Naszczokina, hetmana polnego.
Nabrano tedy tego jak bydła. Hetman najwyższy, Chowański, dwa razy cięty, uciekł. Drugi hetman, Szczerba[317], zginął; (bo to u nich kilka hetmanow w wojsku). Wojewodow, kniaziow, bojarow dumnych naginęło siła. Z Chowańskim nie uszło konnych nad 4.000, a było wojska, jako sam ten pisarz powiedał, od Kaczewskiego wzięty, 46.000; armaty zostało 60. Owych samopałow dońskich i rożnej strzelby, berdyszow, to chłopi brali nawet.
Byliż tedy na ten czas komisarze nasi[318] w Mińsku na traktatach z Moskwą. Obawiając się Czarniecki, żeby ich Chowański uciekając z sobą nie pobrał, posłał na całą noc 12 chorągwi dobrych, między ktorymi i naszę, żeby ich salwować. Komendę dano Borzęckiemu Pawłowi[319]. Po owej tedy tak ciężkiej robocie, z koni nie zsiadając, poszliśmy nocą do miasta. Przyszliśmy nad miasto; już kości w sobie nie czuje człowiek od srogiego sturbowania. Mowi komendant: »Mości Panowie, trzeba by nam tu języka, żebyśmy przecię wiedzieli, co się w mieście dzieje. Proszę, kto ochotny, skoczyć by na przedmieście i wziąć lada chłopa« Nie mowią nic, po prostu wszystkim się nie chce. Kiedy widzi, że nie masz ochoty, i mowi: »Proszę przynajmniej z piętnaście koni dla kompaniej, kto łaskaw, a bądźcie gotowi, kiedy nas tam poczną bić«. Z pod jego chorągwie wyjechało dwoch, dalej nic. Ja, pamiętając jego łaskę pod Kozi[e]radami w moim nieszczęściu, wyjechałem, a obaczywszy i mnie, wyjechało spod naszej chorągwie 20 koni. Przyjechaliśmy na przedmieście do jednej chałupy: nie masz nic; do drugiej: ogień jest, co znać jeść gotowano, a ludzi nie masz. Zaświeciwszy, szukamy po kątach: nic. Już wychodząc z owej chaty, aż baba zakasłała w chlewie. Znaleźli tedy trzy białogłowy. Jeden nasz towarzysz umiał exprimere[320] mowę moskiewską i te ich terminy. »Kasz, su, ster«[321]. Pyta: »Nemasz tu Lachow?« Baba prawi: »Ospane, nymasz, ale trwoha welikaja. Prybieżało tut czetyry korakwi naszych panow prewodnych[322]; tot czas zabrali naszych komisarow i pobeżeli, znati szczo hdeś czuwajut Czarneckoho«. Towarzysz mowi: »Czy poberemo ich?« Baba: »Oj, poberyte, panunka; pre Boh żywy, postinajte dyczczych synow«. Posłał tedy, żeby chorągwie przyszły. Każą tedy babie prowadzić do gospody komisarskiej. Baba z ochotą wielką w jednym gźle[323] poskakuje i pokazała, gdzie komisarze stoją. Staną tedy chorągwie w rynku. Komisarze w strach, jak im dali znać warta, że pełne miasto wojska. Każe komendant Charlewskiemu pytać po moskiewsku, kto tu stoi, pytać o komisarzow moskiewskich: tym większy strach. Już piechota, co stała przy karawanach[324] na rynku, ustąpiła do sieni, a wtym zsiadło nas kilkanaście z regimentarzem. Mowi Charlewski po moskiewsku do sługi: »Niech wstają komisarze, bo tego trzeba, a niech wszyscy będą w kupie«. Poszedł sługa do izby, a już się też tam świeciło. To się działo w gospodzie starosty żmudzkiego, Chlebowicza, jako pierwszego komisarza, i najwyższego senatora. Podle niego, w drugim domu, stał wojewoda sieradzki, Wierzbowski, w trzecim wojewoda mazowiecki, Sarbiewski. Poszliśmy tedy ku koniom tym czasem, niżeli się tam poschodzili, a wtym idzie starszy sługa i mowi: »Ichmość proszą«; za nim wyszło kilka świec lanych[325]. Wchodziemy tedy, kołpakow inszych nabrawszy, a oni też ku drzwiom od stołu trochę postępują consternati[326]. Zaraz wojewoda poznał mazowiecki Borzęckiego, porucznika, zięcia swego; krzyknie: »Bog sprawiedliwy, Bog łaskawy! Nasi, nasi!« Rzecze potem Borzęcki kilka słow pięknie, od wodza wizytę przynosząc, ktory o szczęśliwym zwycięstwie oznajmuje. Odpowiedział starosta żmudzki, jako pierwszy komisarz, pięknie, ale z płaczem; z wielkiej radości skończyć nie mogł. Kiedy to skoczą do nas wszyscy, obłapiając, ściskając, Bogu dziękując za takie dobrodziejstwa! Pytają o procederze wojny. Borzęcki im prawi, aż towarzysz zawoła: »Nie powiadaj im Waćpan, aż nam dadzą jeść«. Kiedy to skoczą słudzy, kuchmistrzowie wszystkich komisarzow kuchnie zakładać, piec, warzyć, tym czasem wodek, miodow i win. Pozsiadali wszyscy z koni. Tak tedy w owym nieogarnionym weselu my im powiedali o okazyej i zwycięstwie, oni też nam, jako się dorozumiewali tego, kiedy komisarze moskiewscy uciekali, jako się bali, żeby ich nie zabrali z sobą, jako się nas polękali, rozumiejąc, że »po nas Chowański przysłał«; jako już mieli nazajutrz traktaty podpisać, jako na nich Moskwa fukali. Mnie, choć się chciało spać serdecznie, potym się i odechciało, słuchając owych dyskursow a patrząc na owę szczerą uciechę. A potym uczynił się dzień; pożegnawszy się, wyszliśmy z miasta i zaraz blisko, w łąkach stanęliśmy koniom wygodzić i nakarmić. Komisarze też gotowali się w drogę i wyjechali za nami. Poszliśmy stamtąd pod Lachowice, gdzie zastaliśmy wojsko nasze w obozie moskiewskim. Zostawiono, prawda, na te nasze chorągwie kwatery i przydano wartę, żeby ich nikt nie rabował; ale ci sami, co pilnowali, poprzetrząsali co lepszego. Forteca to jest, te Lachowice, tak foremna; siłaby o niej pisać, ale że to nie w cudzej ziemi, mało po tym opisować, bo siła takich, co jej dobrze wiadomi; jednym słowem, nie masz takiej w Polszcze żadnej. Dobra to są sapie[ży]ńskie. Wyginęło tam Moskwy w szturmach z 30.000 tysięcy. — Nastąpiło potem święto Panny Maryej Nawiedzenia[327]. Tam, co żywo z wojskowych, zgromadziło się na nabożeństwo; kożdy swoje oddał Bogu dzięki za dobrodziejstwa w owej uznane okazyej. Szlachty było w tej fortecy, szlachcianek, postroiło się to od cudow: ta pięknie, ta jeszcze piękniej, bogato druga ustrojona pod złotem i klejnotami ledwie szła. Nie dziw, że się tam Moskwa darli gwałtem do owej fortece, a i taby już się była więcej nad miesiąc nie trzymała, bo prowiantow nie stawało. Dwa pożytki tedy zostały się przez to pośpieszenie wojska: conservatio[328] tedy fortece i rozerwanie traktatow, a wszystko się to stało virtute[329] Czarnieckiego. Bo Sapieha wszystko prokrastynował[330], oczekiwając na lepsze jakieś sporządzenie wojska w kopie i insze rzeczy. Na co Czarniecki powiedział, że »nam po chwili i kopie nie pomogą; nie trudno w Litwie o chmielową tyczkę. Jeżeli się ty z wojskiem swoim nie ruszysz, pojdę ja z swoim w Imię Boskie«. I tak uczynił, że się ruszył spod Kozi[e]rad. Sapieha też dla wstydu musiał się łączyć z nami. Tak tedy czynili niebożęta: strugali tyczki, pstro a biało farbowali, jak owo laski dziadowie robią, a proporczyki płocianne [wieszali]; grotow też z miast przywieziono, co potrzeba, i tak po staremu było pięknie i dobrze, kiedy nie mogło być inaczej. Trzeci pożytek owa celeritas[331] eksperymentu przyniosła, że mieli wiadomość wodzowie, że Dołgoruki[332] z wielką potęgą idzie na pomoc Chowańskiemu. A my niskąd nie spodziewaliśmy się posiłkow, tylko od samego P. Boga. Gdyby się były złączyły tamte potęgi, niepodobna ich było przełamać, albo jeżeli przełamać, to z wielką ludzi naszych sz[k]odą i stratą, bo z kożdym z osobna było co robić, a osobliwie z Dołgorukim, o czym się niżej napisze. To wszystko mądrą dobrego wodza stało się dyspozycyą, że i owym potęgom, ktore na cesarza tureckiego mogłyby się porwać, nie przyszło się skupić i traktaty szkodliwe rozerwane i fortece, ktore już non supererant[333] wolne, tylko dwie w całej Litwie, od rąk moskiewskich eliberowane[334], i tamtym wojskom, ktore były [z] Szeremetem przeciwko naszym hetmanom, serce upadło i to znacznie do wiktoryi czudnowskiej[335] dopomogło. Lachowice tylko nie były w rękach moskiewskich; wszystkie insze miasta i całe litewskie księstwo zawojowane było.
Wjeżdżając tedy Czarniecki do Lachowic w dzień Najświętszej Panny, wyszli przeciwko niemu processionaliter[336] zakonnicy, szlachta, szlachcianki i kto tylko był w owym ciężkim oblężeniu, »Witaj!« wołając, »Zawitaj, niezwyciężony wodzu, niezwyciężony wojenniku, zawitaj od Boga nam zesłany obrońco!« Byli i tacy, osobliwie z białych głow, co wołali: »Zbawicielu nasz!« Zatulał uszy czapką, nie chcąc owego słuchać podchlebstwa. Kiedy zaś po nim wjeżdżał Sapieha, połowy tego aplauzu[337] nie było, tylko proste przywitanie, choć to jego własne domicilium[338]. Zsiadał[o] tedy do kościoła rycerstwa siła i z naszego i z litewskiego wojska. Dopieroż Te Deum laudamus, dopiero tryumf! Z armat bito, aże ziemia drżała; a potym nabożeństwo śliczne, kazania, gratulacye, dzięki Bogu za dobrodziejstwa i wszędy pełno radości, pomięszanej z płaczem; bo tam wszyscy magnatowie z księstwa litewskiego do tej fortece posprowadzali się byli. Wesoła to wiktorya bardzo wszystkim z tej racyej, że to po owych nieszczęśliwościach pierwsze ojczyźnie przyniosła szczęście, gdyż już Moskwa tak byli wzięli gorę, że gdziekolwiek się o wojsku naszym dowiedzieli, już tak na nich szli, jak po pewne zwycięstwo, gotowe już mając dybki[339] i kajdany na więźniow, co się znajdowało i w obozie pod Lachowicami; aleć się na nich samych przygodziły, bo ich w nie kazano kować. Nasprowadzał tedy Sapieha armaty zdobycznej siła do Lachowic, onej ślicznej, spiżowej wszystko; i jednego działa nie obaczył żelaznego. Czarniecki posłał ich do Tykocina[340] 20 i kilka, przyłączywszy do swojej dawnej dwie zdobyczne, srodze długie i nośne. — Kiedy otrąbiono, żeby więźniow oddawać, okrutnie się Czarnieckiego bali i płakali. Ja swego oddałem zaraz, idąc do Mińska po komisarzow; ale insi, ktorych niezaraz oddano, płakali, prosili, żeby ich nie oddawać. Ten to pisarz, co o nim wspomniałem wyżej, ktory przede mną uciekał, rzecze mi: »Kiedy to u was zwyczaj taki, że więźnia trzeba oddać regimentarzowi, i nie może to być, żebyś mię przy sobie zostawił, uczyńże tak: odstąp ty i zasług, i substancyej, jedź ze mną do stolice; dam ci 50.000, dam ci i corkę i wszystko, co mam«. Począł był i medytować ubogi żołnierz; et interim[341] kazano oddawać więźniow i musiałem oddać. Doszło to wojewody, że od siebie obiecował 50.000. Chwycono się tego zaraz, tylego szacunku upominano i musiało tak być. Kiedy negabat[342] tylo dać, broniąc się, żem »ja to obiecował dlatego, żeby się był ułakomił i wypuścił mię; ale tak wiela sumy nie miałem i mieć nie mogę«, nie słuchano tego. Kazano pana pisarza w kajdankach do wału, do takow[343] rowno z drugimi akkomodować[344] w Tykocinie; musiał obiecać, a potym dać. Wziął przecie wojewoda za swoich więźniow ze dwa miliony, bo na zamian nie było co brać, gdyż z naszej dywizyej nie było w Moskwie więźniow prawie nic. Sapieha zaś wszystkich swoich wydał na zamian, gdyż było w niewoli wiele szlachty, szlachcianek, żołnierzow. Przy okupie samego Gosiewskiego, hetmana polnego, wyszło niewolnika moskiewskiego gwałt; jak to zwyczajnie bywa, hetmańska głowa droga jest. A tę głowę, drogo od Moskwy okupiwszy, sami zdrajcy Boćwinkowie[345], popiwszy się, marnie zagubili; tyrańsko a niewinnie zabili wojennika szczęśliwego, wodza dobrego i senatora wielce poćciwego, o czym napiszę niżej.
Postojawszy tedy trzy dni pod Lachowicami w obozie moskiewskim przy owych dostatkach, obfitościach wszelkiego prowiantu, ruszyliśmy się pod Borysow[346], fortecę także niepoślednią nad rzeką Berezyną. Tam stanęliśmy, spodziewając się jej dostać non vi, sed formidine[347]. Staliśmy tam przez dwa miesiące; ale widząc, że dobrowolnie poddać się nie chcą, wiedząc przytem, jak wiele na nas gotuje się potęgi, umyślił wojewoda odstąpić tej fortece, jakoż i odstąpił. Żeby przecię nie prożnować, poszliśmy pod wielki Mohilew białoruski[348], ktora forteca jest i wielka i potężna, nad samym Dnieprem. Starosta bratyański, Działyński[349], ujęty pollicitationibus[350] Lubomirskiego Jerzego, marszałka i hetmana, przysłał ordynans swojej chorągwi, żeby wyszła z dywizyej sub praetextu[351] husarszczyzny, że ją quidem[352] miał husa[rsz]czyć[353]. Skonfundowało to wojewodę bardzo, bo mu żal było nie tak chorągwie, lubo była bardzo dobra, ale Polanowskiego, na ktorego też on radzie siła polegał. Perswadował omnibus modis[354], prosił, żeby tego nie czynił; nie mogło to być. Że tedy nie mogł uprosić, musiał ich dimittere[355], jednak z przekleństwem, ktore z wielkiego żalu pochodziło, kiedy te wymowił przy pożegnaniu słowa: »Bodejże was tam i z rotmistrzem w pierwszej okazyej pozabijano!« Tedy tak się stało. Przyszli pod Czudnow, nazajutrz zabito rotmistrza[356], zabito dwadzieścia towarzystwa i czeladzi ze czterydzieści. Za odmianą miejsca zwykła się też mienić i fortuna[357]. Sam Polanowski o włos że nie zginął.
Nie chcąc tedy czekać wojewoda nieprzyjaciela przy owej tak wielkiej i ludnej fortecy, widząc, że melius est praevenire, quam praeveniri[358], poszliśmy tedy obviam[359] panu temu Dołgorukiemu tym traktem ku Krzyczowu[360], żeby widział, że się przed nim kurczyć nie myślemy. I to samo wlazło mu w konsyderacyą i zaraz trochę tępiej postępował ku nam; co przedtem szedł magnis itineribus[361], już potym nie tak, bo co uszedł trzy mile, to odpoczywał trzy dni. Właśnie to tak, jak mnie jeden wielki pan odpowiedział[362] i wskazał do mnie przez osoby poważne, że mię miał za pewne zabić. Ja też nie czekając owej niepewnej godziny, wolałem sobie upatrzyć i zbyć już tego myślenia prędzej, niżeli się go dłużej obawiać. Przyjechałem do niego na podworze i posłałem chłopca, dając znać, że »pan moj, ktorego WMść Pan deklarowałeś zabić, nie życząc WM. MPana turbacyej, szukając go po świecie na zabicie, poko bardziej nie schudnie, przyjechał tu i daje znać o sobie«. Ow pan rekoligował się[363]; nie zabijał mię i przeprosił się ze mną. Tak właśnie i pan Dołgoruki kwapił bardzo do nas, głosy puściwszy po fortecach Moskwą osadzonych, żeby nam wszędzie zastępowali, kiedy będziemy uciekali; a jak my do niego poszli, zaraz mu fantazya przygasła. Stanęło tedy wojsko nasze nad rzeką Basią[364], jak o połćwierci mile, w szczerym polu. Jeszcześmy przecię nie dowierzali o tak wielkiej potędze nieprzyjacielskiej. Złapawszy już kogo, bokow przypieczono; powiedają nam, że 70 tysięcy wojska bojowego Dołgoruki [ma]. Dopierośmy uwierzyli. Gotowaliśmy się tedy do owego przywitania porząnnie, Pana Boga wziąwszy na pomoc.
Zapomniałem tego napisać, że mnie, pod Mohilowem stojąc, napadł był kłopot podobny owemu kozi[e]radzkiemu, w ten sposob: Gorzkowski, towarzysz marszałka nadwornego, Branickiego, intentował mi akcyą do sądu wojskowego o zabicie brata rodzonego, ktorego uderzyłem był obuchem z tej przyczyny, jakom wyżej napisał[365] in anno[366] 1657, kiedyśmy stali w Radomskiem po węgierskiej wojnie, służąc z panem Bykowskiem. Prosił tedy i o to, żebym odpowiedział ex carceribus[367]. Wojewoda zaś deklarował, że nie tylko żołnierzow, a zwłaszcza dobrych, wiązać, idąc na tak straszną wojnę, ale by jeszcze związanych, gdyby byli, trzeba rozwiązać i gdyby można, jednego do więzienia [biorąc], z[a] jednego dwoch wziąść. Szlubem tylko więzania kazano mi się sprawić[368]. Kiedym się tedy sprawił, dano mi [jechać] na inkwizycyą[369] ad locum facti[370], tego dołożywszy wodz: »Jeżeliś winny, to cię Bog w tej okazyi, do ktorej się gotujemy, skarze; jeśliś niewinny, to wynidziesz zdrowo i stąd będę miał probę twojej niewinności«. Wrocił się tedy do Polski on moj adwersarz[371], a dlatego, żeby się uchronił okazyi. Gdy tedy odjeżdżał, poszedłem ja do wojewody, deklarując, że ja po inkwizycyą nie pojadę od okazyej, ale tak, jakąkolwiek on przywiezie, dam się z jego inkwizycyej sądzić. Wodzowi to rzecz była bardzo wdzięczna i rzekł to przy kilku kompaniej: »Miejże w Bogu nadzieję, że cię wydźwignie z tej turbacyej za tę cnotę, że z nami wolisz iść na wojnę, a twego adwersarza mogą tam gdzie osacznicy[372] na puszczej zabić«. Poszedłem tedy i byłem we wszystkich okazyach; i tak w owym szlubie chodziłem i biłem się. Wojewoda, ile razy obaczył, to zawsze: »Coż tam, panie poszlubiony? Znać, żeś nie winien, kiedy cię jeszcze po tak gęstych ogniach żywo widzę«.
Skoro tedy we dwoch tylko milach stanął od nas pan Dołgoruki, dopiero consilium bellicum[373]. Jedni radzili, żeby go tu na tę stronę przeprawy przepuścić, dawali rationes[374], i z tymi trzymał Sapieha hetman; drudzy, żeby tam ku niemu się przeprawić, a z tymi trzymał Czarniecki i Połubieński. Stoimy tedy kilka dni: nie idzie on do nas; czemu, nie wiedzą. Językow biorą, pytają: i ci nie wiedzą. Żeby się nas miał bać, to niepodobna wierzyć, tak wielkie [mając] swoje siły; ale coż w tym za sekret? Aż przecie zwąchał Czarniecki od jakiegoś szlachcica tamecznego, że Zołotareńko prowadzi 40.000 Kozakow zadnieprowskich. Dopieroż w radę. Stanęło tedy, że lepiej praevenire, quam praeveniri[375]. Poszliśmy tedy za przeprawę, ktora była in accessu[376] bardzo błotna z obu stron i sama wzgłąb po tebinki tylko; ale że dno bardzo lgnące, mieli wolą most na niej postawić. Ale że res non patiebatur moram[377], bo lassy od tego miejsca daleko, przeszedszy tedy za przeprawę, kożdy sobie pomyślał, żebyć, [broń] Boże, nie wytrzymać, lepiejby już prosto na nieprzyjacielskie szyki przebijać się, niżeli nazad w przeprawę. Uszykowano tedy wojsko tak, jako i przeciwko Chowańskiemu; ale już chorągwie hussarskie, ktorych było dziewięć, rozdzielano każdą na trzy szwadrony, a za kożdym szwadronem pancerną chorągiew. Było tedy wojsko tak ozdobne, że się zdało, że jest hussaryi ze sześć tysięcy. Stanęło tedy w szyku wojsko; my znowu z Wojniłowiczem na prawe skrzydło. Czeladzi wszystkiej luźnej, tak z naszego, jako i z litewskiego wojska, kazano pod znakami stanąć do szyku, przydawszy kożdemu znaczkowi towarzysza za rotmistrza. Było też kilka chorągwi wolentarskich[378], ktore wodził Muraszka. Przyłączono tedy luźnych do wolentarzow i uszykowano ich za gorą, zdaleka od wojska, a nie kazano się im ukazować, aż kiedy się szyki poczną schodzić i zwierać. Przybyło tedy ozdoby małemu wojsku owymi luźnemi, że kiedy na nich spojrzał, to się widziało takie drugie wojsko; a osobliwie Litwa siła chowają tych karmicielow[379]. Nazbi[e]rało się tego kilka tysięcy. Nadstawiając się tedy animuszem, czego siły wystarczyć nie mogły, bośmy ni[e] mieli i czwartej części potencyej nieprzyjacielskiej, posłali wodzowie do Dołgorukiego, żeby dał pole, »bośmy tu przyszli na wojnę, nie na leżenie«. Zastali tedy posłowie już idącego ku nam szykiem; powrociwszy, wo[j]ska wielkość opowiedzieli i to, że idzie w hulajgorodach, ktoremi wszystko opasał wojsko. Są te hulajgorody na kształt czo[s]nkow[380], ktore zwyczajnie dają przy szańcach, przy belluardach, alias[381] drzewa dłubane, przecznie[382] na krzyż przetykane, a na końcach drzewo z drzewem spinane żelaznymi skoblicami. Tak to niosą piechota przed szykami, a kiedy do eksperymentu postawią to na ziemi, a przez to podadzą muszkiety, to nijak na te rzeczy natrzeć, nijak rozrywać nieprzyjaciela, boby się konie przebijały. Wojsko tedy za tym, jako za fortecą jest, i stąd to nazwano hulajgorod. Jak tedy o tym fortelu dowiedział się Czarniecki, zaraz kazał przed szykami rzucić szańczyki małe, a gęsto; rzucili się zaraz do tej roboty i piechoty i czeladź, czym kto mogł ziemię wziąć, czy czapkami, czy połami, bo rydlow nie było tak wiela przy armacie. W godzinę albo więcej stanęły szańce, w ktore wprowadzono piechotę i działka. Stało się to bardzo prędko. Już to tedy nie miały szyki dalej szańcow progredi[383], tylko przy nich bić się defensive[384], wysuwając się pułkami do nieprzyjaciela, a kiedy ciężko, to pod szańce refugium[385]. Aleć to inaczej rzeczy poszły, bo i my swoich szańcow odbieżeli i oni swoje hulajgorody połamali, o czy[m] niżej. Kazano tedy ochotnikiem podpadać pod ich szyki. Był las w pojśrodku nie szeroki, ale długi i rzadki, przez ktory las jeszcze się wojska nie widziały. Skoczyliśmy tedy ku owemu lassowi; oni też, obaczywszy, posłali swego ochotnika, a wojsko za ochotnikiem następowało zaraz. Nasze stało, jako wryte, przy owych szańcach. Poczęliśmy się tedy zjeżdżać; ten tego pogoni, ten też tego. A działo się po tamtej jeszcze stronie chrostu, jak ze połćwierci mile od naszych szykow; ale już i w chrost wpadali, gdy się kto za kim zagonił. Był też między ochotnikiem chłopiec, ktory umiał z nim[i] swarzyć i drażnić ich. To, jak oni wołali: »Czaru! Czaru!«, to chłopiec, przypadszy blisko pod nich, to zawołał głośno: »Wasz czar taki a taki[386]«, albo zadek wypiął: »Tu mnie wasz czar niech całuje«. To Moskwa za nim, kilkanaście albo kilkadziesiąt wysforowawszy. Chłopiec zaś na rączym bachmacie siedział; to uciekał, wyprowadziwszy ich daleko od kupy, to my, skoczywszy z bokow, przerznęliśmy ich, tośmy siekli, brali. Dość na tym, żeśmy posłali wojewodzie ze trzydzieści językow z harcu za powodem onego chłopca. To znowu do nich podpadł i powiedział im co inszego[387] o czarze, to Moskwa jako wściekli — bo oni bardziej się urażają o krzywdę imienia carskiego, niżeli imienia Boskiego — suną się zapamiętale, i tak było tego wiele razy, na owego chłopca. Tak tedy zagnali się za owym chłopcem aż w las, chcąc go koniecznie dostać, boby go byli pewnie [z] skory darli za takie niecnoty, ktore im wyrządzał. My zaś po nich. Ja zagoniłem się za jednym i sam też o kęsek nie stałem się obłowem. Naprowadziłem konia nieostrożnie na krzaki, jak owo bywają, wyrąbane, a nowymi latorościami obrosłe, że mi koń, chcąc owę karpę[388] przesadzić — a miałem konia niewielkiego, myszatego, bardzo był rączy i obrotny; siadałem na nim do okazyej często, kładłem na niego dwie uzdeczki propter casum[389] zerwania wędzideł, co jedne cugle były w rękach, drugie u łęku przywiązane — zatoczył jakoś nogę za owe cugle wiszszące; bo je też był zdrajca pachołek trochę przydłużej uwiązał. Począł tedy koń jakby chromać; jam rozumiał, że go postrzelono, a z boku drugi brodofiasz leci do mnie. Ten też, com go gonił, wrocił się nazad, widząc, co się dzieje ze mną. Przypada do mnie brodaty; ja ruszę cyngla prosto w piersi, spadł z konia. A ten drugi, młody za kark mię; znać, że mię to chciał żywcem prowadzić (bo jeszcze żadnego języka nie wzięli byli, tylko zabili kilku naszych), albo też nie miał do mnie czem strzelić, bo obadwa pistolety znalazły się nienabite. [J]a za tę rękę, co trzymał szablę, uchwyciłem go lewą ręką zaraz w ten czas, kiedy mię porwał za kark, i tak wodziemy się właśnie, kiedy owo się dwaj jastrzębie zwiążą. Tnie inszy Moskal na pleśniwym[390] bachmacie; ow na niego woła: »Chwiedore, Chwiedore, sudy!«[391] A Chwiedorowi też chodziło o swoję skorę, bo go dwaj towarzystwa przebiegali. Obaczywszy towarzystwo, do mnie, dawszy pokoj owemu, co go gonili. Moskal woła: »Puskaj, ta pojdu do dydka«. Ja też już nie chciałem puścić; ale gdyby mię był przed minutą poczęstował, pewnie bym był puścił z ochotą, nie dałbym się był wiela prosić. Wzięlić go tedy i mnie, rozerznąwszy cugle zastąpane. Owego zaś brodę, na ziemi leżącego, bo jeszcze żyw był, przebił towarzysz sztychem. Chciał do niego z konia zsieść, obmacać mu kieszenie; nie przyszło do tego, bo już szyki w same owe chrosty wchodziły i ochotnik się sypał, jako mrowki. Wyciąwszy tedy konia pod nim płazem, skoczyliśmy do swoich; ale po staremu i owego trudno było uprowadzić. Ciąn go tedy Jakubowski w kark, spadł. Skoczyliśmy tedy do szykow, a oni, wyszedszy z chrostow, stanęli, jako mak kwitniący. Już tedy obadwa wojska widzą się. Harcownikowi kazano zniść z pola. Wojewoda do pułkow; objeżdża, napomina, prosi: »Mości panowie, pamiętajcie na imię Boskie, dla ktorego zdrowie i krew naszę, jako na ofiarę, do tej niesiemy okazyej«. Stały tedy obadwa szyki godzin ze dwie spokojnie, ani ten tego, ani ten tego nic nie zaczepiając; aż znowu kazali harcownikowi podpadać i wywabiać ich w pole. Wyszli tedy w pole dalej od lassa, że już z armaty donosiły kule i z tej strony, i z tej. Interim[392] [nieprzyjaciel] wyprowadził z owych hultajgorodow (s) kniazia Czerkaskiego[393] ze dwunastu tysięcy, tak powiedali, wojska. Przesiadłem się ja na swego konia. Stojemy w szyku. Aż kiedy widziemy, że kniaź Czerkaski prosto ku naszemu prawemu skrzydłu zmierza, przypadnie wojewoda do nas i rzecze do Wojniłowicza: »Nu, stary żołnierzu, poczynajże nam szczęśliwie w imię Pańskie!« Podle naszej chorągwie jadąc, rzecze: »Proszę wytrzymać impet«. Idą tedy do nas powolusieńku. Skoro już tedy kniaź Czerkaski od nas blisko, rzecze wojewoda: »Do roboty, imię Boskie wziąwszy na pomoc!« Ruszają się tedy chorągwie powoli, a zaś wodzowie przed nami jadą z gołemi po łokcie rękami. A wtym, skoro już nie było nad czworo stajań wojsko od wojska, skoczą oni do nas, my też do nich. Przywiedli nas tak, co jeden drugiego mogłby za piersi uchwycić. Przywiodłszy wojewoda na same szyki, wysunąn się na stronę, a my w się. Było tego z kwadrans dobry, że ani ten temu, [ani ten temu] piędzią, nie ustąpił. Sapieha, widząc, że na nas ciężko, bo nas mało, posłał z lewego skrzydła połtora tysiąca ludzi dobrych. Przyszli im z boku, srogim impetem tak się o nich uderzyli, że się zaraz i z sobą pomieszały chorągwie. Dopieroż bitwa tęga, trupa leci dosyć. Moskwa nazad odwodem, a my tu przyci[e]ramy; tym bardziej trup leci. Moskwa w nogi. A potym piechoty dawały ognia z armaty okrutnie gęsto, z niewielką po staremu z łaski Bożej szkodą w ludziach naszych, ex ratione[394], żeśmy się bardzo podsadzili pod armatę i przenosiło nas. Ale po staremu legło naszych kilkanaście, ale ci wszyscy, co pod nimi konie popostrzelano, pouchodzili żywo. Pod Wojniłowiczem konia zabito i głuchych gwałt narobiono, bo owe (s) bliskie pod armaty podsadzanie causavit[395], że ow huk i srogi impet szkodził słuchowi; i mnie samemu więcej niż trzy miesiące w głowie szumiało jak w browarze.
Poszliśmy tedy nazad, wziąwszy chorągwi moskiewskich sześć i samych dobrze przerzedziwszy i inszym, co uszli, narozdawawszy specyałow. Konfundował[396] zaraz Dołgoruki kniazia Czerkaskiego, jako potem rotmistrz rajtarski do więzienia wzięty powiedał, że się dał z pola spędzić. Na co odpowiedział mu kniaź ex tempore[397]: »Obaczę cię też samego niezadługo, jeżeli tak wytrzymować będziesz, jako mię uczysz. Ossy to tam — ossy, nie ludzie«. Staliśmy potem długo, z dział tylko bito z tamtej strony. Posłali znowu wodzowie nasi do Dołgorukiego, żeśmy tu po to przyszli, żeby się bić, nie prożnować, wieczor blisko. Odpowiedział tak, że »komu się śmierć odwlecze, niech tego nie ma za krzywdę; co was ma potkać, to was nie minie. Lubo wieczor niedaleko, mam ja takie wojsko, że was mogą uspokoić i za godzinę i podzielić, komu co będzie należało, całego dnia na to nie potrzebując«. Po owej tak hardej odpowiedzi zaraz kazał pułki wyprowadzić w pole z owych hulajgorodow, tam zostawiwszy część piechoty z armatą, a między kommonikiem namięszawszy piechoty i polnych działek. Bo on obiecował sobie jednym zamachem zwojować nas, ufając swego wojska wielkości. Posłano tedy zaraz ordynans do Muraszki, żeby wolentarzow i luźną czeladź wyprowadził z za gory na oko nieprzyjacielowi. Przyjdą tedy wielkim pędem, właśnie jakoby to dopiero noviter[398] na sukurs posiłki przychodziły; a przyszedszy ryścią[399], stawają zaraz przy lewym skrzydle, trochę opodal od wojska litewskiego. Muraszka się uwija pod buńczukiem[400], biega z buzdyganem[401], szykuje, jakby to nowotny hetman i nowotne wojsko; jakoż stało się tak ozdobne, że i nam samym serca przyrastało, patrząc na owę hołotę. — Moskwa rozumieli, że nowe przyszły posiłki; ow zaś krzyk, ktory i oni w obozie naszym słyszeli, tłomaczyli sobie, że to był tryumf z posiłkow, nowo przychodzących. Już tedy wyprowadzili wszystko wojsko z owych hulajgorodow i piechoty połowę; nasz też kommonik wyszedł, już owe szańce w tyle zostawiwszy. Z armat biją, a coraz to strzała okrutna jako powerek[402] padnie między nas, czasem w szeregi, czasem też przed szeregi. Żeleźcie jako siekacz; dziwujemy się, co tam za łuki takie mają, czy olbrzym jaki strzela z wielkiego łuku, czy co? A nie wiedzieliśmy, że to astrachańscy Tatarowie, co o ziemię oprze jeden drąg łuku, a drugi mu aż nad głową stoperczy. Było tedy między wodzami constitutum[403], że się najpierwej miał potykać Sapieha, gdyż sam o to prosił; ale że Moskwa swojej, nie naszej, wygadzając imprezie, na nasze prawe skrzydło pierwszy uczynili impet, nam tedy, jako z nowu potykać się dostało. Przypadnie wojewoda i mowi: »Mści Panowie, do was to widzę coś sobie upodobał nieprzyjaciel; ale nie bojcie się, będzie was corpus sekundowało«. Zawrze się tedy krwawa bitwa. Tam lud srodze gęsty i prawie kilku ich po jednego siąga; a coż, kiedy my przecię nie damy się rozrywać, opierając się potężnie. Z koni lecą postrzeloni, rannych za szeregi prowadzą. Piechota, między kommonikiem pomięszana, bardzo nam szkodziła; bo jak cokolwiek wesprzemy nieprzyjaciela, to jak na owych zdrajcow napadniemy, to jak w gębę dał. Litwa bije się w lewym skrzydle nierowno lepiej, niżeli z Chowańskiem. Już przecię restaurowali serce, ktore przedtym już im było cale upadło. Luźni z wolentarzami tak odważnie wpadają na szyki, że ledwie Tatar tak natrze — zgoła, we wszystkich sroga była ochota, bo też i nie mogło być inaczej, tak wielką potęgę przed oczyma mając. Biło się też wojsko nasze tak, że po wszystek czas służby mojej, i przed tą, i po tej okazyej, nigdy nie widziałem bijących się [tak mężnie] Polakow. I mowili tak: »Gdyby zawsze chcieli się bić tak szczerze, byłby świat wszystek pod ich mocą«. Moskwa ufali swego wojska wielkości, nasi zaś Panu Bogu a swojej zaś dzielności; bo jeden na drugiego zapatrując się, tak stawali tanta aemulatione[404] litewskiego wojska z naszym, że też już [większej] widzieć niepodobna. Jakoż przyznać to kożdy musi, że moskiewskie wojska, a osobliwie owe bojarskie chorągwie, w szyku stojące, są tak straszne, jako narod żaden nie jest. Spo[j]rzawszy na owe ich brody, to się to tak jakaś reprezentuje maiestas[405], jakby się na panow ojcow porwał. Pojechawszy wojewoda, jako kto ma skoczyć, do hussaryi rozporządziwszy, do Sapiehy też posłał, żeby i on szczerze nastąpił, bo też już zachodziło słońce. Przybieżał do nas (Bodej się tacy wodzowie rodzili! Szczęśliwa matka, ktora takich rodzi synow!): »Terazże, Mści Panowie, komu Bog i cnota miła, za mną!« Jak skoczemy, uczynił się srogi krzyk i rzeźba, bośmy ich złamać nie mogli; owym też nie daliśmy się, opierając się potężnie, ex ratione[406], że było gloriosius occumbere in opere[407], niżeli in fuga[408]. Oczywista to rzecz była, że nas tam ręka Boska piastowała, kiedy przeciwko tak wielkiej porwawszy [się] potencyej, dał Bog i wygrać i mało w ludziach naszych szkody. Nie zapomnię tego nigdy, dziesiątemu to powiem i mam to sobie za wielki dziw, kiedy do 4 chorągwi naszych, ktore zagnały się za Moskwą i, naprowadzone na ogień prawie w bok włożywszy, 3.000 strzelcow razem ognia dali, a po staremu tylko jeden towarzysz zabity, a czeladzi czterech, a pode mną konia postrzelono. Jako to jest prawdziwa przepowieść: »Chłop strzela, a Pan Bog kule nosi«; bo na taki ogień należało tam z połowę z koni spaść. Potem hussarye uderzyły kopiami, jako w ścianę; jedni skruszyli kopie, drudzy nie. Ktory jest taki, że skruszy kopią, to powinien się brać do pałasza, bo taki ordynans był. Tam zaś, Panie zachowaj, kopiej cisnąć, ktoraby się nie umoczyła we krwi nieprzyjacielskiej, ale ją znowu podnieść. Tak tedy czynili jeden szwadron hussarskiej chorągwie Czarnieckiego i pancerna chorągiew za nim, nie pamiętam, czyja; bo co słabsze chorągwie, to za szwadrony hussarskie ordynowano. Trafił na jakąś też słabą ścianę, co się bali o brzuchy: rozstępowali się im, że przeszed[ł] przez wszystkie szyki nieprzyjacielskie tak, jako świdrem wierciał, prawie nic nie skruszywszy kopij i trafił directe[409] na to miejsce, co była jako brama między owymi hulajgorodami, ktorem miejscem szyki wyprowadzono w pole. Jednego tylko towarzysza stracili, przebijając się, i jednego także konia. Przebrawszy się przeciwko owej bramie, obrocili się nazad z chorągwią i stanęli frontem w tył nieprzyjacielowi. Dopowiedziano wojewodzie, że już proporce jego widać w tyle szykow nieprzyjacielskich. Bał się, żeby ich tam nie pognieciono; Moskwę też to niepomału to (s) konfundowało. Ostatniemi kazał natrzeć siłami, sam przed nami natarczywie skoczywszy, siekł, strzelał, narażał się nie jak hetman, ale jak prosty żołnierz. Zmięszali się tedy Moskwa, a potem w nogi! Terazże tnij, rznij! Co tedy ktora chorągiew moskiewska zapędzi się do owej bramy, żeby uciec między hulajgorody, to hussarya owa, co się przebiła przez szyki, złoży do nich kopie: to oni na stronę. Nacisnęło się tedy pod owe czosnki co niemiara tego, chcąc, żeby ich odstrzeliwano; tamci ich zaś odstrzeliwać nie mogli, bo[by] samych bardziej razili. I z armaty już nic nie strzelano, bo darmo było między pomięszane wojska. I wtem my natrzemy na nich, strzelając, siekąc; owe też czosnki, żelaznymi skoblicami potężnie pospinane, trudno było naprędce rozbierać. Uderzyli się na te hulajgorody, a po naszemu czo[s]nki; tu zaś nasi sieką bez przestanku. Tam tego dopiero legło powałem siła. Już tedy trup na trupie leży na kupie: nad wszystkimi owymi czo[s]nkami jako jaki największy wał albo grobla jaka tak się z trupow uczyniła. I tak, co na nieprzyjaciela budowali, to sami na to powpadali. Qui facit foveam, incidit in eam[410], a z naszych i jeden nie zginął przez fortel, w ktorym oni największą nadzieję pokładali. Tak to zwyczajnie Bog ordynuje, że sam wpada w tę samołowkę, co ją na inszych buduje etc. Zginął tedy kommonik prawie wszystek, bardzo niewiele uszło. Wojewodow, kniaziow, bojarow dumnych, urzędnikow carskich siła bardzo naginęło; bo nie brano żywcem nic, bo nie było czasu bawić się tak wielką potęgą nieprzyjacielską. Bo to wziąć żywcem nieprzyjaciela już nic więcej nie zrobić significat[411]; a tymczasem, kiedy Pan Bog poszczęści, może kilku na to miejsce zabić, co się z owym jednym zabawi. Mnie samemu trafiło się jakiegoś znacznego ciąć, a potem się miarkując, że był strojny jako do szlubu, a nie przyszło mi kołpaka wziąć, na ktorym było pereł z przygasznie[412] i zapona dyamentowa; bo to niepodobna w gęstym boju: ty na tym jedziesz, a na to bije ich dziesięć. Piechoty nasze największe mieli zdobycze, bo zaraz za nami następowali a odzierali. Piniędzy znajdowali siła; bo to było pospolite ruszenie, bojarowie znaczni. Zginęły i piechoty wszystkie, ktore były w pole wyprowadzone, i tamta druga zginęłaby była, gdyby była noc nie zaszła a przeszkodziła. A oni tymczasem poszli w las; noc ich urodziła[413]. Chorągwi nabrano kilka wozow, armaty wzięto szumnej siła i więźniow też po trosze; na ostatku piechoty pobrano z kilkaset i do Sapiehy, i do Czarnieckiego. Ale nie było znacznych, tylko trzech pułkownikow, rotmistrzow też kilka, bojarow też, Niemcow i Angelikow kilkanaście. Dołgorukiego i tych ludzi, co uszli, noc urodziła; bo gdyby było więcej dnia stawało, wszyscy by byli polegli.
Zołotareńko z [s]wojemi Kozakami o trzy mile tylko był podczas okazyej. Podjazd jego był i patrzał na bitwę, tak udawano, i widział przegraną Dołgorukiego; zaraz tedy wyciąn chyżego nazad. Zołotareńko, ktoremu potym od Moskwy posłano ukazy, a po naszemu ordynansy, żeby zaraz poszedł łączyć się z Chmielnickim, poszedł magnis itineribus[414]. Nie wiem, czy tam co pomogł, czy nic, bo też prawie o tym czasie[415] jakoś Szeremeta znieśli panowie nasi hetmani gloriosissime[416] tak, że nec nuntius cladis[417], bo jedni na placu padli, drugich Tatarowie, ktorzy byli a partibus nostris[418], wybrali i samego Szeremeta wzięli w nadgrodę tego, że nam Moskwy pomogli wojować. I to była chwalebna i wielka wiktorya, ale ja o niej nie piszę, bom tam nie był; o tych tylko piszę okazyach, w ktorych sam byłem, gdyż to propositium[419] moje: opisać statum vitae meae, non statum Reipublicae[420], z tej racyej, żebym sobie mogł reducere in memoriam[421] kożde moje actiones[422], przeczytawszy in scripto, in quantum-by[423] pamięć nie mogła dotrzymać. Ale i to okazya dosyć była szczęśliwa od Pana Boga, kiedy to nie znalazł się i jeden z nieprzyjacielskiego wojska tak wielkiego (ktorego, powiedano, że było oprocz Kozakow 70.000), coby miał uść. Wielkie Bog Wszechmogący nad narodem polskim pokazał miłosierdzie i ojczyznę strapioną wydarł prawie ex faucibus[424] okrutnego nieprzyjaciela, ktory już by ją był prawie osiadł, gdyby był P. Bog nie dał otrzymać wiktoryej; za co niech będzie Imię Jego pochwalone przenajświętsze! Po okazyej jednak basiński[ej] posłał wojewoda ruski podjazdy potężne na te miejsca, gdzie słyszeli o Kozakach, chcąc się z nimi powitać za daniem znać od podjazdow. Aleć już byli uskrobali; widząc bankiet Dołgorukiego, nie chcieli takiego czekać. To to jest roztropność dobrego wodza praevenire[425] nieprzyjaciela, nie dać [mu] się zmocnić. Co by oni byli z małą garztką naszego wojska robili, gdyby się było to kozactwo z[ł]ączyło z Moskwą! A tak i Moskwa wzięli dyscypliną i Kozacy uciekli i owi astrachańscy Kałmucy zginęli, cośmy się ich lękali; i powiedali ci, co ich bili (bo tam inszym pułkom dostało się na nich napaść), że nie umieli nic i owszem, począwszy się trochę zrazu uwijać z swemi drągami, jeszcze prędzej pi[e]rzchali niżeli Moskwa, i nie słyszałem, żeby się kto skarżył na ranę od ich oręża. Tak to Pan Bog dobry, kiedy chce, pobłogosławi, doda rady zdrowej wodzom, doda męstwa i odwagi rycerzom, czegośmy visibiliter[426] doznawali w tych moskiewskich okazyach, kiedy nie było podobieństwa do wygranej tak szczupłemu naszemu wojsku. Kiedy podjazd powracał ponad Nieprem już ku swoim, taki mając ordynans, szedł mimo Mohilow. Co przedtym (jakom namienił) na wojsko przechodzące hukali, wołali, grozili kniaziem Dołgorukim, grozili kajdanami i stolicą, w ten czas ani gęby nikt rozdziawił, ani do nich strzelano. Jako to jest straszne [n]omen victoris[427], jak to Bog przeinaczy hardość ludzką i wiele o sobie rozumienie!

O Boże dobry, Boże nasz łaskawy!
Niepojęte są czynow Twoich sprawy:
Dźwigniesz, kogo chcesz; kogo chcesz, poniżysz;
Umkniesz fortuny; gdzie raczysz, przybliżysz.

Z małego wielkiem, wnet z wielkiego małem
Uczynisz snadnie, trząśniesz światem całem;
Wnet krola gołkiem[428], wnet krolem oracza,
Nędzarza panem, nędzarzem bogacza.

Słabemu dasz moc, wnet słabość mocnemu,
W lot dasz zwycięstwo wprzód zwyciężonemu;
Sprawisz to snadnie: kto przedtem rej wodził,
Wkrótce on będzie na podsobku[429] chodził.

Fortuną ludzką Twoja to zabawa
Rzucać jak piłką; wszelka nasza sprawa

Od Ciebie swoję ma dependencyą[430],
Z Ciebie upadek, z Ciebie promocyą[431].

Macedonowie Słowianom służyli,
Inszym narodom w poniewierce byli;
A potym wszystek świat opanowali,
Co więcej, inszym potem palmam[432] dali.

Z małych zbyt poszli początkow Rzymianie,
A jakąś im dał potęgę, moj Panie!
Znowuś odebrał, kiedy Twoja wola:
Ta profesya[433], ta jest ludzka dola.

Wzbudziłeś Turkow, morskich rozbojnikow,
Z g[n]uśnego gminu wielkich wojennikow;
Ta ich potęga, lubo teraz słynie,
Będzie przecie czas, że jak insze zginie.

Patrzmyż monarchow — rzućmy monarchie —
Jako się jasność ich w gruby cień kryje,
Od Aleksandra biorąc proporcyą,
Perseusowę[434] widząc mizeryą.

Nierowna w wieki krolow symetrya[435],
Wielka odmienność i dyferencya[436].
Ten wszystkim straszny światu ogłoszony,
A ten na tryumf w powrozie wiedziony.

Cesarzow rzymskich wielkie owe dzieła
Konstantynowa[437] śmierć jak oszpeciła!

Tamtym jak bogom honory dawano,
Temu na progu szyję ucinano.

[I] Pompejusza Wielkim nazywali,
Wielkie mu czyny w świecie przyznawali;
Wnet stał się małym, zbył wielkości onej,
Na brzegu Nilu w łodce pognębiony.

Rychart[438] angielski od hetmana swego,
Regner[439] zaś duński od więźnia[440] Helego
Co ucierpieli? Ten wiecznem więzieniem,
Ten głodnym wężom stał się pożywieniem.


Samson, Annibal, Henryk[441], piąty Karol,
I ci z fortuną jaki mieli parol[442]!
A przecie ich ta nie upiastowała,
Kiedy ich boska ręka dotknąć chciała.

Nie nowina to królom tego świata,
W pomyślnem szczęściu przepędziwszy lata,
Stracić koronę, orać z wołem w pługu,
Albo karetę ciągnąć z szkapą w cugu[443].

Nie nowina to, sied[e]mdziesiąt razem,
Nogi i ręce obciąwszy żelazem,
Królom pod stołem ze psy zbierać kości[444];
Taka jest dola ludzkiej szczęśliwości.

Dokazać czego, choć się kto nasadzi,
Bez wolej Boskiej nigdy nie poradzi.
Za nic potęga, za nic miryady:
Bez wolej Boskiej nie zaczynaj zwady.

Panowie Moskwa, widząc mięszaniny
I ciężkość na nas, bez żadnej przyczyny
Zaczęli wojnę, żeby nas zniszczyli
I w niewolą nas wieczną zagarnęli.

A Bogu się to nie upodobało:
Lubo nas karał, poko mu się zdało,
Ulitował się naszej niewinności,
Dał się ich nabić pewnie do sytości.

Kajdany, które na nas zgotowali,
Sami się słusznie nimi nabrząkali,

Takami wożąc dumni bojarowie
Wały i groble, jako niepanowie.

Napoili krwią miasta, pola, lassy.
I wszystek ludzi wybor temi czasy
Z gruntu wyginął, że ich bardzo mało
Celniejszych ludzi do boju zostało.

Tak powiedano, gdyby batalią[445]
Przyszło wystawić w nową kampanią,
Z prostego gminu musieliby byli
Ludzi sposobić, tak sami mówili.

Trzeba im było nie dać odpoczywać,
Iść do stolice, prywat nie zażywać;
Samby ich był strach bez szable zwojował,
który ich w ten czas wielce opanował.

Coż to, kiedy my, choć dobrze zaczniemy,
Żadnej, jak trzeba, rzeczy nie skończemy!
Nie zażywamy[446] samsiedzkiej granice,
Swojej ojczystej broniemy dzielnice.

Wojny niesłusznej z nikim nie zaczniemy;
Kto z nami zacznie, przecie się broniemy.
Kto do nas przyjdzie, to go wyłatamy[447],
A potem mu zaś bassarunek[448] damy.

Tej dyskrecyej[449] i Moskwa doznali,
Gdyśmy im ultro[450] tylko[451] frysztu dali,

Że się i w siły mogli przygotować
I bassarunek na nas wytargować.

Nie zaraz nam Bog da takie sposoby,
Do tak pozornej[452] domow swych ozdoby,
Do Jego świętej chwały pomnożenia
I granic polskich do rozprzestrzenienia,

Jak teraz było, gdy Wszechmocne siły
Takie chwalebne zwycięstwa zdarzyły.
Za co Mu chwała niech bę[dzie] na wieki,
Że nas z Swej świętej nie rzuca opieki.

Jużeśmy tedy rozumieli, że po owych tak ciężkich pracach przyjdziemy na wytchnienie, oblawszy się do sytości i swoją, i nieprzyjacielską krwią; aż przychodzą powtorne i nieodmienne wiadomości, że Chowański, zapomniawszy dawnej chłosty, znowa za ukazem carskim zebrał 12.000 wojska dobrego z owych ostatnich już dumnych bojarow i dwornych carskich urzędnikow i przeszedł Dniepr pod Smoleńskiem i zachodzi nam po polskiej stronie[453] Niepru, rezolwowawszy się by też i samemu zginąć i tak deklarowawszy carowi: wstępnym bojem na nas uderzyć, albo też [z] za Dniepra nas nie puścić, ażeby[454] był znowu Dołgoruki, przybrawszy sił, na nas przyszedł. Aleć się i na tej zawiodł intencyi, bo trudno w śpiączki złapać ostrożnego lisa. Jak prędko lisowskiego[455] jeszcze zabytku żołnierz, Czarniecki, wziął wiadomość o tej jego imprezie, zaraz poszło wojsko magnis itineribus[456] nazad do Niepra. Przeprawiliśmy się tedy na tę stronę pod Szkłowem[457], jako mogąc, jedne konie przewożąc, drugie zaś przy łodziach i przy promach pławiąc; a już były wielkie zimna, na co konie ubogie narzekały, i niejeden zęby wyszczerzył. I stanęliśmy tedy pod Szkłowem, Litwa w polu szczerym ćwierć mile od nas, my zaś nad samym Dnieprem, na kępie, ktorą oblewał. Wyprawił zaraz Sapieha na podjazd Kmicica[458], pułkownika, żołnierza dobrego, we trzech tysięcy dobrych ludzi ku Czerejej[459], gdzie się był Chowański położył obozem, pobudował jak na całą zimę i okopał, bo miał w polu zimować. Nazajutrz po wyprawionym podjeździe, podobno spiritu prophetico[460] Czarniecki natchniony, kazał otrąbić, żeby za dwie godzinie było wojsko pogotowiu wsiadać na koń, biorąc z sobą prowiantow. Tak tedy się stało. Cichusieńko przez munsztuk zatrąbiwszy, Sapieże nic nie powiedziawszy, ruszyliśmy się. Idziemy tedy lassami, a wszystko śpieszno; nie wiemy nic, po co i dokąd. A Chowański też tak uczynił: poszedł kommonikiem, chcąc nas na przeprawie zaskoczyć rozdwojonych. Potkał się tedy z Kmicicem pod Druckiem[461], alias[462] przyszedł mu z tyłu, bo już go był minął inszym traktem. (Opowiedział o Litwie mieszczanin z Drucka, ktorego tam gdzieś w drodze Moskwa porwali). Tam, jak się uderzyli z sobą, bili się, prawda, Litwa niebożęta mocno, ale nie mogąc wytrzymać, rozerwano ich; dopieroż źle, dopieroż bić, brać, wiązać. Posłał był Czarniecki przodem kilka chorągwi; to skoro przyszły do przeprawy pod samym Druckiem sive[463] Odruckiem — bo to miasteczko dwojako nazywają; jest tam rzeka Drucz, na ktorej były mosty, a te już zostały zrzucone od Moskwy — stanęli nad rzeką i posłali do wojewody, dając znać, że słuchać strzelanie i bitwę jakąś. Zaraz tedy ryścią poszło wojsko, zaraz domyśliliśmy się, że niedarmo. Przyjdziemy tedy do przeprawy nad Druckiem samym: źle, rzeka wprawdzie nieszeroka, ale dwoma nurtami idzie, dwa razy pływać trzeba, jak po poł stajania, głęboko i bystro, a zabrzeżysto[464] zaraz, jak z pieca. Moskwa prostacy spuścili się na to, że mosty zrzucili. Wiedzieli też już, że wojsko aż pod Szkłowem i sukursu mieć żadnego nie mogła Litwa; nie kazali owej przeprawy pilnować, ktorej mogliby byli zabronić należycie.
Rzecze Wojewoda: »Mści Panowie, res non patitur moram[465], mostow tu budować niemasz czasu. Słyszycie strzelanie, słychać i głosy moskiewskie: już to znać, że nie nasi onych, ale oni naszych biją. Pływaliśmy przez morze: i tu trzeba; Pana Boga wziąwszy na pomoc, za mną! Pistolety, ładownice za kołnierz!« Sam tedy wprzod skoczy z brzega; zaraz koń spłynął, bo bardzo rzeka głęboka. Przepłynął tedy, stanie na brzegu; chorągwie jedna za drugą płyną cicho, bo nie było do tego miejsca, gdzie się bili, ledwie z piętnaście stajań, tylko że za lassem, i nie mogli nas widzieć. A jeszcze woła, stojąc na brzegu: »Szeregiem, Mści Panowie, szeregiem!« Co niepodobna, bo nie kożdy koń jednakowo pływa: jeden się bardziej suwa, drugi nie tak. Nasz pierwszy towarzysz, Drozdowski, miał konia, co go był nieświadom, a on pływał jakoś dziwnie na bok; skoro tedy tak uczynił, zaraz go woda zniosła z konia, począł tonąć, konia puściwszy. Jam go uchwycił za ramię, drugi towarzysz z drugą stronę; takeśmy go między sobą pławili. Skorośmy go wynieśli, aż mowi wojewoda: »Macie szczęście, panie bracie; są tu wielkie ryby, połknąłby was był szczupak całkiem i z pancerzem« (na to przymawiając, że to był chłopek małego zrostu). Jakeśmy się przeprawili i przez drugą takąż odnogę, zaraz pułkowi krolewskiemu kazał skoczyć do bitwy, sam został drugie pułki przeprawiać. Idziemy tedy ryścią. Moskwa zdumieli się: »Czy z nieba spadli?« Tu wojsko ich nie w porządku należytym: jedni się kupą bawią, drudzy Litwę wiążą, insi po stawie brodzą, rozgromionych z trzciny wywłoczą; bo mało co zabijali naszych, chcąc jako najwięcej nabrać niewolnika, żeby zaś za swoich zamieniać. A jest tam staw wielki bardzo pod samym miastem, gęstą trzciną zarosły; tam Litwa niebożęta uciekali z pogromu. Uderzą na nas, rozumiejąc, że to drugi jaki podjazdek, wesprą nas; widzą mokrych, że z każdego ciecze, a strzelba przecie daje ognia. Nuż w się! Widzą, że coraz przybywa, jak z rękawa; u nich serce coraz mniejsze, u nas contra[466] coraz większe, bo co się ktora chorągiew przeprawiła, to jej zaraz za nami kazał skoczyć. Litwa jako barani i po kilka do kupy związanych. Kmicic, pułkownik, wypadł gdzieś z chałupy, jak go to już warta odstąpili, biega między naszymi, ręce w tył związane, woła: »Dla Boga, ratujcie!« Tak ci go tam ktoś rozerznął. A wtym porwali pachołka z naszego wojska, spytają: »Co to za podjazd?« Powie: »Nie podjazd, ale Czarniecki z wojskiem«. A tu rąbanina sroga, trupi lecą. Owi się po stawie poruchają, nurzają; co przedtym Moskal prowadził Litwina, to go już Litwin za brodę ciągnie. Wnet vicissitudo[467] i odmiana fortuny: w jednej godzinie podchlebiła im, a już ich na sztych wydała. Jak tedy zrozumieli z języka, że to nie podjazd, ale wojsko, widzą, że źle koło nich: tu im fałdow mocno przyciskają, tu coraz z lasa wymknie się chorągiew, właśnie jak kiedy owo wyrwanego tańcują. Starczyzna poczęła uciekać, wojsko też w rozsypkę. Lecz tego uciekania niedługo było, bo konie mieli zmordowane, bijąc się z Litwą i przebiegając im z inszego traktu wielkie trzy mile, bo ich już byli minęli; a trzecia, że konie mieli srodze tłuste i rozpierały się[468] im. Jakeśmy tedy wsiedli na nich, to tak cięto przez cztery mile wielkie. Kto w pierwszej mili nie zginął, to w drugiej albo w trzeciej; bo dojedziesz go, a koń pod nim stoi jako krowa, albo też już z niego zsiadszy, to klęczy, ręce złożył: to go po szyi, a dalej za drugiemi. Kto tedy w tych czterech milach nie zginął, już dalej trupa nie było. Ale jednak ich mało bardzo przybieżało do obozu, co powiedali chłopi i insi niewolnicy, cośmy ich w obozie zastali i wielkimi zastali panami; ci zdrajcy bo zaraz, jak postrzegli, co się dzieje, trzęśli szałasy. Przyszliśmy tedy do ich obozu pod Tołoczyn[469], mil siedm od tego miejsca, gdzie była bitwa; w ktorym zastaliśmy wszystko do wiwendy i wozy wszystkie, nawet koni podostatkiem. Bo owi, co uciekli, nie dostarczyli i swego porwać, gdyż zaraześmy na karku ich jechali; ci też, co byli w obozie zostali, jako to wozowi ludzie, ledwie co ktory konia dopadł, to uciekał, a ci, co zginęli, już ich rzeczy nikt nie brał. Było tedy bydła potrosze, co za wielką nowalią mieliśmy; komu się dostał woł albo jałowica, nie trzeba było gości zapraszać, sam przyszed[ł] i z trzeciego pułku, dowiedziawszy się, gdzie świeżą sztukę mięsa gotują. Bo o to było bardzo trudno, gdyż blisko granice moskiewskiej jedne by[d]ła pozabierano, drugie też, kto co jeszcze miał, to w pustyniach głębokich trzymali i lecie, i zimie. Przegłodnieliśmy byli bardzo mięsa, nie żyjąc przez kilka miesięcy, tylko ogrodnemi rzeczami, a najbardziej ćwikłą pieczoną, z ktorej rożne specyały wymyślali: pierogi pieczone, rozwierciawszy już warzoną i tak położywszy na placek, zwinąwszy jak zwyczajnie pierog, to w piec; a konopnym siemieniem rozwiercianym po wierzchu posmarował, to to wielki specyał.
Stanęliśmy tedy w ich obozie; rozdano kwatery, tak jako w jakim mieście. Litwyśmy tam już nie puścili, ktorzy za nami przyszli czwartego dnia, aleśmy im przecie udzielali legominy. Stajnie zastaliśmy gotowe i z podłogami, bo już były błota wielkie jesienne, budynki porząnne, bo się oni słusznie budują w obozach. Tabory nasze przyszły za nami w ten czas, kiedy i litewskie wojsko. Sapieha tedy osobno, jak o milę, stanął obozem. Napadły wielkie słoty, śniegi; poczęły Litwie konie szwankować i poszli na kwatery po wsiach. My zaś staliśmy w obozie, pokośmy mieli co jeść i konie nasze, ktorych lubośmy byli już uronili po trosze przez bitwy przeszłe i słoty jesienne i to pływanie na rzekach podczas zimnej wody, ale zaś napełniło się tego przez tę okazyą, że ich było dosyć i bardzo dobrych, owych astrachańskich kałmukow, bachmatow i rożnych ruskich koni.
Mogliby panowie żołnierze teraźniejszego wieku brać ideam[470] z naszego wojowania, ktorzy to często konie tracą. Ja powiedam, że oni nigdy w większych nie bywają pracach, jako my bywali, et consequenter[471] odbytu takiego nie mieli na konie, a przecię wojsko nasze nigdy nie opieszało[472]. Tak to było u nas konia stracić, jako raka z kobieli wypuścić, bo wiedział kożdy, że przy szczerem potkaniu z nieprzyjacielem może mu Pan Bog dać inszego. Weźmieć konia nieprzyjaciel: starajże się ty, żebyś mu odebrał dwoch, ponieważ takiś człowiek, jako i on, tak żołnierz, jako i on, i na nim skora nie z karaceny[473], jako i na tobie.







  1. Bachusowe święto — karnawał.
  2. Konsystencya (z łac.) — stanowisko, leże.
  3. Uniwersały, wydane w Tucholi, nakazywały gromadzić się koło Łukowa na Podlasiu.
  4. śpiesznemi pochodami
  5. Łowicz nad Bzurą w pow. sochaczewskim, wojew. warszawskiem.
  6. posłuchu
  7. w stroju cudzoziemskim
  8. Jupka (z arab. przez niem.) — krótka suknia spodnia, rodzaj kurtki.
  9. Kolet (z franc.) — kabat.
  10. Sztywle (z niem.) — buty.
  11. z potrzeby
  12. Komplacencja (z łac.) — powodzenie, wzięcie.
  13. największa lekkomyślność
  14. zubożenie
  15. Ornament (z łac.) — strój, ubranie.
  16. w domowych ścianach
  17. inaczej
  18. z potrzeby
  19. Ludwika Marja (1611†1667 10 maja) z domu Gonzagów, księżniczka mantuańska. W r. 1646 poślubił ją Władysław IV; po jego śmierci (1648) wyszła za brata jego, Jana Kazimierza (31 marca 1649).
  20. Frącymer (z niem.) — dwór niewieści królowej.
  21. Jeździe wypłacano żołd co kwartał (ćwierć), piechocie co miesiąc.
  22. Bieliny lub Bielina — wieś w woj. warsz., pow. rawskim.
  23. monety
  24. Pultynek — mały pulpit ze schowkami dla kobiecych robótek.
  25. Sztukwarkowy — skladany słojem, wykładany.
  26. z piękną mową
  27. Fr. Ołtarzowski, później podstoli rawski.
  28. wewnątrz
  29. ochotnik
  30. Alpy.
  31. stosować zamysły
  32. Peregrynacja (z łac.) — wędrówka
  33. Jazon z Jolkos w Tessalji wyprawił się do Kolchis pod Kaukazem po złote runo, które po wielu trudnościach zdobył.
  34. Rezolwować się — odważyć się.
  35. Atalanta, bohaterka niedościgniona w biegu, zabijała z tyłu włócznią każdego zalotnika, który ją w biegu wyprzedził (gdyż taki był warunek pozyskania jej ręki). Hippomenes wziął się na sposób i wyrzucał podczas biegu złote jabłka, które Atalanta zbierała i przez to dała się prześcignąć.
  36. Kleopatra, słynna z piękności królowa Egiptu.
  37. T. j. przeze mnie.
  38. okolica
  39. w dobrem towarzystwie
  40. nawzajem
  41. W rkp. wyrazy te (u dołu) obcięte.
  42. karność
  43. cóż mówić, tem bardziej, a cóż dopiero
  44. walki
  45. Artykuły wojskowe — zbiór przepisów wraz z karami za przestępstwa.
  46. Mścibów — m - ko w pow. wołkowyskim, wojew. białostockiem.
  47. Andrzej Trubecki, kniaź.
  48. Więcej nieco szczegółów o nim u Łosia (str. 52) w opisie utarczki straży przednich w wigilję św. Piotra i Pawła: »P. Słoński niejaki, białoruski majętny szlachcic, pułkownikując nad chorągwiami szlachty białoruskiej, którzy się do Moskwy przedali byli, najpierw natarł na chorągwie nasze, które były w fortropie (t. j. w straży przedniej)... kędy na przeprawie, która była miedzy wojskami, z konia zbity i pojmany, tenże pierwszy znak wygranej naszej i otuchę uczynił, którego potem na palu zawieszono«.
  49. Siemiatycze — m. nad strugą, uchodzącą o milę do Buga, w woj. białostockiem.
  50. Brześć (litewski) — m. na prawym brzegu rzeki Bug, gdzie Muchawiec do niej wpada, w woj. poleskiem.
  51. Dobra szlacheckie (ziemskie) były wolne od stanowisk i dostaw.
  52. z łaski
  53. wystarczyć
  54. Siedlce — m. w woj. lubelskiem.
  55. Tomasz Olędzki na Chłędowie.
  56. bez niczyjego sprzeciwu (zwrot sądowy)
  57. Ryza — karby, rygor.
  58. szlachtę
  59. czwarta niedziela W. postu
  60. Sam (stp.) — mąż.
  61. Delirować (z łac.) — szaleć, cierpieć na obłąkanie.
  62. Heredissa (z łac.) — dziedziczka.
  63. Ze względu na prawo dóbr ziemskich. por. str. 97 przypis 5.
  64. sprzeciwu
  65. imieniem
  66. Respekt (z łac.) — względy, wyrozumienie.
  67. Kwity poborowe wydawał poborca uchwalonego przez sejm podatku od łanu.
  68. Niedziela Biała — przedostatnia przed Wielką.
  69. dla odwdzięczenia się
  70. Poczta — poczesne, podarunek.
  71. imieniem
  72. przez wzgląd
  73. dla odwdzięczenia
  74. T. j. żywność dla ludzi i obroków dla koni.
  75. Konwersacja — rozmowa towarzyska, zabawa.
  76. dziedziczkę
  77. Stanisław Oleśnicki, był później starostą radziejowskim.
  78. Inwitować (z łać.) — zapraszać.
  79. po myśli
  80. Kozierady — w. w woj. lubelskiem, na zachód od Janowa, dziś Konstantynów: nazwę tę nadał Kozieradom ok. r. 1744 Karol Józef hr. Odrowąż Sedlnicki, podskarbi w. k., na cześć żony swej, Konstancji.
  81. dwór, służbę
  82. ludźmi, dobrze obsadzoną, w pełnej liczbie (100 — 120 ludzi)
  83. T. j. sam z 9 towarzyszami, w dziesięciu.
  84. Kotły — rodzaj bębnów, używanych w jeździe.
  85. Pasyjka — Chrystus wiszący na krzyżu.
  86. Hoży (z rusk.) — czerstwy, krzepki, żwawy.
  87. Uzurpować sobie — przywłaszczać, przypisywać.
  88. Przyjaciel — tu w znaczeniu: dozgonny przyjaciel, mąż.
  89. Ordynek (z niem.) — szyk, porządny bój.
  90. dziwne
  91. Regestr — spis towarzyszy, służących w chorągwi.
  92. Chojnice — m. w wojew. pomorskiem.
  93. Było to w sam Nowy rok, 1 stycznia 1657 r. (Łoś, 26).
  94. po bitwie
  95. układ
  96. w przytomności
  97. z woli
  98. Chleb żałobny — uczta pogrzebowa.
  99. wzywany
  100. napływ
  101. mowca
  102. przeciwstawić
  103. księgi
  104. wspierać
  105. Hieroglifik (z greck.) — napis hieroglificzny, wogóle napis.
  106. Parkę dumną, trzymającą kosę w groźnej ręce.
  107. napis
  108. Ustawy ustanawiam, władcami władam, sędziów sądzę.
  109. dłużej na los skarżyć się możem, zmienić go nie możem
  110. Dyssocjacja (z łac.) — rozstanie.
  111. ślubem utwierdzone
  112. własność
  113. Człowiek jest wzorem bezsilności, łupem czasu, igrzyskiem losu, obrazem niestateczności, szalą zawiści i niedoli.
  114. przypadek, nieszczęście
  115. cios
  116. losy razem i naraz
  117. najniebezpieczniejsze pożary
  118. strata
  119. ciosów napadów
  120. Paremja (z greck.) — przysłowie, maksyma.
  121. Żąć należy żniwo, tak każe konieczność.
  122. konieczność przystoi raczej znosić, niż opłakiwać
  123. przed oczyma
  124. przed wieki
  125. układ
  126. odrodzić się przez śmierć
  127. do powszechnego społeczeństwa
  128. nadejdzie znowu dzień, który nas na światło powróci
  129. godnie
  130. chwalony był od tego, który był w wojsku najuczeńszym i wymownym
  131. ściśle
  132. Uzanca (z włosk.) — zwyczaj.
  133. obowiązek
  134. czyny
  135. żelazny Mars depce i za nic ma złote przepychy
  136. Minerwa (Pallada) — bogini nauk i umiejętności; tu metonim.: zdolność, wymowa.
  137. Zhukać — oszołomić, onieśmielić.
  138. towarzyszów
  139. niegodnie
  140. najgodniejsze czyny
  141. od kołyski
  142. naukę
  143. Bellona — bogini wojny.
  144. zawód
  145. naturalnie
  146. szlachetnego orła pisklęta
  147. Gradyw — Mars, bożek wojny.
  148. zupełnie
  149. poświęcili ofiarę.
  150. Merło lub Merła — rz. na Ukrainie, lewy dopływ Worskły, która wpada z lewego brzegu do Dniepru. O bitwach nad Merłem wspomina także Wacław Potocki.
  151. Cecorska klęska Żółkiewskiego 1620 r.
  152. Klęska pod Żółtemi Wodami 15 kwietnia 1648, w której Czarniecki dostał się do niewoli tatarskiej.
  153. Por. iść za ż, wsiąść na koń.
  154. szczegółowo
  155. Klęska korsuńska 26 maja 1648.
  156. Zbaraskie oblężenie 1 lipca — 15 sierpnia 1649 r.
  157. Klęska pod Batohem 2 czerwca 1652.
  158. nawałności
  159. okresy czasu, przypadki
  160. owego wieku
  161. zdanie
  162. Wielkie dusze tem uporczywsze, im większe trudności.
  163. srożącego się losu wściekłość
  164. Bitwa pod Beresteczkiem 28, 29, 30 czerwca 1651.
  165. Przerwana bitwa pod Białocerkwią 21 września 1651.
  166. Łoś (str. 41) wspomina pod r. 1659 o okazji mohylowskiej, t. j. o nieudałym szturmie Stanisława Potockiego Rewery do Mohylowa nad Dniestrem, przyczem »koło pięci albo sześci tysięcy ludzi (naszych) zabito«. Ale okazja mohylowska chronologicznie pomiędzy Białocerkwią a Żwańcem pomieścić się nie da; raczej będzie to okazja monasterska, t. j. oblężenie Monasterzysk przez Czarnieckiego (na wiosnę r. 1653), a więc po (przerwanej) bitwie pod Białocerkwią (1651), a przed oblężeniem żwanieckiem (w jesieni 1653). Czy to pomyłka Paska czy jego przepisywacza, niepodobna rozstrzygnąć.
  167. Żwanieckie oblężenie (październik — 16 grudnia 1653).
  168. Męża cechuje najbardziej waleczność; ona to darzy go pogardą śmierci i cierpienia.
  169. Ruszenice — w. pod Opocznem. Kochowski (Clim. II, 30) wspomina o utarczce pod Opocznem; będzie to zapewne »okazya ruszeniecka« Paska.
  170. Gródecka okazja z Chmielnickim 29 września 1655.
  171. Wojnicka okazja z Karolem Gustawem 22 września 1655.
  172. Gołębska okazja, pod Gołębiem 8 lutego 1656.
  173. Warecka okazja, pod Warką 7 kwietnia 1656.
  174. Gnieźnieńska okazja, pod Gnieznem 6 maja 1656.
  175. Magierowska okazja, pod Magierowem 11 lipca 1656.
  176. Czarno-ostrowska okazja, pod Czarnym Ostrowem zaraz po magierowskiej, po której nastąpił układ z Rakoczym.
  177. z pogodnem czołem
  178. przeciwności losu i srogość klimatu
  179. na świadectwo naocznych świadków
  180. Gdy żołnierz, gardząc dostatkami i bogactwy, toczy boje w karności i ubóstwie, znużonemu służy ziemia za łoże, za pokarm używa, co ma, a sen jego trwa krócej, niż noc (Curtius: De rebus Alexandri Magni III, 2, 15).
  181. przymioty
  182. Było to w sam Nowy Rok 1657 (Łoś, 26).
  183. więcej, niż potrzeba
  184. otoczony tłumem
  185. Kilim — dera.
  186. hartuje się ranami męstwo (Furius u Gell. 18, 11, 4).
  187. Cynegirus, brat poety Eschylosa, zginął w bitwie pod Maratonem gdy straciwszy jedną rękę, chciał drugą zatrzymać odpływający okręt perski.
  188. Kodrus, król ateński. Kiedy w czasie najazdu Dorów na Attykę wyrocznia przepowiedziała, że ta strona zwycięży, której król polegnie, udał się Kodrus w przebraniu wieśniaka do obozu Dorów i dopóty drażnił nieprzyjaciół, aż został przez nich zabity.
  189. ofiary
  190. Achilles, syn Pelusza i morskiej bogini Tetydy, zginął pod Troją, trafiony strzałą Parysa w piętę, której owa cudowa woda nie zwilżyła, gdyż matka podczas kąpieli zakryła ją dłonią, trzymając syna na ręku.
  191. lakonicznie, t. j. krótko
  192. drobniutkiem ździebełkiem
  193. Dość (powiedzieć).
  194. wymowa
  195. wielkich ludzi nie chwalić, lecz podziwiać należy
  196. do Kartaginy
  197. zwrotu
  198. O waszej sławie lepiej zamilczeć, niż za mało powiedzieć. Cytat z pamięci, niedokładny z Sallustjusza »Bellum Iugurthinum« XIX: »De Carthagine silere melius puto, quam parum dicere«.
  199. podwójna, zdwojona
  200. Prawdziwym szlachcicem jest, kogo nietylko samo urodzenie, lecz i cnota uszlachetnia.
  201. mający być pogrzebani, nieboszczykowie
  202. szkołę
  203. dolę i niedolę
  204. potomstwo
  205. nie innym trybem
  206. żegnaj
  207. witaj
  208. Nie cały umrę: część moja uniknie Libityny. (Cytat niedosłowny z Horacego Carm. III, 30, 7).
  209. towarzysze zasłużyli
  210. uniżone prośby
  211. zasługi
  212. w miłem wspomnieniu
  213. dusza i sława nie zstępują do grobu
  214. pobożnie zmarłym
  215. w domu żałoby
  216. odmawiać obecności
  217. wymownie, uczenie
  218. i związek myśli
  219. zwłaszcza
  220. Probacja — w retoryce: dowód.
  221. mowę żałobną
  222. Jakóba Korytnickiego.
  223. W skróconem porównaniu Arcades mieści się równość wieku i wspólność doli obu nieboszczyków. Pasek ma tu na myśli Verg. Ecl. VII, 4: Ambo florentes aetatibus, Arcades ambo.
  224. przed Zielonemi Świątkami, tj. 25 kwietnia, gdyż Zielone Świątki wypadły w r. 1660 na 16 maja
  225. maleńka trzódka. Wedle nauki Kalwina ogromna większość ludzi jest już z góry skazana na męki piekielne, a tylko »maleńka trzódka« wybranych dostanie się do nieba
  226. Chłodnik — rodzaj altany, szałas z gałęzi.
  227. Soszki, sochy — dwie żerdzie na krzyż złożone.
  228. do końca roku
  229. t. j. towarzysze z pod chorągwi regimentarza Czarnieckiego
  230. okazje do zwady
  231. t. j. okazje do zwady, jak wyżej
  232. przeszkody
  233. Artykuły wojskowe zakazywały pojedynków w obozie.
  234. Po harapie (z jęz. myśliwskiego) — po sprawie.
  235. T. j. pódź jeno.
  236. Medyować (z łac.) — pośredniczyć, godzić.
  237. Pogański synu! jest złagodzeniem pierwszego stopnia, a taki synu! złagodzeniem drugiego stopnia najbardziej obelżywego zwrotu Skurwy synu! U wszystkich narodów można zauważyć dążność do zastępowania zbyt drażliwych wyrazów lub zwrotów przez mniej dosadne, więcej »polityczne«. Tak np. chłop oświecony nie powtórzy w opowiadaniu »Psia krew« lecz powie, że N. N. zaklął na czerwono, lub, jeżeli to częściej bywało, wyrazi to zwrotem: ciągle, co słowo, to psia i psia. Podobnie w życiu codziennem zastępuje się psia krew zwrotami: psia mać, psie mięso, psia kość, psia wełna lub sierść, psia noga, a nawet psia kula.
  238. Por. str. 120, przyp.
  239. miał wzgląd
  240. Przysłowie.
  241. doświadczona prawda
  242. Zastąpić — ekspens, sumę, wydatki ponieść.
  243. Por. wyżej: »dosiągłem go przez jagodę«, »urwę go w łeb«.
  244. Jan Skrzetuski, porucznik Franciszka Czarnkowskiego, starosty międzyrzeckiego i osieckiego. »Ten człowiek z oblężenia tak ciężkiego zbaraskiego listy do krola JMci Kazimierza, wpław przez staw idąc, dziwną sztuką przeniosszy niezmaczane, i kilka dni i nocy sztucznie tułając się przez wojska niezliczone prawie przeniosł do Lwowa, a tam za tak wielką swoję odwagę gardła i fortun zaledwie sto czerwonych złotych otrzymał« (Łoś, 49).
  245. zbita w kupę, skupiona
  246. znużeni
  247. Łukasz Wolski, syn podstolego rawskiego, towarzysz chorągwi Wacława Leszczyńskiego, krajczego kor., człowiek dzielny, młodzian dość doświadczony« (Łoś).
  248. Andrzej Chowański, kniaź wódz moskiewski.
  249. Zalterować (z łac.) — podrażnić
  250. krętanina
  251. Konfuzja (z łac.) — zamieszanie, trwoga
  252. Obuch — laska z osadzonym młotem, służąca do podpierania i do obrony, nieodstępny towarzysz szlachcica.
  253. Bazar lub majdan — wolny plac w obozie, rynek.
  254. Przysłowie: »Klimkiem rzucić, lub klimkiem się bawić«, t. j. zmyślić wykrętnie, zmyślić, żartować.
  255. wadę
  256. plotkarz, łgarz
  257. Lachowicze — m-ko w wojew. nowogrodzkiem pomiędzy Słonimem a Nieświeżem, wówczas najsilniejsza twierdza na Litwie, własność Sapiehów.
  258. przyrządy
  259. pomiędzy nadzieją i trwogą
  260. Musztułuk l. munsztułuk (z tatar.) — podarek posłańcowi, potem nowina, wiadomość (dobra).
  261. z przyczyny dwojakiej
  262. Urodzić — dać życie, uratować, ocalić.
  263. Sroży się Wolsk waleczny. (Nie Owidjusz, lecz Wergiljusz w Eneidzie IX, 420).
  264. Metr (z franc.) — mistrz, znawca.
  265. Jan Paweł Sapieha, hetman w. lit.
  266. oporządziło się, stanęło w gotowości bojowej
  267. odetchnienia
  268. pędem
  269. Konkludować (z łać.) — kończyć, dochodzić do wniosku końcowego, a przenośnie: kończyć walkę.
  270. Chojniaki — młode sosny.
  271. Tatarska chorągiew — Tatarow osiadłych na Litwie.
  272. Ryścią lub rysią — kłusem.
  273. Wincenty Gosiewski.
  274. Gra wyrazow: od Chowańskiego schowany (zam. wzięty do niewoli).
  275. Aleksander Hilary Połubiński, marszałek wiel. ks. litewskiego, odznaczył się w wojnie szwedzkiej; umarł 1679.
  276. Przechera — filut, frant
  277. Gruduknąć — odbić się, jęknąć.
  278. t. j. cicho
  279. Godzinki — nabożeństwo śpiewane do N. M. Panny.
  280. Połonka — w wojew. nowogrodzkiem między Słonimem a Lachowiczami.
  281. Michal Wojniłowicz, starosta krosieński, porucznik chorągwi husarskiej.
  282. Armata — w stp. imię zbiorowe: armaty, artylerja.
  283. w obliczu
  284. Pole — podle, obok.
  285. Corpus (z łać.) — szyk środkowy wojska, centrum.
  286. Tebinki — sztuki skórzane dla ozdoby, z siodła wiszące, klapy boczne siodła.
  287. wprost
  288. Berdysz — broń piechoty, topór osadzony na drzewcu.
  289. Myszka — myszaty koń, koloru myszy.
  290. Bojarowie dumni — radni, sejmowi.
  291. Rajtarja — jazda regularna, złożona z drobniejszej szlachty i ludzi wolnych.
  292. Cyga — bąk, fryga.
  293. Kałmuk — koń kałmucki. Kałmucy, mongolski szczep, koczujący w gub. astrachańskiej, trudnił się hodowlą koni.
  294. Hosudar (z rus.) — pan; hosudarowie — chorągwie bojarów dumnych.
  295. Po nim! — zdanie skrócone: Po nim jedź! Ścigaj!
  296. Domóc się (z jęz. myśliw.) — dogonić.
  297. Zlituj się!
  298. Chrest — krzyż.
  299. Zbawiciela.
  300. djabelski
  301. w owej gorącej chwili
  302. brodacza
  303. Sam — tu.
  304. naboju
  305. T. j. towarzysz z chorągwi wołoskiej; por. str. 22 przyp. 3.
  306. nieosobowo: można było
  307. Prowadzić na powodzie (lejcu).
  308. uciekający
  309. Dysarmować (z łac.) — rozbroić.
  310. Zdanie skrócone podobnie, jak często u Sienkiewicza: »W nich!« — do nich pędzę, skoczę.
  311. politowanie, darowanie życia
  312. zaufania
  313. przypuszczał
  314. t. j. naoślep
  315. Obrzednia — dość rzadka, niezbyt gęsta.
  316. Zdebilitować (z łac.) — osłabić
  317. Semen Łukicz Szczerbaty, przydany Chowańskiemu hetman nakaźny; nie zginął, lecz dostał się do niewoli.
  318. Z Litwy: Jerzy Chlebowicz, starosta żmudzki, Krzysztof Zawisza, marszałek w. lit., i Cyprjan Brzostowski, referendarz lit. Z Korony: Hieronim Wierzbowski, wojewoda sieradzki, i Stanisław Serbiewski, wojewoda mazowiecki, brat jezuity poety Macieja.
  319. Paweł Borzęcki, zięć Stanisława Serbiewskiego, wojewody mazowieckiego.
  320. wyrażać
  321. Tak w rpsie. Wedle prof. Brücknera naloty czytać: Kakże (jakże?) — su, ster (formułki grzeczności).
  322. chorągwi przewodnych tj. przeprowadzających poselstwo, konwojujących
  323. Gzło (stp.) — koszula.
  324. Karawan (z tur.) — wóz.
  325. Świece lane — odlewane, duże.
  326. potrwożeni
  327. 2 lipca
  328. uratowanie
  329. dzielnością
  330. Prokrastynować (z łać.) — odkładać do jutra.
  331. szybkość
  332. Jerzy Iwan Dołgoruki, kniaź moskiewski z rodu starożytnego, wywodzącego się od Ruryka; um. 1680.
  333. nie pozostały
  334. uwolnione
  335. Wasyl Borysowicz Szeremetjew, osaczony przez Stanisława Rewerę Potockiego i Jerzego Lubomirskiego pod Czudnowem, poddał się z całem wojskiem d. 1 listopada 1660 r.
  336. w procesji
  337. poklasku, zapału
  338. siedziba
  339. pęta
  340. Tykocin — m. nad Narwią w wojew. białostockiem; starostwo tykocińskie otrzymał Czarniecki za zasługi wojenne na własność.
  341. a tymczasem
  342. odmawiał
  343. Taki — taczki, używane do wywożenia ziemi na wał.
  344. przykładać
  345. Boćwinkowie — obelżywe przezwisko Litwinów, że to boćwinę (liście buraczane) jadają.
  346. Borysów — m. nad Berezyną w dawnem wojew. mińskiem.
  347. nie siłą, lecz postrachem
  348. Mohilew białoruski — m. nad Dnieprem dla odróżnienia od Mohylowa podolskiego nad Dniestrem.
  349. Adam Działyński.
  350. obietnicami
  351. pod pozorem
  352. niby
  353. t. j. zamnienić na husarską
  354. wszelkiemi sposobami
  355. puścić
  356. T. j. Adama Działyńskiego, starostę bratjańskiego; dla zasług ojca pozwolono konstytucją r. 1662 potomstwu trzymać toż starostwo do lat 15.
  357. szczęście
  358. lepiej uprzedzić, niż być uprzedzonym
  359. naprzeciw
  360. Krzyczów — m-ko w pobliżu rzeki Soży, w dawnem wojew. mścisławskiem.
  361. szybkiemi pochodami
  362. t. j. zagroził zabić
  363. Rekoligować się (z łac.) — pomiarkować się.
  364. Basia — lewy dopływ Proni, która wpada do Soży, prawego dopływu Dniepru.
  365. Zapewne ten ustęp pamiętników zaginął, gdyż pod tym rokiem nie znajdujemy o tem zabójstwie wzmianki.
  366. w roku
  367. z więzienia
  368. Prawo pozwalało szlachcicowi w razie przestępstwa złożyć ślubowanie na rycerską cześć, że się na wezwanie sądu stawi, a tymczasem zostawał na wolności.
  369. śledztwo
  370. na miejsce uczynku
  371. przeciwnik
  372. Osacznik — ten, co zwierza osacza, obławnik.
  373. narada wojenna
  374. przyczyny
  375. uprzedzić, niż być uprzedzonym
  376. w przystępie
  377. rzecz nie cierpiała zwłoki
  378. ochotniczych
  379. Obowiązkiem czeladzi luźnej było przedewszystkiem starać się o żywność dla ludzi i o paszę dla koni.
  380. Czosnki — rogatka, palisada
  381. czyli
  382. t. j. poprzecznie
  383. posuwać się
  384. odpornie
  385. ucieczka, schronienie
  386. Taki — zamiast obelżywego przymiotnika; por. str. 120 przyp. 1.
  387. T. j. coś obelżywego.
  388. Karpa — pniak z korzeniem.
  389. na przypadek
  390. Pleśniwy — szronowaty, biało nakrapiany.
  391. Tu! Bywaj!
  392. Tymczasem.
  393. Jakób Kudetenowicz Czerkaski, jeden z głośniejszych hetmanów cara Aleksieja Michajłowicza; um r. 1667.
  394. z przyczyny
  395. sprawiło
  396. gromił, wyrzuty robił
  397. natychmiast, nie namyślając się
  398. świeżo
  399. dobrym kłusem
  400. Buńczuk (z persk.) — ogon koński, osadzony na długim drzewcu, służący za sztandar.
  401. Buzdygan (z tur.) — rodzaj buławy.
  402. Powerek — drążek do noszenia cebrów.
  403. postanowione
  404. przy takiem współzawodnictwie
  405. powaga
  406. z przyczyny
  407. chwalebniej polec w boju
  408. w ucieczce
  409. wprost
  410. Kto dół kopie, sam weń wpada.
  411. znaczy
  412. Przygaszń lub przygasznie — obie dłonie do brania czegoś żłobkowato złożone.
  413. Urodzić — ocalić.
  414. śpiesznemi pochodami
  415. pod Czudnowem 1 listopada 1660 r.
  416. najchwalebniej
  417. ani zwiastun klęski
  418. po naszej stronie
  419. przedsięwzięcie
  420. okoliczności życia mojego, nie sprawy Rzeczypospolitej
  421. przywieść na pamięć
  422. czyny
  423. na piśmie, o ileby
  424. z paszczy
  425. uprzedzić
  426. naocznie
  427. imię zwycięzcy
  428. Gołek — hołota.
  429. Podsobek — koń z lewej strony w zaprzęgu, siodłowy, na którym woźnica siedzi. Myśl: wielki pan wkrótce będzie ciurą.
  430. zależność, zawisłość
  431. wywyższenie
  432. palmę pierszeństwa
  433. zawód
  434. Perseus, ostatni krół macedoński, umarł w niewoli rzymskiej (r. 166 przed Chr.).
  435. równość, podobieństwo
  436. różnica
  437. Konstantyn IX Paleolog, ostatni cesarz wschodniorzymski, poległ przy zdobyciu Konstantynopola przez Turków 1453 r.
  438. Ryszard II (1377—99) został wzięty do niewoli przez ks. Horeforda, który jako Henryk IV ogłosił się królem; »wieczne więzienie« trwało zaledwie kilka miesięcy, gdyż Ryszard, zrzekłszy się tronu 29 września 1399 r., 14 lutego 1400 r. już nie żył.
  439. Regner Lodbrogh (Kosmacz) 51. bajeczny król duński; Hella, syn Hamona, król Anglów. »Regner, ujęty (przez Hellę) i do więzienia wtrącony, zbrodnicze członki na pastwę wężom podał i z włókien swych wnętrzności smutnej strawy żmijom dostarczył. Gdy już po pożarciu wątroby wąż, spełniając katowskie rzemiosło, posunął się do serca, Regner przebieg wszystkich swoich dzieł zuchwałym głosem przypomniał, takie swojej powieści dając zakończenie: »Gdyby prosiaczki wiedziały o katuszy wieprza nieochybnie, włamawszy się do chlewa, pośpieszyłyby uwolnić nieszczęśnika«. Z tych słów domyślając się Hella, że jeszcze żyje kilku synów Regnera, nakazał katom spocząć i węże usunąć. Ale Regner wykonanie tego rozkazu swą śmiercią uprzedził« (Saxo Grammaticus: Historiae Danicae l. IX).
  440. Jeżeli kopista nie pomylił, to więzień byłby tu użyty w znaczeniu czynnem: ten, co co więzi (por. grzebień, przekupień...), coby było tem dziwniejsze, że na str. 148 więźniowie (dwukrotnie) mają znaczenie bierne. Może to jednak bałamuctwo przepisywacza i w autografie było:... więźniem od Helego.
  441. Henryk IV, król francuski, zamordowany w r. 1600.
  442. Parol (z franc.) — sława, obietnica, układ.
  443. Wedle Diodora. (I, 59) i Plinjusza (XXXIII, 52) król egipski Sezostris, ilekroć miał jechać do miasta albo do świątyni, kazał wyprzęgać konie z kwadrygi, a zamiast nich wprzęgać po czterech królów lub innych władców.
  444. Ks. Sędziów 1, 7.
  445. Batalja (z włosk.) — siła zbrojna, wojsko.
  446. Zażywać — tu w znaczeniu: używać sobie na czem, pustoszyć.
  447. Wyłatać (skórę) — zabić.
  448. Basarunek (z niem.) — zapłata za ból.
  449. Dyskrecja — łaska, ludzkość.
  450. sami, bez przymusu
  451. Tylko — tyle.
  452. Pozorny — okazały.
  453. T. j. po prawym brzegu Dniepru.
  454. ażby
  455. Aleksander Lisowski, słynny wódz Lisowczyków, nie czekając nieprzyjaciela, śmiałemi podjazdami odnosił świetne zwycięztwa; podobnie i Czarniecki.
  456. śpiesznemi pochodami
  457. Szkłów — m. nad Dnieprem, na północ od Mohylewa.
  458. Samuel Kmicic, późn. chorąży orszański, starosta krasnosielski i strażnik litewski, »sławny i odważny pułkownik« (Niesiecki).
  459. Czereja — m-ko między Orszą a Borysowem, nad Czereją, niedaleko jeziora, Długiem zwanego.
  460. duchem prorockim
  461. Druck czyli Odrucko — m-ko i zamek na kępie jeziora, przez które przepływa rzeka Druć, w połowie drogi między Czereją a Szkłowem.
  462. a raczej
  463. czyli
  464. z wysokiemi brzegami, stromo, spadzisto
  465. rzecz nie cierpi zwłoki
  466. przeciwnie
  467. zmiana
  468. Rozpierać się — ustawać.
  469. Tołoczyn — m. w dawnem wojew. mińskiem, nad rz. Drucią (na północ od Drucka). Odległość z Drucka do Tołoczyna wynosi mało co więcej nad 10 klm.
  470. wzór
  471. i wskutek tego
  472. T. j. nie stało się pieszem.
  473. Karacena — łuska twarda, jak u krokodyla.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Chryzostom Pasek.